REKLAMA

Mówię to z bólem, ale „Gen V” to serial po prostu rozczarowujący. Powtarza błędy „The Boys”

Uniwersum „The Boys” rośnie w siłę i puchnie. Po trzech sezonach głównego serialu dostaliśmy przecież zapowiedź, że będą kolejne, pojawiła się animowana antologia „Chłopaki przedstawiają: Czyste zło”, a także pełnoprawny spin-off „Gen V”. I niestety, choć potencjał rozwoju tego świata jest duży, to twórcy przynudzają tak bardzo, że trudno znaleźć ukojenie nawet w przerysowanej przemocy czy ekscentrycznej nagości.

gen v opinia
REKLAMA

„Gen V” (a w Polsce „Pokolenie V”) to produkcja, która zabiera widzów na Uniwersytet Godolkin, czyli do szkoły dla wybitnie uzdolnionej młodzieży Charlesa…, nie, nie, wróć. To po prostu klasyczny amerykański uniwerek, który tym różni się od harvardów i princetonów, że chodzą tam dzieciaki z supermocami. A i właścicielem szkoły jest Vought International, megakorporacja znana z tego, że ma wyłączność na współpracę z supkami.

Jak to w tego typu opowieściach bywa, przez cały czas trwania serialu śledzimy grupę młodych dorosłych, którzy muszą radzić sobie nie tylko z codziennymi problemami, jak randki, zdrady, miłości, dorastanie i seks, ale również wykręcone supermoce i te wszystkie współcześnie eksploatowane tematy: konsensualny seks, przemoc seksualna i emocjonalna i tak dalej.

REKLAMA

„Gen V” tak dobrze czuje współczesne tematy, że zapomina o fabule

„Pokolenie V” nie ma łatwego zdania. Dekonstrukcja college movies nie jest czymś zupełnie świeżym i nawet dorzucenie do tego wątku superbohaterskiego i grube nawiązania do tradycji X-menów nie są gwarantem dobrej historii. I niestety  w „Gen V” widać to bardzo.

Na początku jeszcze produkcja Amazona zachowuje pozory, kusi brutalnością, nagością i bezpruderyjnymi scenami. Krwawe moce głównej bohaterki, widowiskowo wybuchające ciała i niejednoznaczni moralnie bohaterowie robią wrażenie. Mimo bardzo tanich, telewizyjnych efektów specjalnych, jest w tych obrazach coś magnetycznego. Pewnie to, że przyzwyczajeni do grzecznych harcerzyków w pelerynach, dziwimy się, gdy jednemu z nich wybucha penis. Albo temu, że opiekunowie prawa i porządku bywają psychopatami z kompleksem boga.

Gen V - zwiastun

Problem z „Pokoleniem V” polega jednak na tym, że to wszystko widzieliśmy już w „The Boys”. W nowym serialu nie ma ani jednej nowej myśli, jednego nowego pomysłu, który sprawiłby, iż produkcje jakoś będą się od siebie różnić. Umieszczenie fabuły w szkole wyższej było co prawda świetna okazją do dyskusji na temat prywatnego szkolnictwa i krytyki finansowania edukacji przez wielki biznes, ale twórcy zdecydowali się grać te piosenki, które wielokrotnie katowali w „The Boys”.

Mamy więc znowu dość toporną hiperbolę dotyczącą popularności w mediach społecznościowych, która determinuje sukces i ocenę działań. Krytyka kapitalizmu w jego rozbuchanej formie sprowadza się w gruncie rzeczy do ataku na fasadowy PR, który ma wybielać prawdziwe działania globalnych korporacji. Wszystko to słuszne i dość celne, ale „Gen V” powtarza wszystkie swoje zarzuty za „The Boys”.

O serialu "The Boys" i "Gen V" pisaliśmy wielokrotnie na Spider's Web:

„Gen V” i przerysowana przemoc

Już w trakcie trwania 3. sezonu „The Boys” zapaliła mi się czerwona lampka. Przez 3 długie serie obserwowaliśmy, jak Rzeźnik zmaga się z Homelanderem i za każdym razem jest już bardzo blisko, ale w ostatniej chwili psychopacie udaje się uniknąć brutalnej sprawiedliwości. W kolejnej serii zobaczymy więc pewnie znowu to samo. Będzie brutalniej, będzie więcej wykręconych scen seksualnych, ale fabuła utknie w tym samym miejscu, co poprzednio.

Najsłabszym elementem, zarówno „Gen V”, jak i „The Boys” jest sztampowy scenariusz.

Twórcy pracują nad superbohaterskimi tropami, wywracają je na drugą stronę i rzeczywiście potrafią zaskoczyć pomysłowością, ostrymi charakterami swoich bohaterów. Problem jednak polega na tym, że to jedynie krzywe zwierciadło, w którym odbijają się filmy i superbohaterskie seriale od Marvela czy DC. Nie ma tu jednak zbyt wielu świeżych myśli czy rozwiązań fabularnych, a sama historia wpada w te same koleiny powtarzalności, co tytuły, z których się nabija.

REKLAMA
gen v recenzja class="wp-image-2456377"
Gen V, spin-off The Boys

Gdyby z „Gen V” zabrać sceny z penisami (serio, są w prawie każdym odcinku), przerysowaną przemoc i czerstwe aluzje do współczesnej popkultury, to okaże się, że po serialu zostaje cieniuteńka fabuła rodem ze słabej produkcji telewizyjnej sprzed 3 dekad. Jak bowiem brzmi opowieść o nastolatkach, które odkrywają, że pod ich szkołą działa tajne laboratorium, zły naukowiec i jeszcze gorszy dyrektor?

Oczywiście „Gen V” nie jest produkcją tragiczną, ale do bólu przeciętną i w kontekście „The Boys” po prostu nudną. Być może twórcy będą w stanie wyjść poza sztampę, w której czują się jak The Deep w wodzie, ale ten sezon jest po prostu straconą szansą.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA