REKLAMA

Lord Kruszwil wyzwiskami i przekleństwami promuje Podlasie za 50 tys. zł

Życie sławnego youtubera pełne jest splendoru. Hotele chcą, żebyś u nich nocował za darmo, właściciele restauracji karmią cię za krótki filmik, a do tego kurier przynosi ci do domu wiele gratisów. Czasem możesz też dostać 50 tys. zł za zrobienie klipu promującego jakiś region. Jeśli marzy wam się kariera internetowego influencera, spróbujcie nie podążać drogą Lorda Kruszwila.

zdj. z YouTube "Pojechaliśmy na Podlasie"
REKLAMA
REKLAMA

Na początek przyznam szczerze, że całkiem zapomniałem o istnieniu takiej persony jak Lord Kruszwil. Jak wiele mi podobnych osób, które zamiast na głupie filmiki z internetu wolą przeznaczać czas na poszukiwania wartościowych treści jedynie na interesujące ich tematy, po raz pierwszy o youtuberze usłyszałem w ubiegłym roku. Stało się to za sprawą zgłoszenia jego zachowania do prokuratury. Na jednym z opublikowanych nagrań miał bowiem demoralizować małoletniego, wyzywać go i zmuszać do czynności seksualnych. Nie było to zbyt zachęcające do bliższego zapoznania się z działalnością influencera. Dzisiaj przypomniał mi o sobie dzięki wideo o nazwie „Pojechaliśmy na Podlasie”. Wpisuje się ono w przyjętą przez niego formę promocji samego siebie. Niestety miała to być również promocja regionu. A to nie wyszło za dobrze.

Filmik zaczyna się od przeglądania memów o Podlasiu i postanowienia, aby tam wyruszyć i przekonać się jak jest naprawdę. Już po tym fragmencie uszy więdną i pojawia się zażenowanie. Potem jest jeszcze gorzej. Kiedy twórcy nagrania docierają do celu, przeklinają do siebie, Kruszwil stwierdza, że jest w d****, a następnie zaczyna się zwiedzanie. I o matko, youtuberzy dziwią się niestandardowemu wyglądowi krzyża. „Taki design” - komentuje Lord Kruszwil ignorując fakt, że to krzyż prawosławny. Potem zajmuje dom, bo „żeby się czegoś w Polsce dorobić, trzeba to ukraść”. Zachwyca się luksusowym hotelem w Białymstoku i ubolewa nad brakiem spodziewanej obecności meneli na Podlasiu. I tak to mniej więcej wygląda.

Nikt nie musi tego oglądać. I nawet nie oglądał.

Bo filmik pierwotnie został opublikowany w maju 2019 roku i od tamtej pory regularnie pojawiał się i znikał z platformy. Odkopała go redaktorka portalu waszaturystyka.pl. W tekście źródłowym nie chodzi jednak o samo oburzenie klipem, ale faktem, że była to zlecona przez Urząd Marszałkowski forma promocji Podlasia. Co więcej, wcale nie tania, bo kosztowała 50 tys. zł. Autorka artykułu postanowiła poprosić UMWP (Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego) o wyjaśnienie.

Z wystosowanego przez rzeczniczkę UM oświadczenia dowiadujemy się, że kampanię przeprowadził Departament Współpracy z Zagranicą i Promocji, a agencją pośredniczącą w zleceniu był Polsat Media AdTube. Zastanówmy się, jak to mniej więcej wyglądało. Na zlecenie UM Departament szuka odpowiedniego do promocji regionu influencera, zgłaszając się do agencji zrzeszającej gwiazdy internetu. Ci szukają kogoś z odpowiednią liczbą likeó'w i subów. Pada na Lorda Kruszwila. I w końcu, po tym jakże przydługim wstępie, dochodzimy do sedna sprawy.

Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do influencerów.

Odkryli na siebie sposób, wykorzystując narzędzia dane im przez współczesną technologię. I bardzo dobrze. W sieci można znaleźć wiele wartościowych filmików, podcastów czy ciekawych instagramowych postów. Czasami jednak pewne osoby zyskują internetową sławę zupełnie niezasłużenie. Bo przecież do wieczornego piwka po pracy najlepiej ogląda się głupie wideo. Takie prostackie, które pozwoli odpocząć szarym komórkom. Dla takiego youtubera to świetna wiadomość. Cyferki pod kolejnymi nagraniami stają się coraz większe, a on otrzymuje większą kasę i więcej ofert współpracy. Dla świata nie wygląda to już tak różowo, bo właśnie narodziła się nowa (pato)gwiazda, której słownictwo ogranicza się do przekleństw, a zainteresowania do używek.

Niekoniecznie przypadek Lorda Kruszwila jest tak skrajny jak Rafatusa czy Marty Linkiewicz. Owszem, publikuje on treści o charakterze patologicznym. Wydaje się jednak o wiele bardziej ogarniętym życiowo chłopakiem. W końcu, jak sam kiedyś stwierdził, prawdziwych pieniędzy nie zarabia dzięki platformom społecznościowym, a za sprawą własnego sklepu z ubraniami. Poza tym na walkę w Fame MMA 5 z Mini Majkiem zgodził się pod warunkiem, że część jego wynagrodzenia zostanie przekazana na wybrany cel charytatywny, a federacja dorzuci na ten cel dodatkowe 50 tys. zł. Chwalebne, całkiem niezły przykład dla fanów. Co innego, jeśli chodzi o jego działalność internetową.

Na swoich filmikach zachowuje się bowiem zupełnie inaczej.

Swój kanał prowadzi od 2017 roku. Internetową sławę zdobył dzięki przekleństwom, durnym prankom, wymianie wyzwisk ze współpracownikiem nazywanym Kamerzystą i ogólnie udając bogatą, acz dysfunkcyjną jednostkę społeczną. Jak można przeczytać w wielu miejscach w sieci, Kruszwil jest jednym z najpopularniejszych i najbardziej kontrowersyjnych influencerów. Prawda! Po usunięciu kanału po wspomnianym problemie z prokuraturą w zeszłym roku, założył nowy kanał. Dzisiaj ma on ponad 1,2 mln subskrybentów. A dodajmy do tego, że jako Disco Marek (pseudonim youtubera, pod którym nagrywa piosenki disco polo) ma ich aż 2,8 mln. Te liczby robią wrażenie. W pewnym stopniu każda osoba stojąca za przywołanymi statystykami stała się więc współautorem „Pojechaliśmy na Podlasie”.

Bo nie oszukujmy się, dla agencji, urzędów i wszystkich zainteresowanych tylko liczby się liczą. Kiedy Kruszwil w swoim stylu narobił problemów województwu podlaskiemu, filmik wycofano. Zdecydowano się nie kontynuować współpracy z influencerami i skupić się na prowadzeniu własnych kanałów społecznościowych. A można było temu zapobiec i po prostu sprawdzić wcześniej, z kim podejmują współpracę.  Podejrzewam, że nikt ze wspomnianych agencji i departamentu, a szczególnie urzędu nie obejrzał w całości żadnego filmiku z kanału Kruszwilla. Popatrzyli na liczby! A te można było łatwo przełożyć na zasięgi, a co za tym idzie zmonetyzować je. Tak to właśnie działa. Dla nich jakość danych treści nie ma znaczenia. Hajs musi się zgadzać. Suby muszą się zgadzać. Widzowie muszą się zgadzać.

Dlatego powinniśmy zastanowić się dwa razy, zanim klikniemy w jakiś filmik, post, zdjęcie. Zastanowić się, czy to jest osoba, z której chcemy zrobić gwiazdę. Bo to my stworzyliśmy Lorda Kruszwila. My stworzyliśmy Rafatusa i Martę Linkiewicz. Tymi właśnie bezmyślnymi kliknięciami. Być może nawet oglądaliśmy to ironicznie, dla tzw. „beki”. Co z tego? Dla tych na górze miało znaczenie tylko to, że oglądaliśmy.

Podobnie rzecz ma się z telewizją.

REKLAMA

Włączamy jeden serial paradokumentalny, żeby się pośmiać z amatorskiej realizacji, drewnianych dialogów i „głupich akcji”. Ale oglądalność jest. Dla producentów nie ma znaczenia, czemu coś oglądaliśmy. Oni otrzymują sygnał, że niskim nakładem kosztów mogą stworzyć hit. Format zaczyna się więc powtarzać na innych stacjach. A to wszystko przez to, że oglądaliśmy „Dlaczego ja?” dla „beki”.

Nie jestem bez winy. Sam nieraz włączałem coś, czego nie chciałbym promować. Ale ostatnio takich treści jest bez liku. Gubię się w nich i nie chcę ich znać. Niestety atakują mnie z każdej strony. Właśnie dlatego, że kiedyś kliknąłem czy obejrzałem w tv coś, czego nie powinienem. Filmik „Pojechaliśmy na Podlasie” powstał z tego samego powodu. Bo kilka milionów osób regularnie klikało w coś, w co nie powinni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA