REKLAMA

To nie jest program dla starszych i poinformowanych ludzi – premier Morawiecki wystąpił u Blowka

Uwaga! Sprawa jest poważna. I to bardzo. Zamykane restauracje, szkoły i kina to przy tym pikuś. Koronawirus sprawił, że premier Mateusz Morawiecki zdecydował się wystąpić u youtubera, aby rozprawić się z fake newsami krążącymi po sieci. Fajnie, ale jednak mam niesmak.

Kadr z "Czy miasta będą zamknięte?"
REKLAMA
REKLAMA

Spece od wizerunku premiera na szczęście wykazali się większym instynktem samozachowawczym niż PR-owcy z podlaskiego Urzędu Marszałkowskiego i nie zaprosili na wywiad z politykiem Lorda Kruszwila. Mateusz Morawiecki usiadł naprzeciw Blowka, który na co dzień zajmuje się testowaniem lifehacków z TikToka i informowaniem o kolejnych nałożonych na niego banach. Przyczynkiem do rozmowy okazały się różnorakie informacje krążące po sieci.

Przez kilka dni w internecie pojawiały się teorie spiskowe dotyczące kolejnych działań rządu, próbującego zapobiegać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Przedstawiciele władzy zdecydowali o zamknięciu placówek oświatowych i instytucji kultury. Ze sklepowych półek w ekspresowym tempie znikał papier toaletowy, makaron i ryż. To wszystko miało być jedynie zapowiedzią koronageddonu. Nie zabrakło bowiem pogłosek, że sprawa stanie się jeszcze gorsza.

Po internecie zaczęły rozprzestrzeniać się teorie, jakoby rząd z niedzieli na poniedziałek zamierzał zamknąć miasta i wprowadzić stan wyjątkowy.

Informacje te pochodziły oczywiście od rzetelnych źródeł, pokroju ciotki wujka szwagra byłej sprzątaczki, która miała kontakt z wysoko postawionymi osobami w którymś ministerstwie czy kancelarii prezydenta. Właśnie te pogłoski zostają zdementowane na początku wideo „Czy miasta zostaną zamknięte?” jaki wczoraj pojawił się na kanale Blowka.

Premier dementuje po kolei pogłoski krążące po sieci. Po zaprzeczeniu, że miasta zostaną zamknięte, premier zapewnia, że województwa też nie będą na razie zamknięte, że na dzień dzisiejszy nie planuje się obowiązku odrabiania lekcji w wakacje, czy przekładania matur. Zaraz, kto przygotowywał te pytania? Może wychodzi ze mnie stary zgred, ale nie wygląda to na rzetelną, dziennikarską robotę. I nie miało szans, żeby choć ją imitować. Blowek, który nie ma doświadczenia w rozmowach z politykami, poprosił swoich fanów, żeby to oni wymyślili poruszane w dyskusji tematy.

Nie wyszło to zgrabnie.

Wszystkie podane w wideo informacje można poznać, spędzając dłuższą chwilę na jakimkolwiek kanale newsowym, gdzie z mniejszymi (na TVP Info) lub większymi (na TVN24) wątpliwościami jesteśmy zapewniani, że rząd ma wszystko pod kontrolą. Ewidentnie osoby, które edukację mają za sobą i sprawdzają najnowsze doniesienia nie są targetem Blowka. Ci już po kilku minutach pewnie zdecydują się na wyłączenie filmiku.

A przecież cel jest szczytny. W końcu tutaj chodzi o dotarcie do jak największej liczby osób, aby zapobiec szerzącej się panice. Również tych najmłodszych i spędzających więcej czasu na graniu w „Minecrafta” niż czytaniu doniesień ze świata. I jakby platforma jest w porządku. Popularność youtubera również się zgadza (4,35 mln subskrypcji). Wykonanie nie jest jednak najlepsze. Nie jest to wina Blowka. Jego działka jest po prostu inna. Zaproszenie na rozmowę z premierem było rzuceniem go wilkowi na pożarcie.

REKLAMA

PR-owcy premiera, a może nawet szerzej rządzących polityków, zasługują jednak na pochwałę.

Próbują w końcu przeszczepić na polski grunt trendy amerykańskie i podążać za nowoczesnością. Barack Obama za swojej kadencji bardzo sprawnie wykorzystywał różne internetowe platformy, a Donald Trump wyraża swoje stanowisko na Twitterze częściej niż w Fox News. Rodzimi politycy podążają wytyczoną przez nich ścieżką. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że to jak to wygląda u nas w porównaniu z tym jak to się robi za oceanem wypadamy mniej więcej tak jak „Diablo. Wyścig o wszystko” przy „Szybkich i wściekłych”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA