REKLAMA

Battlestations: Midway (reedycja)

Wojna na Pacyfiku, mimo iż krótsza niż w Europie, była równie dramatyczna. Zaczęła się od wielkich sukcesów Cesarskiej Marynarki, skończyła się rzuceniem Japonii na kolana. Mimo tego gry osadzone w tym teatrze wojennym spotykane są stosunkowo rzadko, jeśli przyrównać to do szału, który panuje wokół europejskich zmagań.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Na szczęście jednak pojawiają się, węgierskie studio Eidos swego czasu przygotowało prawdziwie next-genową pozycję jak na tamte czasy. Battlestations: Midway miał być innowacyjnym i zręcznym połączeniem symulatora z prostą grą akcji. Miał przy tym oferować piękną grafikę, która wykorzystałaby potencjał drzemiący w Xboksie 360 i naszych PC-tach. Jak wyszło? Nieźle, spojrzawszy na oceny i zważywszy na fakt, że nie tak dawno temu Eidos potwierdził nadejście sequela o podtytule, bardziej ogólnym niż pierwsza część serii, Pacific.

REKLAMA

Tora! Tora! Tora!

Tło historyczne akcji gry opiera się całkowicie na wydarzeniach historycznych. 7 grudnia 1941 roku Cesarska Marynarka atakuje Pearl Harbor poważnie uszkadzając i niszcząc amerykańską flotę stacjonującą w porcie. Symbolem tego potężnego ciosu stało się zatopienie "USS Arizona", choć w sumie Japończycy nie mieli wielkich powodów do dumy pod względem strategicznym. Pancerniki sięgające I wś i tak nie odegrałyby w tym konflikcie decydującej roli, natomiast lotniskowce i owszem. Na nieszczęście dla Japończyków port przed atakiem opuścił i "USS Enterprise" i "USS Lexington". Stąd też Cesarska Flota musiała się przygotować na dłuższą wojnę.

Dalszych kolei losu wojny nie będę opowiadał, po co bowiem spoilerować wam fabułę kampanii? Powiem jedynie, że Amerykanie wygrają, ale jak, o tym przekonacie się grając w grę (lub czytając książki, ale któż to czyni dzisiaj). Tryb pojedynczego gracza obejmuje i wspomnianą wcześniej kampanię i tryb wyzwań. Pierwsza opcja opiera się na szeregu misji, w trakcie których na przemian będziemy kierować dowódcą statku i pilotem samolotu. Fabuła luźno jest powiązana z realnymi wydarzeniami na Pacyfiku, weźmiemy więc udział m.in. w owym sławetnym ataku na Pearl Harbor. Niemniej kampania nie wciągnęła mnie zbytnio i w sumie szybko sobie darowałem poznawanie historii naszych bohaterów. Wpływ na to miały nie tylko dość nudnawe misje i słaba fabuła, ale także klimat tworzony przez filmiki, które były utrzymane w przedziwnej, niby luzackiej stylizacji, którą charakteryzowały choćby nienaturalne modele postaci.

Wyzwania natomiast to szereg misji podzielonych między kierowanie okrętem wojennym, łodzią podwodną i pilotowanie samolotem. Są one ciekawsze od kampanii, no i są też o wiele trudniejsze, stanowią więc dobry trening przed MP.

Akagi, Kaga, Hiryu, Soryu - Yorktown

No dobra, było trochę o trybie SP, ale pora dowiedzieć się jak w ogóle wygląda rozgrywka. A jest co opisywać. Przede wszystkim mamy do czynienia z czymś, co z jednej strony ma aspiracje do bycia symulatorem, z drugiej jednak cała mechanika gry jest wybitnie zręcznościowa. Dochodzi do tego element strategiczny i otrzymujemy z pozoru złożoną grę o wielu obliczach.

Gracz rozpoczyna każdą misję z pewną pulą wojsk, lub o wiele bardziej precyzyjnie, z zespołem floty. Zależnie od misji są to różne jednostki, najczęściej jednak mamy do dyspozycji przynajmniej jeden lotniskowiec i kilka jednostek osłonowych. Do nich zaliczają niszczyciele, krążowniki lekkie i ciężkie, a także czasami pancerniki. Okrętami pływa się bardzo prosto, strzelanie natomiast wymaga przyzwyczajenia z powodu nienaturalnego łuku, jaki robią pociski wystrzelone z dział. Wszystkie jednostki, jakie spotkamy podczas rozgrywki są oparte o autentyczne modele, odziedziczając jako tako także ich wartość bojową. I tak o ile pancernikami "Kongo" niewiele zdziałamy bez dominacji w powietrzu, o tyle "Yamato" lub "Musashi" są w stanie wytrzymać wiele fal ataku. Tutaj zresztą ujawnia się pewna irytująca umowność rozgrywki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że superpancerniki japońskie były projektowane tak, by były wręcz niezatapialne, ale w końcu je przecież zatopiono! Chyba więc mogę oczekiwać, że po kilku torpedach i kilkudziesięciu lub wręcz kilkuset bombach ten przeklęty "Musashi" pójdzie na dno?! Niestety, nie pójdzie, jeśli będziemy mieli szczególnego pecha.

Otóż, w grze część załogi statku można przydzielić do różnych prac remontowych (wypompowanie wody, gaszenie pożarów itp.). Pech chciał, że mimo znacznych zniszczeń, jakich dokonałem temu pancernikowi połączonymi siłami torpedowców i bombowców, w pewnym momencie byłem zmuszony atakować już tylko przy pomocy bomb. Poleciało ich na nieszczęsny pancernik tyle, że aż jestem pewien, że dogłębnie spenetrowały wszystkie poziomy okrętu. Niemniej ich główną siłą był pożar, a przeciwnik sprytnie sobie do gaszenia pożarów przydzielił wszystkich marynarzy. Efekt? Mimo kilkunasto minutowej ucieczki i heroicznej walki lotników mój lotniskowiec musiał ustąpić po kilku salwach pancernika.

Uff, zrzuciłem z siebie te traumatyczne przeżycie. Czas więc wzbić się w przestworza, tam sprawa jest bowiem o wiele prostsza. I tak do dyspozycji dostajemy kilka typów samolotów. Głównie będziemy korzystać z asortymentu lotniskowców także powalczymy myśliwcami, bombowcami nurkującymi i torpedowymi. Na lotniskach polowych do naszej dyspozycji dostaniemy też myśliwce eskortowe (po stronie japońskiej) i kilkusilnikowe bombowce. Także więc będzie czym polatać, szczególnie że jest ono banalnie proste. Bez kłopotów można walczyć w powietrzu na myszce i klawiaturze, choć warto pamiętać, że bombowiec obwieszony bombami jest o wiele bardziej toporny w manewrach niż niczym nieobciążony myśliwiec. Latać samolotami będziemy w kluczach, tak więc w walce pomagać nam będą skrzydłowi. Sama ona zaś będzie niezwykle dynamiczna z powodu wytrzymałości maszyn. Tak naprawdę jedynie bombowce, szczególnie latająca forteca B-17, wymagają długiej serii z karabinów.

Na koniec pozostaje nam łódź podwodna. Rozgrywka nimi raczej nie powinna nikogo pasjonować tak jak w Silent Hunter, niemniej wartość bojowa tych jednostek jest znaczna. Trudne do wykrycia, trochę łatwiejsze do zniszczenia, łodzie mogą przemknąć pomiędzy okrętami wroga i zadać decydujący cios lotniskowcom przeciwnika celną salwą torped.

Fusata Iida, Eiychiro Jyo, Takijiro Ohnishi

Oprócz rozgrywki niejako w "polu" mamy także rozgrywkę na szczeblu taktycznym, tzn. możemy na mapie kazać jednostkom udać się do danego miejsca, zaatakować dany statek, lub ochraniać swój własny. Czasami na planszy znajdziemy stocznie, w której możemy zamówić pełnoprawne okręty lub też kutry, miniaturowe łodzie podwodne czy wodnosamolot. Możemy również tworzyć małe eskadry okrętów i w podręcznym menu ustalić rozmieszczenie statków względem głównej jednostki.

Niemniej mimo pozornej złożoności całości gry, jest ona niezwykle prosta do opanowania. I niestety tym samym trochę płytka. Żaden element na dobrą sprawę nie jest "głębiej" przygotowany. Stąd też mamy dość powierzchowną rozgrywkę. Ta wada daje o sobie znać, kiedy gramy w trybie pojedynczym. AI nie jest na pewno pasjonującym przeciwnikiem.

A6M Reisen, F4F Wildcat

Inaczej sprawy mają się w grze wieloosobowej. Co prawda graczy jest bardzo niewielu, z trudem można znaleźć jakiś serwer, ale jak już nam się to uda... to nie oderwiemy się od gry przez wiele godzin. Ambicja by uratować Yamato przed zagładą, lub też z drugiej strony, rozbić japońską flotę inwazyjną amerykańską obroną Filipin, dodaje zmaganiom zaciętości. Dodatkowo gra z żywym przeciwnikiem, to przede wszystkim szereg indywidualnych zmagań w powietrzu i na wodzie, podczas których udowadniamy, kto jest ostatecznie lepszy w tym całym klikaniu. Nie brak także chwil dramatycznych, jak choćby wspomniana wcześniej próba uratowania lotniskowca. Jak dodamy do tego nieprzewidywalność rozgrywki, spowodowaną często zwykłymi błędami i gapiostwem (o, pancernik mi znikł! Torpedy musiały go ubić, zapomniałem przydzielić zawczasu ludzi do pomp (wersja łagodna na potrzeby recenzji)) to otrzymamy niezwykle grywalny tryb wieloosobowy.

Grywalny, ale niestety z wadami. A główną wadą jest niestety mała ilość map, które choć zróżnicowane, zaczynają nużyć. Bonus pack "Iowa" dodawany do Supersellera (posiadacze wersji premierowej również mogą sobie go zainstalować, jednakże muszą się liczyć z brakami w napisach) dodaje jedynie jeden, choć interesujący, scenariusz do potyczek MP. Drugą sprawą jest to, że zazwyczaj mapy są lekko niezbalansowane. Innymi słowy, obie strony mają szanse na wygranie, jednak jedna będzie musiała się więcej namęczyć w tym celu.

Isoroku Yamamoto, Chester Nimitz

Od strony technicznej gra prezentuje się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Na szczęście stylistyka znana z filmików przerywnikowych w kampanii nie zagnieździła się w samej grze. Modele samolotów są bardzo dobre, efekty graficzne i woda ładne, zaś zgrupowanie okrętów widziane z lotu ptaka piękne, szczególnie jeśli właśnie się toczy bitwa. Najefektowniej oczywiście wyglądają zgrupowania lotniskowców, kiedy możemy podziwiać startowanie maszyn z ich pokładów, a w przypadku bitwy wielkie pożary i słupy dymu. No i oczywiście piękno "Yamato" jest klasą samą w sobie. Niestety w przypadku pancerników ujawnia się największa łyżka dziegciu, jaka jest w tej beczce miodu. Bowiem oprócz już pewnych niedoskonałości graficznych z racji wieku gry, rażą salwy pancerników. Nie przypominają one ani trochę efektu, jaki powinny dawać wielkokalibrowe działa. Kłęby dymu, jakie się przy tym wydobywają są identyczne jak w przypadku zwykłych niszczycieli. Kontrastuje to z potężnym dźwiękiem, jaki się wydobywa przy ostrzale. No właśnie, audio. Ona nie zestarzała się ani trochę, karabiny, ryk silników, dźwięk wybuchów jest taki, jaki być powinien. Muzyka zaś, choć jest tłem, to potęguje skutecznie klimat zmagań na Pacyfiku. Tak samo jak animacja i efekty. Co jak co, ale atak fali samolotów na zespół okrętów jest jednym z najpiękniejszych doświadczeniem w tej grze.

REKLAMA

7 kwietnia 1945 - 14:23

Podsumowując, gra mimo lekkiego postarzenia się i pewnych niedogodności, jak stosunkowo słaby tryb SP, czy pewna płytkość rozgrywki, jest na pewno warta zapoznania się. Grywalność, jaką oferuje ona w trybie MP jest wręcz niesamowita i przysłania nawet niewielką ilość map, lub małą ilość graczy (co można rozwiązać namawiając znajomych do wspólnych batalii, wskaźnik zawziętości walk wzrośnie). Za cenę obecnej reedycji warto zanurzyć się w nią i poczuć klimat walk na Pacyfiku. Wyjątkowy klimat, który na pewno odciągnie na dobre kilka miesięcy graczy i pasjonatów historii od europejskich teatrów działań. A po dłuższym męczeniu pozycji pozostaje zakup Silent Huntera IV i oczekiwanie na sequela.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA