REKLAMA

Nowa produkcja Netfliksa miała wypełnić lukę po jednym z najlepszych seriali. Sprawdziłem, czy się udało

O „Facecie z zasadami” jeszcze przed premierą pisano, że będzie to duchowy spadkobierca „Sukcesji”. Niestety, ta opowieść o magnacie nieruchomości - adaptacja powieści Toma Wolfe’a z 1988 r. - nie ma w sobie nic z obsypanego nagrodami serialu HBO. A co gorsza, nie ma też swojego charakteru.

facet z zasadami netflix serial recenzja opinie jeff daniels obsada
REKLAMA

„Facet z zasadami” został stworzony przez Davida E. Kelleya (znakomite „Wielkie kłamstewka”, udane „Prawnik z Lincolna”, „Miłość i śmierć”, „Walka z Goliatem” i wiele innych) - cenionego i nagradzanego scenarzystę i producenta. Zdarzyło mu się kilka potknięć, zdarzyły się produkcje średnie, a spora część podbiła serca widzów. Tym razem Kelley postanowił adaptować i przenieść do czasów współczesnych fabułę autorstwa Toma Wolfe’a, angażując do tego świetną ekipę (Jeffa Danielsa, Dianę Lane, Toma Pelphreya Williama Jacksona Harpera, Lucy Liu, Billa Campa i Reginę King, która wyreżyserowała połowę epizodów). Niestety, jak na tytuł o takim potencjale, z takim twórcą i - przede wszystkim - o tak cenionym, satyrycznym rodowodzie, z którego można czerpać garściami, serial okazuje się rozczarowująco niedopracowany na wielu płaszczyznach. Zwłaszcza w eksplorowaniu oryginalnych założeń.

Większość kariery Wolfe’a opierała się właśnie na pracy dziennikarskiej; jego pierwsza powieść „Ognisko próżności”, był satyrą społeczną na Nowy Jork z lat 80. i pomogła zdefiniować wpływ boomu na Wall Street na kulturę. Podobnie jak ta książka, „A Man in Full” (tytuł oryginalny) stawia postać bogatego białego biznesmena na tle krajobrazu nierówności rasowych i świata politycznych machinacji. Charlie Croker staje w obliczu bankructwa i stara się za wszelką cenę ocalić swoje imperium i sprostać tym, którzy chcą się wzbogacić na tych okolicznościach.

REKLAMA

Facet z zasadami - recenzja serialu Netfliksa

David E. Kelley to twórca, który przyzwyczaił widzów do pewnego - znaczy się: przeważnie co najmniej solidnego - poziomu swoich produkcji. Niestety, w „Facecie z zasadami” zawodzi, marnując talenty członków obsady i wachlarz oryginalnych, ciekawych charakterów. Miks Logana Roya i pułkownika Sandersa - Charlie Croker, w którego wciela się charyzmatyczny jak zawsze Jeff Daniels - nie wystarcza, by spojrzeć na całość z uznaniem. Daniels jest bowiem jednym z niewielu wyróżniających się ponad bolesną przeciętność komponentem.

Kelley próbuje dotknąć tematu dysproporcji między klasą robotniczą i wyższą w Atlancie, robi to jednak okrężnie, zachowawczo, w sposób ani interesujący, ani nowatorski. Momentami trafia w punkt kilkoma bezczelno-komicznymi dialogami (które są zaczerpnięte bezpośrednio z oryginału), jednak ta fantastyczna energia pojawia się chwilę, by zaraz zniknąć. Takiej dialogowej i realizacyjnej brawury przydałoby się znacznie, znacznie więcej - tym bardziej w kontekście bliskiego rzeczywistości obrazu amerykańskiego systemu sądowniczego i doświadczeń czarnoskórych mężczyzn.

Czytaj więcej o nowościach Netfliksa w Spider's Web:

Twórca gubi się w kwestiach społecznych, które nie mają szansy wybrzmieć - zaserwowane są w sposób wiarygodny, ale chaotyczny. Nie ma szans na odpowiednie ich zgłębienie, bo Kelley raz po raz przeskakuje po kolejnych postaciach - a tych jest tu zdecydowanie zbyt wiele. Co gorsza, w tym nadmiarze tylko nieliczni mają coś ciekawego do zrobienia czy opowiedzenia; większość jest dość bezbarwna, a widz szybo traci nimi zainteresowanie. Nie twierdzę, że Kelley przedstawił nam przede wszystkim mdłych i płytkich bohaterów - widać, że w większości przypadków starał się nadać im wiarygodne charaktery, podkręcić nimi dramaturgię - ale próbując chwycić zbyt wiele srok za ogon, osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego. Ta fuzja zbyt wielu istotnych, aktualnych tematów zniekształca wizję, utrudnia ułożenie kompletnego, jakościowego obrazu.

REKLAMA
Facet z zasadami

Zwłaszcza, że w związku z mnogością bohaterów Kelley stosuje też sporo skrótów ich względem, spłaszczając wiele złożonych, istotnych kwestii. Na dwie strony barykady - tych, co mają i tych, którym brakuje - rzuca okiem dość powierzchownie, nieumiejętnie przekładając problematykę polityki lat 90. na współczesne problemy społeczne (fuszerka, bo wiele elementów fabularnych wydaje się odstających od warunków teraźniejszości). Podrzuca widzowi pod nos wszystkie te postacie (kobiece szkicując karygodnie wręcz pobieżnie) i oczekuje, że ten już na wstępie zaangażuje się w ich losy.

Niestety, nie poświęca zbyt wiele czasu nakreśleniu relacji, wyjaśnieniu motywacji i całej masy przyczyn, m.in. konfliktów. Trudno jest wkręcić się w śledzenie ich losów, gdy fabuła startuje nie próbując nawet osadzić nas głębiej w świecie Charliego - zanim zdążymy zorientować się w postaciach, realiach, sporach, zostaniemy wciągnięci w konflikt. I właściwie mamy go gdzieś. Tym bardziej, jeśli spróbujemy skupić się na szerszej perspektywie.

To produkcja najprzeciętniejsza z przeciętnych, która miała potencjał na bycie czymś więcej. Niepełny obraz, niedogotowany komentarz, poszatkowana i nieciekawa opowieść, nadmiar bohaterów, którzy nie będą was obchodzić - nie tak to powinno wyglądać.

Facet z zasadami jest dostępny na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA