Ile znacie gier osadzonych w odległej, apokaliptycznej przyszłości, gdzie zasiadamy za sterami mecha, którego przeznaczeniem nie jest bynajmniej misja pokojowa w Iraku? Nie, Saper się nie liczy. OK, a teraz policzcie, ile z tych gier to polskie produkcje. Żadna? Nie znacie Battle Rage.
Zniszczony świat, zgliszcza i garstka nielicznych, a i tym niespecjalnie zależy na odbudowaniu starego porządku. Przestępczość i walki gangów są na porządku dziennym. Co pozostaje tym, którzy chcą się wyrwać z tego chaosu? Może udział w organizowanym przez "Korporację" turnieju, gdzie główną stawką - poza sławą i kasą - jest wolność. A przegrani... Kto by się nimi przejmował.
Tak w skrócie przedstawia się fabuła najnowszej gry firmy Teyon. Cóż, pomysł nie należy, powiedzmy to sobie szczerze, do najnowszych czy najbardziej oryginalnych. Nie powinno nas to chyba jednak martwić - w końcu w grze akcji oczekujemy przede wszystkim akcji. A tej nie powinno zabraknąć.
W Battle Rage zasiądziemy za sterami mecha. Nie czeka nas jednak nauka 150 klawiszy, dzięki którym bylibyśmy w stanie podpisać się za pomocą lampek kontrolnych - gra, jak podkreślają twórcy, ma być w pełni zręcznościowa. Rzecz jasna, musiało pojawić się kilka nowych rozwiązań, aby przykuć graczy przed monitorami. Pierwszym jest fakt, że będziemy mieli wpływ na "rozwój" naszej postaci i jej robota. Oznacza to tyle, że za wygrywane walki będziemy mogli dokupywać punkty umiejętności, niczym w rasowym RPG. Tych ostatnich (znaczy się umiejętności, nie RPG-ów) ma być całkiem sporo, bowiem każdy mech ma 2 charakterystyczne dla siebie bronie: jedną do walki wręcz, drugą zaś do ataków dystansowych (które, przy odrobinie dobrej woli, możemy nazwać po prostu prowadzeniem ostrzału). Do kompletu brakuje nam tylko jakiejś naprawdę potężnych broni - a te znajdziemy na polu walki. Oczywiście, nie liczmy w takim przypadku na wiaderko amunicji - trzeba być celnym i precyzyjnym, jak to w życiu.
Na punktach umiejętności nie kończy się erpegowe podejście do walki. Już w trakcie jej samej, będziemy mieli wpływ na tak zwany "The Power Triangle", który opisuje trzy współczynniki: szybkość, siłę ognia i odporność. Początkowe ustawienie trójkąta nie preferuje żadnej z tych cech, ale jeżeli sytuacja na polu bitwy będzie tego wymagać, to będziemy mieli możliwość wzmocnienia pewnych cech kosztem innych. Niby mała rzecz, a cieszy. Drugim dodatkiem jest "Rage Mode", czyli wskaźnik obecnego rozgrzania naszego pancerza. Ciężko stwierdzić, co może się pod tym kryć, ale raczej nie siedzenie przed kominkiem. Zapewne każdy przyjęty cios będzie coraz bardziej podgrzewał atmosferę (dosłownie i w przenośni), aż do momentu, w którym zapali się lampka, czyli właśnie "Rage Mode". Wtedy do naszej dyspozycji będzie jeden śmiertelny cios w walce wręcz.
Jeżeli chodzi o same walki, to nie muszą to być pojedynki "jeden na jeden", ale nie będą to też starcia całych armii. Gra przewiduje możliwość walki dziesięciu dwuosobowych zespołów - z tym, że w danej chwili będą walczyć tylko dwa, a reszta będzie grzecznie czekać na swoją kolej.
Oczywiście nie byłoby tak fajnie, gdyby nie było trybu multiplayer. Sieciowe pojedynki będziemy mogli prowadzić na zasadach podobnych do lokalnych, aczkolwiek zmieniona będzie nieco filozofia rozdawania punktów na umiejętności, aby dać każdemu równe szanse.
Graficznie gra prezentuje się ciekawie - zwłaszcza rozmaite efekty specjalne. Na screenach Battle Rage może nie powala, ale już na trailerze zapowiada się dużo lepiej. W końcu gra akcji powinna być pokazana w akcji, prawda? Lokacje są ciekawe i zróżnicowane (powiedziałbym nawet, że kolorowe) - miejmy nadzieję, że i ich ilość dopisze (podobno każda z postaci ma mieć własną).
Gra działa na nowoczesnym silniku graficznym Destan Engine 2.0. Szokująca jest jedynie informacja o planowanej przez twórców wersji na Nintendo Wii. Cóż, niełatwo chyba będzie przenieść tak zaawansowany graficznie tytuł na słabą, bądź co bądź, konsolkę. Chyba, że na Wii planowana jest zupełnie inna wersja Battle Rage. Mech bojowy sterowany pilotem do telewizora? To ja już chyba wolę golfa.
Tak czy inaczej, warto trzymać kciuki za polskich developerów - zwłaszcza, że podobno znaleźli już wydawcę wersji PC. No to do zobaczenia na turnieju! I żadnego kampienia po kątach.