Ten serial od Max jest tak straszny, bo opowiada o prawdziwych wydarzeniach. Miałem dreszcze
Co się stało w głębi lasu? Dobre pytanie. Serial zatytułowany „Cabin i The Woods” przedstawia straszliwe historie o prawdziwych zbrodniach, które wydarzyły się na odludziach. I przyznam się, że dawno żadna produkcja nie wzbudziła we mnie takiego niepokoju.
Kilka dni temu na platformę Max wleciał serial dokumentalny „Cabin In The Woods” (a w zasadzie 1. odcinek). Z jednej strony to typowy seriale true crime, a z drugiej produkcja naprawdę angażująca i przerażająca.
Twórcy opowiadają historie, które łączy wątek chatki w środku… niczego. Chodzi o te miejsca, które oddalone są od jakiekolwiek cywilizacji, do których człowiek ucieka przed miastem, codziennością, pracą rodziną, aby przez chwilę odpocząć, wyciszyć się i po prostu pobyć z naturą sam na sam. Problem pojawia się, gdy tam, w środku dziczy jest ktoś jeszcze. I wcale nie ma przyjaznych zamiarów.
Cabin In The Woods – true crime na Max
Pierwszy odcinek zatytułowany „Desert Manhunt” zabiera widza do 2 różnych chatek w Kalifornii, gdzie pośród gór, lasów i pustyń grupa młodych chłopaków jedzie się zabawić. W pewnym jednak momencie, zza drzew wyłania się mężczyzna, który trzyma ich na muszce. Nie mają do kogo zadzwonić, kogo prosić o pomoc. Są oni, on i przyroda. Opowieściom jednego z chłopaków, policjanta zajmującego się tą sprawą i eksperta towarzyszy inscenizacja. Aby jeszcze podkręcić poczucie osamotnienia i beznadziejności sytuacji, „Cabin In The Woods” pokazuje okolicę. Ujęcia z drona są piękne, ale jednocześnie portretują bezkres dzikiej przyrody.
I to działa. Proste zabiegi i dość trywialne sytuacje podkręcają tylko napięcie zagrożenia, przed jakim stanęli przed laty prawdziwi ludzie. Jednocześnie „Cabin i The Woods” nie przekracza granicy dobrego smaku, ani nie gloryfikuje morderców, ani nie unika trudnych wątków omawianych spraw.
Jestem pod gigantycznym wrażeniem, jak sprawnie zostały przeprowadzone rozmowy ze świadkami i ofiarami omawianych przestępstw. Twórcom udaje się uchwycić ludzką stronę tych tragedii, a czasem skierować oko widza na wątki bardzo nieoczywiste, jak relacje rodzinne, czy też próba odpowiedzi na pytanie, co doprowadziło człowieka do straszliwych czynów.
Najważniejszy jednak jest tu nastrój.
Budowany zarówno przez zdjęcia, jak i inscenizacje. „Cabin i The Woods” świetnie radzi sobie w konstruowaniu napięcia i poczucia zagrożenia. Premierowy odcinek nastroił mnie na tyle dobrze, że bardzo wyczekuję kolejnych i wam też polecam.
Serial ma w sumie 6 odcinków i Maxa trafił z pewnym opóźnieniem, bo swoją światową premierę miał już we wrześniu tego roku.
Więcej o nowościach Max przeczytasz na Spider's Web: