Ten odcinek powinien obejrzeć każdy, kto jest na życiowym zakręcie. Oceniamy specjalny świąteczny epizod serialu „Euforia”
W świątecznym odcinku „Euforii” nie znajdziecie choinki, świętego Mikołaja, ani góry prezentów. Poza jednym, który mogliście rozpakować już wcześniej.
W pierwszej scenie widzimy szczupłe plecy Jules. Nastolatka śpi. Nastaje ranek i pocałunkami budzi ją Rue. Dziewczyny wymieniają czułości. Jules wstaje i szykuje się do wyjścia. Kiedy zamykają się za nią drzwi, Rue idzie do łazienki. Tam w ciszy i z daleka od oczu wszystkich bierze działkę, która zaraz ją odurza.
Po chwili wiemy już, że ten poranek nigdy się nie wydarzył. Rue wychodzi z toalety do wnętrza przydrożnej knajpy.
Jest Wigilia, dzień przez Bożym Narodzeniem. Za oknem jest ciemno. Przy stoliku dziewczyny siedzi Ali, prowadzący spotkania dla uzależnionych. Mężczyzna polewa pankejki syropem klonowym i spogląda na Rue. – Nie wierzysz mi, ale naprawdę wszystko gra – mówi do niego nastolatka. – (...) czuję, że złapałam równowagę, jestem szczęśliwa i zdrowa – dodaje. Po chwili jednak zaczyna opowiadać o tym, co ostatnio ją spotkało i robi się coraz bardziej nerwowa, choć uporczywie chce przekonać Aliego, że wszystko z nią w porządku. Kiedy ona ignoruje jego uwagi o tym, że spokój ducha zaczyna się od trzeźwości, on mówi w końcu: – Rue, jesteś naćpana.
To będzie długa i smutna rozmowa dwójki ćpunów, jak powie o sobie Ali, z których jeden jest czysty, a drugi nie potrafi i nie chce przestać brać.
Bo przecież to uskrzydla, pozwala zapomnieć o problemach, sprawia, że świat jest piękny. Zagubiona Rue mówi o tym, dlaczego znowu żyje na granicy. Co ją boli, co czuje. Ale nie daje dojść do głosu prawdzie. Nie wie, jak znaleźć do niej drogę. Ali opowiada jej o swoich przeżyciach i bezkompromisowo obnaża wszystkie mechanizmy, jakie rządzą dziewczyną. Pyta, tłumaczy, wyjaśnia. Niczego nie udaje, że żałuje, ani nie obwinia Rue. Jest dla niej partnerem do rozmowy – tylko oni mogą się nawzajem zrozumieć.
Ten dialog jest poruszający, smutny. Choć wydaje się, że to niemożliwe – jednocześnie daje i odbiera nadzieję.
Odbiera, ale złudną, bo nie obiecuje, że będzie dobrze i że każdego z nas czeka wymarzone życie. Daje, ale prawdziwą, szczerą, bo pokazuje, że dla każdego jest jakaś szansa. Nawet jeśli ten ktoś siedzi na haju w Wigilię, w anonimowej, pustej restauracji. Ten odcinek powinien obejrzeć każdy, kto jest na jakimś życiowym zakręcie. Każdy, kto wątpi w sensowność życia, swoich poczynań, przyszłości. Ali was nie przytuli, nie powie wam, że wszystko będzie dobrze. Ale otrzeźwi. Da szansę spojrzeć na własne doświadczenia, myśli i uczucia z dystansu.
To ważny i dobry odcinek „Euforii”. Potrzebny.
Cieszę się, że dostaliśmy taki „mały” przerywnik przed dalszą akcją. Czeka nas jeszcze kolejny. Tym, którzy nie widzieli „Euforii”, polecę zobaczenie jednak całego 1. sezonu przed specjalnym epizodem świątecznym – w rozmowie Aliego i Rue czeka was trochę spoilerów, a serial Sama Levinsona jest tak wartościowy, wspaniały i mądry, że po prostu trzeba go obejrzeć.
A potem sięgnijcie po specjalny odcinek. To nie będzie świąteczna, bajkowa opowieść z mnóstwem prezentów. Ale obiecuję, że zrozumiecie, że jeden wielki dar zawsze macie przy sobie. I tylko do was zależy, kiedy go odpakujecie.