Ruszyła produkcja Bright 2. Netflix nie przedłużył umowy ze scenarzystą pierwszej części
Wiemy już, że Netflix zatwierdził produkcję drugiej części swojej superprodukcji z gatunku fantasy. Zrobił to mimo wielu negatywnych recenzji, które zdobyła. Na szczęście jest nadzieja dla Bright 2.
Czy Bright był fatalny? Nie, na pewno nie. To całkiem przyjemne filmidło dla kogoś, kto ma w nosie nietrzymający się kupy scenariusz. To jednak również zmarnowany potencjał. Pomysł na film był znakomity: przenieśmy mitologię fantasy do współczesnego świata i zróbmy z tego film o policjantach. Zaangażujmy znanych aktorów i dajmy na to olbrzymi budżet. Fajnie, nie?
No, niestety nie. Film i tak przyjemnie się ogląda, dzięki Willowi Smithowi oraz atrakcyjnej warstwie wizualnej. Niestety, trzeba przełknąć absurdy w scenariuszu i jego narracji. Bardzo żałuję, bo poza drobnymi wpadkami natury technicznej, to mogła być świetna produkcja o niemałym wpływie na popkulturę. Jednak Bright, który choć może pochwalić się olbrzymią widownią, raczej nie spotkał się z jej sympatią.
Scenariusz do Bright napisał John Landis. Netflix nie przedłużył z nim umowy.
Netflix oficjalnie potwierdził to, o czym już wiedzieliśmy od jakiegoś czasu. Ruszyła produkcja drugiej części filmu Bright. Wytwórnia – bo chyba czas tym mianem określać Netfliksa – potwierdziła też, że w głównych rolach ponownie zobaczymy Willa Smitha i Joela Edgertona. To nie koniec dobrych wieści. John Landis, scenarzysta jedynki, nie będzie pracował nad sequelem. Zastąpi go David Ayer.
Ayer jest pozornie kontrowersyjnym wyborem. Ów reżyser i scenarzysta stał się obiektem drwin po premierze bardzo słabego Legionu samobójców. Dziennikarze zajmujący się światem filmu wykazali jednak, że za kiepski ostateczny kształt tej produkcji odpowiadała wytwórnia filmowa, stawiająca przed Ayerem absurdalne żądania. Nie zapominajmy, że Ayer napisał również Furię, Bogów ulicy, Dzień próby a także pierwszą część Szybkich i wściekłych.
Dla Bright 2 jest więc nadzieja. Mamy tych samych, dobrze wybranych aktorów. Mamy – zapewne – nadal wysoki budżet. No i mamy człowieka, który napisze wszystko na nowo, starając się tylko nie ignorować kluczowych wydarzeń z poprzedniego filmu. Kto wie, może tym razem będzie lepiej?