Carrie Fisher i Debbie Reynolds to nadal gwiazdy, nawet po śmierci. Bright Lights - recenzja Spider's Web
Carrie Fisher i Debbie Reynolds prywatnie to tytuł najnowszego dokumentu HBO poświęconego dwóm zmarłym aktorkom. Bright Lights pokazuje wyjątkową relację obu pań. Obraz pełny jest archiwalnych ujęć. To swoiste rozliczenie się rodziny z trudną przeszłością i uhonorowanie jej.
Śmierć Carrie Fisher i jej matki Debbie Reynolds dzielił zaledwie jeden dzień. W tej sytuacji emisja dokumentu o życiu obu gwiazd było tylko kwestią czasu. Widzów może jednak dziwić, że Bright Lights poświęcone obu aktorkom debiutuje dzięki stacji HBO zaledwie miesiąc po pogrzebie obu pań.
Warto pamiętać, że Bright Lights to nie jest szybki skok na kasę, a dokument powstawał już od 2014 roku jeszcze za życia aktorek.
Dokument Bright Lights, który w polskim HBO GO ukazał się pod tytułem Carrie Fisher i Debbie Reynolds prywatnie, nagrywano już dwa lata temu i miał swoją premierę na kilku festiwalach. Wedle wstępnych planów miał pojawić się w połowie 2017 roku, ale niespodziewana śmierć obu gwiazd przyspieszyła emisję.
Carrie Fisher i Debbie Reynolds prywatnie można obejrzeć już w HBO GO. W kręceniu obrazu wzięły nie tylko obie aktorki, ale też Todd Fisher, brat aktorki zapamiętanej przede wszystkim z roli księżniczki Lei w Gwiezdnych wojnach. Wykorzystano też mnóstwo archiwalnych ujęć pokazujących Hollywood sprzed kilku dekad.
Bright Lights rozpoczyna się od prezentacji nagrań z dzieciństwa Carrie i młodości jej matki, Debbie.
Cała wejściówka jest stylizowana na lata 60. Motyw, od którego rozpoczyna się produkcja, to... szczęście. Pokazywano dzieciństwo Fisher. Nie mogło tutaj zabraknąć oczywiście ujęć z późniejszego życia Carrie, w tym fotosów z Gwiezdnych wojen - rola w tym filmie zdominowała życie aktorki na lata.
Wejściówka filmu zawiera zarówno zdjęcia Lei w białym stroju i z blasterem w dłoni, jakże zupełnie inne ujęcie w ikonicznym metalowym bikini. W szybko zmieniających się kadrach można było dostrzec też nagłówki gazet, które informowały o licznych skandale w które uwikłana była ta rodzina.
Film rozpoczyna się od krótkiej prezentacji obu aktorek w Los Angeles.
Przyznam, że nie była to miłe skojarzenie, ale pierwsze co pomyślałem widząc wizytę Carrie u mieszkającej dom obok matki to to, że... przypomina mi Ozzy'ego Osbourne'a, a sceny - reality show piosenkarza. Widać, że Carrie (non-stop paląca i pijąca Coca-Colę w dokumencie) pod koniec życia nie była w najlepszej kondycji. Jej matka z racji wieku - w niedużo lepszej.
Już na samym początku filmu można było usłyszeć zapadające w pamięci ze zwiastunów "Mommy I'm Home" i zobaczyć jak Carrie krytykuje Debbie za przestarzały telefon z klapką. W kontekście śmierci obu aktorek - Fisher zmarła na dzień przed matką - brzmią dość smutno słowa Carrie o tym, że martwi się stanem zdrowia Reynolds - "ona nie ma już 35 lat".
Relacja obu pań nie zawsze była tak dobra jak pod koniec ich życia.
Matka z córką strasznie się zbliżyły, gdy obie przeżyły burzliwą dorosłość, ale nie zawsze tak było. Carrie wychowana w Hollywoodzie szybko dorobiła się problemów z narkotykami. To było kością niezgody pomiędzy córką i matką martwiącą się o jej przyszłość.
Jednym ze sposobów na rozprawienie się demonami, jakie trapiły tę relację, był film Pocztówki znad krawędzi przedstawiający problematyczną relację matki z córką. W obrazie nakręconym na podstawie książki i scenariusza Carrie Fisher wystąpiły Meryl Streep i Shirley MacLaine.
Uzależnienie Carrie od narkotyków było punktem wyjścia do opowieści o jej chorobie.
Mówić o narkotykach zaczął Todd Fisher przyznając, że już w wieku 15 lat wraz z siostrą palił jointy. Zauważył też, że tak jak on przestał brać, tak jego siostra nie umiała skończyć. Jak sama przyznaje teraz po latach: "Żyłam za szybko, za mocno. Wstydziłam się tego".
Carrie polubiła przede wszystkim środki przeciwbólowe. To nałożyło się na jej stan zdrowia i było przyczyną jej problemów psychicznych. Bipolarność trapiąca Fisher przez całe życie, nazywana też dwubiegunówką, była w latach jej młodości niezdiagnozowaną chorobą.
Trzeba też pamiętać, że Bright Lights to nie jest wyłącznie historia Carrie Fisher.
Debbie opowiadała o swojej pasji zbierania pamiątek z Hollywoodu. O powstanie muzeum walczyli o to razem z synem, a Reynolds przyznała, że do zdobywania eksponatów wykorzystała majątek jaki jej pozostał po byłych mężach. Niestety, muzeum nigdy nie powstało.
Dokument kończy się w 2015 roku wraz ze zdobyciem przez Debbie Reynolds nagrody Gildii aktorów za całokształt osiągnięć. Widzimy kulisy tego wydarzenia - Debbie Reynolds miała problem z odebraniem tej nagrody po 66 latach w branży ze względu na szwankujące zdrowie.
Fabryka marzeń z jej licznymi wadami była bez dwóch zdań domem całej tej zwariowanej rodziny.
Filmowa księżniczka jest z pewnością bliższą postaciom współczesnemu widzowi niż jej matka, ale Debbie Reynolds w latach 50. i 60. była gwiazdą i wyszła za piosenkarza, Eddiego Fishera. Ojciec Carrie i Todda zostawił jednak rodzinę dla przyjaciółki żony - Elizabeth Taylor.
Debbie wiązała się z wieloma innymi mężczyznami, w tym wspominanym przez Carrie w nieco karykaturalnym ujęciu Harry'm Karlem. Co ciekawe, tak jak w filmie sporo czasu obserwujemy i słuchamy Todda Fishera, nie pojawia się praktycznie córka Carrie, Billie Lourd.
Przez film przewijały się oczywiście Gwiezdne wojny.
Już w 20 minucie dokumentu poruszony został temat sagi Star Wars. Carrie nieco ciąży ta rola - w jednej ze scen wskazuje na figurkę Lei pełną seksu i... dotyka ją w cycek. Można zobaczyć też przebitki z konwentów, gdzie Carrie Fisher podpisywała plakaty fanów i komentowała, że fani często traktowali ją jako prawdziwą księżniczkę i nie oddzielali aktorki od roli.
W późniejszych fragmentach widać też przygotowania Fisher do roli Generał Lei w siódmym epizodzie sagi. Carrie pokazuje, jak ćwiczy i nabija się z tego, że raport ze stanu jej wagi wędruje do Lucasfilmu. Podpytywana o to jak przebiegł powrót na plan Star Wars po latach nie była jednak zbyt wylewna kwitując, że drogi jej, Marka Hamilla i Harrisona Forda się rozeszły.
Bright Lights to bardzo smutny obraz.
Carrie w dokumencie dużo klnie i nie boi się poruszać wątku seksualności, czego przykładem jest jej pierwsze wspomnienie... męskich genitaliów. Ta bezpośredniość nie powinna jednak dziwić nikogo, kto śledził losy odtwórczyni roli księżniczki Lei i czytał wydawane przez nią książki zdradzające kulisy jej dzieciństwa, dorosłości i kariery.
Chociaż film wspomina na samym początku o szczęściu, to tego w życiu Carrie Fisher i Debbie Reynolds za wiele nie było. Owszem, obie panie miały wiele przeżyć i pławiły się w hollywoodzkim blichtrze, ale związane było to z wieloma tragediami i rozczarowaniami i okupione ogromnym smutkiem dzielonym przez krótkie chwile szczęścia.
Czy jednak nie takie jest w ogólnym ujęciu życie?
Bright Lights to bez dwóch zdań bardzo dobrze zrealizowana produkcja. Pokazuje kulisy życia, które zwykle obserwujemy wyłącznie na okładkach kolorowych magazynów. Skupia się jednak nie na współczesności, a na minionych latach, które tak jak nieukończona kolekcja Debbie należą już do muzeum.
Carrie Fisher i Debbie Reynolds prywatnie to uderzający obraz w kontekście tego, że jego główne bohaterki zmarły pod koniec tego roku. Dodaje to wagi słowom Carrie, która mówi, że "jej matka chce, by była rozszerzeniem jej pragnień, rozszerzeniem jej". Po śmierci córki życie Debbie straciło sens.