Niedawno Christopher Nolan ostro skrytykował Netfliksa za rzekomo szkodliwą dla branży politykę. Zakłada ona brak okresu, w którym filmy dostępne są wyłącznie w kinach. Twarzą firmującą przeciwny pogląd stał się Will Smith, promujący aktualnie film Bright.
Bright to pierwszy film Netfliksa o budżecie godnym hollywoodzkiego blockbustera. Według niepotwierdzonych informacji, jego realizacja kosztowała 100 mln dol. Jego reżyserii podjął, się znany z Legionu samobójców, David Ayer, a główną rolę w filmie gra Will Smith.
Akcja rozgrywa się w alternatywnym, magicznym Los Angeles, w którym to Smith jest gliną, a jego partner jest… Orkiem. Cóż, rozważania nad tym czy w tym szaleństwie jest metoda odłóżmy na bok, Skupmy się na fakcie, że film ten od razu, w dniu premiery, będzie dostępny dla wszystkich użytkowników Netfliksa, który ów film wyprodukował.
Will Smith i David Ayer nie przejmują się obawami Christophera Nolana.
Jak Smith zauważył podczas spotkania z prasą na Comic-Con, usługi VoD nie szkodzą w żaden sposób kinom. Twierdzi tak na bazie obserwacji swoich nastoletnich dzieci, które same, intuicyjnie i wedle humoru, wybierają, który film obejrzeć na Netfliksie, a który w kinie. Jak twierdzi, kino i streaming to dwa zupełnie odmienne doświadczenia. Wygoda Netfliksa jest dla kin nieosiągalna. Podobnie jak magia wielkiego, kinowego ekranu jest nieosiągalna dla Netfliksa.
Ayer stoi po stronie Smitha i zauważył, że wytwórnie zarządzane przez operatorów telewizji na żądanie mają zupełnie inne podejście do tworzenia filmów niż te bardziej konserwatywne. Do filmów można przemycić więcej scen, nazwijmy to, niepoprawnych politycznie, niż do tych wyświetlanych z początku wyłącznie w kinach. A to tylko przykład kompromisów, których nie musiał dokonywać w przypadku Bright i które uczyniły film Legion samobójców… cóż, takim jakim był, znacząco odmiennym od wizji reżysera.
Ale co z tą magią kina? Jeżeli nawet dzielimy swój czas na Netfliksa i kino, to czy to nie wpłynie źle na kondycję tego drugiego?
Wygląda na to, że się o tym przekonamy. Jak słusznie zauważył na konferencji Smith, żyjemy w zupełnie innych czasach. Jak możemy mówić o magii supergwiazd, skoro śledzimy na sieciach społecznościowych każdy aspekt ich życia? Z tajemniczych i magicznych gwiazdy – jak zauważa Smith – stały się kumplami odbiorców. Zdaniem Smitha, nie będzie już nowych Madonn, Tomów Cruise’ów czy Michaelów Jacksonów. Społecznościowa natura Internetu to uniemożliwia.
A skoro widzowie chcą bliskości, kontroli, to trzeba im ją – jak twierdzi aktor – zapewnić. Nawet jeśli będzie to oznaczało, że ktoś obejrzy wysokobudżetowego Brighta na małym ekranie iPhone’a i na słuchawkach.
Na myśl przychodzi mi pianista, który był obecny na pierwszych kinowych seansach.
W czasach gdy filmy były nieme, brak dźwięku uzupełniał pianista w kinie, odgrywając na żywo dopasowany do obrazu koncert. Gdy filmy zyskały głos, coś dla niektórych fanów na pewno się skończyło. Zniknęła magia tej odgrywanej na żywo muzyki. I z jednej strony na samą myśl obejrzenia dobrego filmu na telefonie mnie skręca. Przecież tak nie wolno, to obraza dla tej sztuki. Ale czy nie wychodzi na to, że jestem jak ten ramol, który tęskni za niemymi filmami?
Tego nie jestem pewien. Gdybym jednak miał wybierać po czyjej stoję stronie, to stanąłbym obok Smitha. Wybór jest zawsze lepszy od jego braku. I choć nie rozumiem, jak można oglądać cokolwiek na telefonie, to podoba mi się możliwość decydowania, czy chcę obejrzeć ten film na dużym telewizorze na kanapie w salonie, czy też na wielkim ekranie z obrazem emitowanym z projektora. Może Smith ma rację. Może faktycznie chodzimy do kina, bo mamy przede wszystkim ochotę na samo to doświadczenie. A Netflix i mu podobni nie rujnują kinematografii, a wręcz działają na jej korzyść?
Filmy takie, jak Bright, będą sprawdzianem rzeczywistości. No chyba, że ten omawiany poniesie finansową klapę i żaden operator VoD nie zechce sfinansować kolejnego. Co, na swój sposób, również odpowie na zadane wyżej pytania.