Najpierw zaprosili Pilipiuka na konwent, a potem powiedzieli mu "nara". I trudno się dziwić
Szerokim echem odbił się wśród polskich miłośników fantastyki incydent związany z nadchodzącym konwentem Konline. Wśród pierwotnie zaproszonych gości specjalnych znaleźli się m.in. pisarze Andrzej Pilipiuk i Andrzej Ziemiański. Organizujące imprezę stowarzyszenie Avangarda anulowało im zaproszenia, co wywołało dyskusję i ściągnęło na organizatorów słowa mniej lub bardziej zasłużonej krytyki.
Konline to organizowany przez stowarzyszenie Avangarda (część Związku Stowarzyszeń Fandom Polski) wirtualny konwent - w jego ramach można zagrać w RPG z graczami z całego świata, wysłuchać prelekcji, wziąć udział w dyskusjach i spotkać się w wirtualnej rzeczywistości z innymi fanami tak zwanych "gier bez prądu". Organizatorzy zaprosili też gości specjalnych, wśród których znalazło się kilku polskich pisarzy. 17 lutego na facebookowym fanpage'u Avangardy pojawił się wpis zatytułowany "OŚWIADCZENE W SPRAWIE GOŚCI LITERACKICH KONLINE".
Admini wyjaśnili w nim, że podczas organizacji tegorocznej imprezy przypadkowo zaprosili autorów, których zapraszać nie chcieli. Przyznali, że jest to negatywny skutek niedokładnej komunikacji wewnętrznej - za ten błąd i wynikłe konsekwencje biorą pełną odpowiedzialność. Tak czy inaczej, cofnęli zaproszenie dla dwóch pisarzy, nie podając ich nazwisk. Poznaliśmy je dopiero za sprawą reakcji jednego z nich. Byli to Andrzej Pilipiuk i Andrzej Ziemiański. Pełne oświadczenie przeczytacie poniżej
Konline nie chce Pilipiuka - i nic dziwnego, ale...
Otrzymawszy zaproszenie na wirtualny konwent Konline niezwłocznie wyraziłem gotowość uczestnictwa. Niestety nieoczekiwanie przyszła informacja, że zaproszenie dla mnie zostało anulowane, gdyż członkom i zarządowi stowarzyszenia Avangarda nie spodobała się obecność na liście gości pisarzy o prawicowych poglądach. (poza mną ofiarą padł Andrzej Ziemiański!)
- napisał Pilipiuk na swoim blogu.
Nie sądziłem, że jako pierwszy padnę ofiarą cenzury prewencyjnej, ani że cios ten przyjdzie ze strony mojego własnego środowiska. Dziś "nowoczesność" załomotała w nasze drzwi podkutymi buciorami. To od naszej reakcji zależy czy to, co się stało, pozostanie jedynie haniebnym incydentem, wstydliwym wspomnieniem, wybrykiem garstki nieodpowiedzialnych ludzi nierozumiejących etosu naszego ruchu, czy też podobne zachowania staną się w nadchodzących latach zmorą naszej codzienności
Jakkolwiek Andrzej Pilipiuk w istocie wielokrotnie podkreślał, że jego proza odzwierciedla jego poglądy ("gdy sięgnie po nią zadeklarowana feministka bądź lewak, to odrzuci ją po pierwszych rozdziałach"), to nie one są przyczyną niechęci organizatorów do jego uczestnictwa w imprezie, będącej z założenia "LGBT+ friendly". Koordynatorzy nie chcą u siebie gości, którzy w przeszłości wielokrotnie zachowywali się w sposób z ich standardami sprzeczny (link do listy standardów podrzucili we wspomnianym poście), bo wartością nadrzędną jest dla nich poczucie bezpieczeństwa (które to pojęcie również wyjaśniają) innych. A faktem jest, że Andrzej Pilipiuk ma na swoim koncie wiele wypowiedzi co najmniej kontrowersyjnych, z których część miała charakter homofobiczny.
Warto pamiętać, że cofnięte zaproszenie dotyczy tak zwanego uczestnictwa VIP - żaden ze wspomnianych twórców nie dostał "zakazu wstępu" na konwent, co niektórzy sugerują. Wciąż mogą zgłosić swój program i wziąć w konwencie udział.
Dodajmy, że jest czymś nadzwyczaj dziwnym, że na konwencie "LGBT+ friendly" zadeklarowany korwinista, jakim jest Pilipiuk, nie otrzyma statusu VIP - kluczowa w sytuacji jest jednak pamięć o grubiańskim zachowaniu autora oraz jego stosunek do niektórych konwentowiczów i współpanelistów.
Nie ulega wątpliwości, że członkowie Avangardy - jako organizatorzy - mają pełne prawo zapraszać takich prelegentów, jakich uznają za stosowne. To impreza, której kształt zależy od planów i pracy tych właśnie organizatorów, a zatem tło podjętych przez nich decyzji (dotyczących na przykład gości specjalnych) nie powinno mieć znaczenia. Ergo: Avangarda ma pełne prawo nie chcieć prelekcji prowadzonych przez Pilipiuka.
Oczywiście, problemem jest sam aspekt grzecznościowy - zaprosić kogoś, a później to zaproszenie cofnąć, to zwykły brak kultury. Organizatorzy ewidentnie zdają sobie z tego sprawę i nie są zachwyceni z takiego obrotu spraw. W oświadczeniu czytamy: "Przepraszamy osoby, które stały się ofiarami tego błędu w komunikacji - bo z ich strony patrząc, otrzymanie zaproszenia, które zaraz potem jest wycofane, jest po prostu niegrzeczne. Widzimy to i przepraszamy". Ostatecznie zadecydowali jednak, co również podkreślają, że wolą wycofać zaproszenie, niż złamać własne zasady. I, dajmy na to, narazić grono słuchaczy na konieczność wysłuchania kilku przykrych słów, które może wypowiedzieć jeden z prelegentów.
Oczywiście, sprawę można byłoby rozwiązać inaczej - na przykład wcześniejszą rozmową z prelegentem i próbą wyjaśnienia mu, że Konline ma charakter przyjazny mniejszościom seksualnym, a od VIP-ów oczekują określonej postawy. Być może wówczas sam Pilipiuk by odpuścił.
Jedno pytanie pozostaje bez odpowiedzi: dlaczego dostało się też Ziemiańskiemu?