Gęsty thriller i czarny humor to esencja nowego serialu Netfliksa. Ta produkcja to petarda
Netflix postanowił zaserwować widzom kolejną interesującą produkcję, która z pewnością przypadnie do gustu fanom produkcji true crime. "Bodkin" to zanurzony w irlandzkim klimacie serial, gdzie gęsty thriller miesza się ze specyficznym dowcipem i lokalnym folklorem. Całość dopełniają wspaniale zbudowani bohaterowie, którzy nie podejrzewają, że to, co miało być ekscytującą podróżą po materiał do podcastu, odkryje mroczne tajemnice tytułowego miasteczka.
OCENA
Biblioteki serwisów VOD pękają w szwach od filmów i seriali kryminalnych opartych na faktach. Fani tego gatunku zasłuchują się dodatkowo w mrocznych podcastach o seryjnych mordercach i mrożących krew w żyłach zabójstwach, które na samą myśl wywołują gęsią skórkę. Teraz przyszedł czas na prawdziwą bombę, która wpadła dziś do serwisu Netflix, a jest nią 7-odcinkowy kryminał "Bodkin" autorstwa Jeza Scharfa. I tytuł wcale nie należy do gatunku true crime, to skupia się na bohaterach, którzy podążają tropem prawdziwej zbrodni. Zapewniam, że po 1. odcinku będziecie głodni tego, co wydarzy się dalej.
Bodkin - recenzja serialu serwisu Netflix
Bohaterką serialu "Bodkin" jest Dove (Siobhan Cullen), pochodząca z Dublina dziennikarka śledcza, która pracuje w Londynie dla gazety "The Guardian". Twardo stąpająca po ziemi kobieta jest konkretną i zdeterminowaną reporterką, którą interesują wyłącznie fakty. Dove mierzy się jednak z największym kryzysem zawodowym w swojej karierze, kiedy odkrywa, że jej informator powiesił się w swoim mieszkaniu. Wbrew sprzeciwom dziennikarki, redaktor naczelny decyduje się na przeniesienie jej z Londynu do rodzinnej Irlandii, gdzie ma zająć się współpracą z podcasterem Gilbertem Powerem (Will Forte).
Gilbert jest największym przeciwieństwem Dove - czarujący amerykański podcaster o irlandzkich korzeniach przyciąga do siebie ludzi swoim urokiem, by zaskarbić sobie ich sympatię, wzbudzić zaufanie i wydobyć najgłębiej skrywane wspomnienia. Gilbert wraz ze swoją researcherką, Emmy (Robyn Cara), postanawiają zbadać tajemniczych zaginięć sprzed 25 lat, które miały miejsce po obchodach Samhain, czyli irlandzkiego odpowiednika Halloween. Wraz z niezadowoloną Dove udają się do miasteczka Bodkin, gdzie ćwierć wieku temu odkryto zniknięcie trzech osób: Fiony Doyle, Malachiego O'Connora i anonimowego chłopca. Z biegiem czasu okazuje się, że wątki zaczynają się ze sobą zbiegać, a bohaterowie odkrywają, że pozornie idylliczne miasteczko skrywa mroczną tajemnicę.
Produkcja zaczyna się mocno i od tej pory napięcie wciąż wzrasta. Historia jest poprowadzona w taki sposób, by widz nie spodziewał się tego, co nadejdzie za chwilę. Nie dane jest nam długo nacieszyć się zapierającymi dech w piersiach widokami czy rozgoszczenie się w lokalnym irlandzkim pubie - reżyser szybko (i płynnie) sprowadza nas na ziemię, co jest jedną z zalet "Bodkina". Nigdy nie wiadomo, kiedy przestanie być miło i przyjemnie.
Świetnie poprowadzona historia nie byłaby jednak tak atrakcyjna, gdyby nie jej bohaterowie.
Właściwie każdy z bohaterów dostał swoje 5 minut, a historia bez któregokolwiek z nich nie byłaby już taka spójna. Siobhan Cullen w roli Dove była wybitna - aktorka perfekcyjnie oddała charakter niezłomnej dziennikarki, która wydaje się być wrogo nastawiona do świata. Jest twarda i momentami nieprzyjemna, jednak paradoksalnie nie ma powodu, aby jej nie lubić - mimo jej trudnego usposobienia, chce się jej kibicować. Podobnie jest z Gilbertem, który jest absolutnym przeciwieństwem dziennikarki śledczej - jego nazbyt entuzjastyczne podejście i uprzejmość mogą chwilami denerwować, jednak jest w nim coś ujmującego, co sprawia, że trzyma się za niego kciuki. Świetnie jest napisana również postać Emmy, researcherki Gilberta. Młoda i nieopierzona podcasterka jest urocza w swoim podekscytowaniu kryminalnym śledztwem.
Twórcy pochylili się jednak nie tylko nad głównymi bohaterami - postaci, które pojawiają się nawet na kilka sekund, czy to przypadkowi przechodnie, czy to gospodyni czy śpiewający klient lokalnego pubu, nadają charakter tej produkcji. Pozwala to jeszcze mocniej wczuć się w klimat i irlandzki folklor - po obejrzeniu "Bodkina" zaczęłam planować już podróż do Irlandii, kadry na fikcyjne miasteczko i naturę są niesamowite. Poznajemy nie tylko te barwne, turystyczne miejsca, ale również surowość i swojskość reprezentowaną przez mieszkańców.
Zaletą "Bodkina" jest także balans między czarnym humorem a elementami thrillera.
Serial sprawia, że widz nie staje się przebodźcowany ani w jedną, ani w drugą stronę - ta sinusoida emocji jest perfekcyjnie wyważona. W jednej chwili można parsknąć pod nosem, kiedy na ekranie dzieje się coś zabawnego (lecz nie nachalnego), natomiast w drugiej - tętno zaczyna przyspieszać i cała uwaga zostaje automatycznie zwrócona na wydarzenia, których kompletnie się nie spodziewaliśmy.
Zwykle bywa tak, że produkcje, które krzyczą "historia oparta na faktach" są chętniej przez widzów oglądane. "Bodkin", choć twórcy twierdzą, że historia została zasłyszana w pubie, nie nawiązuje jednak do prawdziwej historii. Miasteczko jest fikcyjne, podobnie jak zbrodnia i bohaterowie. Mimo to produkcja z pewnością spodoba się fanom true crime, a szczególnie podcastów z tego gatunku. Zdecydowanie warto rzucić na nią okiem!
O produkcjach Netfliksa przeczytasz więcej na łamach Spider's Web: