Fani Mrocznego Rycerza czekali na ten moment od ponad dwóch lat. "Batman" trafił nareszcie do kin i zbudził niezwykle pozytywne emocje wśród widzów. Niektórzy krytycy mówią nawet o arcydziele. Podobne głosy to jednak gruba przesada, bo film z Robertem Pattinsonem mierzy się z wieloma poważnymi problemami. I tylko z niektórych pojedynków wychodzi obronną ręką.
OCENA
Uwaga! Tekst zawiera szczegóły fabularne z nowego dzieła DC i Warner Bros. Jeżeli nie oglądaliście "Batmana", to druga recenzja bez spoilerów jest dostępna na Rozrywka.Blog.
Już dzisiaj wiemy, że "Batman" będzie sukcesem frekwencyjnym dla Warner Bros. Pictures. W pierwszy weekend w Stanach Zjednoczonych produkcja zarobiła 128,5 mln dolarów, kolejne 120 mln dokładając z pozostałych rynków zagranicznych. Tylko "Spider-Man: Bez drogi do domu" zaliczył lepsze otwarcie w dobie pandemii COVID-19, ale tam mieliśmy do czynienia z całą gamą powracających gwiazd. "Batman" to z kolei zupełnie nowa historia tocząca się w odświeżonym uniwersum, a to zawsze oznacza nieco utrudniony start nawet dla dużych marek.
Wydaje się zresztą, że "Batman" może liczyć na długi ogon w globalnym box office, bo pierwsze reakcje na produkcję z Robertem Pattinsonem, Paulem Dano, Zoe Kravitz, Colinem Farrellem, Jeffreyem Wrightem i Andym Serkisem są naprawdę pozytywne. Pytanie tylko, czy warto tak do końca ufać fanowskiemu podekscytowaniu? W dobie plemiennej walki między Marvelem i DC wielbiciele drugiego z wydawnictw często czują się w obowiązku bronić swoich ukochanych bohaterów. Batman bynajmniej nie jest tutaj wyjątkiem.
"Batman" bywa określany jako arcydzieło i majstersztyk. W to nie wierzcie, bo nowy film DC nie jest bez wad.
Produkcja Matta Reevesa mocno zainspirowała się takimi komiksami jak "Batman: Długie Halloween", "Batman - Rok zerowy" oraz "Batman: Ego", które koncentrują się na wciąż początkującym i poszukującym swojej drogi Mrocznym Rycerzu. Filmowa wersja bohatera walczy z przestępczością Gotham od dwóch lat, ale każdy sukces Batmana wydaje się zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Przestępczość ciągle rośnie, a skorumpowanym elitom wcale nie zależy na poprawie sytuacji miasta. Dostrzega to Riddler, który rozpoczyna swoją morderczą krucjatę przeciwko bogatym i wpływom od zamordowania burmistrza Dona Mitchella Jra.
Człowiek-Zagadka w nowym "Batmanie" wygląda i zachowuje się jak skrzyżowanie komiksowego pierwowzoru z seryjnym mordercą znanym jako Zodiak i którymś z popularnych 8chanowców. Grającemu go Paulowi Dano nie brak ekranowej prezencji i charyzmy, ale sam Riddler przez większość filmu działa za kulisami, od czasu do czasu tylko pojawiając się za pomocą nowego nagrania wysłanego do mediów i sieci. To strojenie min z ekranu telefonu komórkowego w pewnym momencie wytraca część swojej energii, przez co nie można mówić o antagoniście porównywalnym do Jokera z "Mrocznego Rycerza", czy nawet wrogów Batmana obecnych w obu produkcjach Tima Burtona.
Nie oznacza to na szczęście, że "Batman" ma słabą obsadę. Robert Pattinson, Jeffrey Wright, Zoe Kravitz i przede wszystkim Colin Farrell tworzą świetne kreacje.
Przed premierą produkcji dużo mówiło się o tym, czy Robert Pattinson podoła wyzwaniu. Batman to przecież okropnie niewdzięczna rola. Jednocześnie będąca na świeczniku, ale też z różnych powodów łatwa do przykrycia przez którego z aktorów grających antagonistów głównego bohatera. Robert Pattinson poradził sobie jednak bardzo dobrze z postawionym przed nim zadaniem. Wielu fanów Mrocznego Rycerza ma do brytyjskiego aktora pretensje, że jego Batman i Bruce Wayne zachowują się identycznie. Są w równym stopniu przygnębieni, mroczni, emocjonalnie nabuzowani i kryjący swoje prawdziwe oblicze przed światem.
Rzecz w tym, że w innym układzie film Matta Reevesa nie mógłby się wydarzyć. Ta historia wymaga od Bruce'a samolubności i nieumiejętności poradzenia sobie z tragedią, która dotknęła jego rodzinę. Wiele mówi się o tym, iż Batman ponosi odpowiedzialność za stworzenie wszystkich swoich najgorszych wrogów i w przypadku tej wersji, to jak najbardziej prawdziwe stwierdzenie. Wpływa na Gotham zarówno swoim działaniem, jak i bezczynnością. Batman Pattinsona na tym etapie superbohaterskiej kariery zbyt mocno kieruje się zemstą, strachem i agresją, co zbliża go do ludzi, z którymi teoretycznie walczy. Z kolei porzucenie majątku i dziedzictwa Wayne'ów sprawiło, że kontrolę nad tymi pieniędzmi mogli przejąć mafiozi i skorumpowani politycy z Carmine'em Falcone'em na czele.
"Batman" ma też niezwykle mocną obsadę drugoplanową. Jeffrey Wright idealnie wpasowuje się z postać komisarza Gordona, a jego interakcje z Batmanem wielokrotnie wzbudzają uśmiech radości na twarzy (wbrew pozorom w filmie Reevesa nie brak humoru, ale wynikającego z komizmu sytuacji, a będącego samoświadomym mrugnięciem okiem do widza). Zoe Kravitz to z kolei o niebo lepsza Kobieta-Kot od Anne Hathaway i Halle Berry. Ma w sobie niezwykłą zadziorność, dumę, głęboko skrywany mrok, ale też niepodważalny seksapil. Pobicie Michelle Pffeifer w tej roli wydawało się niemożliwe, ale Kravitz zaskakująco się do tego zbliżyła. Romantyczna relacja Catwoman z Batmanem zostaje tu dodana trochę na siłę, bo nie daje się jej wystarczająco dużo czasy na rozkwitnięcie, ale to wciąż doskonałe kreacja.
Największymi zwycięzcami "Batmana" są jednak Colin Farrell, Matt Reeves i ekipa odpowiedzialna za stronę wizualną filmu.
Irlandzki aktor umniejszał przed premierą swój udział w filmie, ale to najwyraźniej była tylko gra z fanami. W rzeczywistości Pingwin stanowi nie tylko integralną część całej opowieści, co wręcz jej najlepszą część. Farrell połączył mocną estetykę komiksowego pierwowzoru z brawurą Tony'ego Montany i wyszło mu to znakomicie. W czym oczywiście spora zasługa charakteryzatorów, którzy wykonali fantastyczną robotę, pozwalając ukryć się aktorowi w postaci. Cała strona wizualna "Batmana" to zresztą absolutny majstersztyk. Film DC wygląda po prostu zjawiskowo. Gotham zachwyca od każdej strony, zdjęcia robią wrażenie nawet w kompletnie statycznych scenach, a przy scenie pościgu Mrocznego Rycerza z Pingwinem fajerwerki zostają odpalone na całego.
Zdecydowanie mniejszy zachwyt czuję w stosunku do muzycznych wyborów Michaela Giacchino, którego na Zachodzie raczej się chwali. Główny motyw filmu wybrzmiewa odpowiednio majestatycznie, ale nadużywanie "Ave Maria" i do bólu standardowe muzyka używana w scenach emocjonalnych akurat mnie wybijały z filmu. Trzeba sobie też otwarcie powiedzieć, że "Batman" nie jest tytułem pozbawionym fabularnych mielizn. Sama długość nie stanowi jakiegoś wybitnego problemu, choć pod koniec drugiego seansu czułem już pewne zniecierpliwienie. Gorzej, że "Batman" w kilku momentach wytraca tempo i gubi obraną wcześniej drogę.
Nie do końca udało się spełnić obietnicę, że to będzie pierwsza detektywistyczna opowieść w historii ekranowych występów Mrocznego Rycerza.
Estetyka kina noir jest tu wyczuwalna na całego, ale sama historia od strony kryminalnej nie stoi na wysokim poziomie. Batman właściwie do niczego nie dochodzi o własnych siłach, bo niemal każde kolejne rozwiązanie wskazówki zostaje mu podane na tacy przez kogoś innego. Muszę się też zgodzić z częścią anglojęzycznych recenzentów, że finałowy akt "Batmana" wypada zdecydowanie najsłabiej. Od momentu zatrzymania Riddlera film wytraca swój suspens i rozpada się od strony dramaturgicznej.
Stawka niby sięga zenitu, ale w rzeczywistości Matt Reeves ściąga nogę z gazu i zachowuje się tak, jakby szefowie Warner Bros. zabronili mu kogokolwiek więcej zabijać. Dostajemy zamiast tego okropnie ckliwy i naiwny finał. Nie chodzi nawet o to, że morał całej opowieści jest nielogiczny. Wręcz przeciwnie, zgadzam się z twórcami, że właśnie tak powinien wyglądać następny etap działalności tego młodego Batmana. Dało się to jednak przedstawić w sposób o niebo bardziej interesujący. Co nie zmienia faktu, że wiele wątków "Batmana" daje nadzieję na jeszcze lepszy sequel. Poza oczywiście nowym Jokerem, którego nikt obecnie nie chce i nie potrzebuje. Ale to temat na osobną dyskusję.