"Jestem Georgina" jest słaby nawet jako guilty pleasure Netfliksa. Wkurzenie Polaków to najciekawsza rzecz w tym serialu
"Jestem Georgina" to nowe reality show od serwisu Netflix. W centrum jego zainteresowania jest Georgina Rodriguez, dziewczyna Christiano Ronaldo. Wbrew aferze, która kilka dni temu rozgrzała media społecznościowe do czerwoności (dotyczy ona zwrotu "bano polaco"), produkcja czerwonego serwisu VOD jest po prostu... nudna.
"Jestem Georgina" to serial dokumentalny, a właściwie reality show Netfliksa. Pokazuje zwykłe/niezwykłe życie Georginy Rodriguez, dziewczyny Christiano Ronaldo. Poznajemy przesłodzony do bólu obraz ich związku i codzienności, który bardzo szybko się nudzi. Gdyby nie ta afera z "bano polaco", serial nie wywołałby praktycznie żadnych emocji.
O serialu Netfliksa "Jestem Georgina" zrobiło się głośno w naszym kraju przez jedną z kontrowersyjnych scen. Georgina Rodriguez mówi w niej, że przed wyjściem weźmie "polski prysznic" (w wersji z lektorem jest to "polska kąpiel"). Chodziło jej o szybkie podmycie strategicznych miejsc, czyli krocza, tyłka i pach. Wywołało to oburzenie.
"Bano Polaco", bo takiego określenia użyła, wzięło się z rymowanki i prawdopodobnie Georginie Rodriguez nawet nie chodziło jej o Polaków (choć tak się ponoć mówi w Ameryce Południowej), tylko Katalończyków (tak ich nazywają Hiszpanie). Mikro-drama przyciągnęła jednak przed ekrany ciekawskich widzów, w tym mnie. Czy warto obejrzeć serial? Jeżeli lubicie takie produkcje jak np. "Żony Miami", to może będziecie zadowoleni, ale nic nie obiecuję.
"Jestem Georgina" - o czym jest nowe reality tv Netfliksa? To serial słodko-pierdzący. Dosłownie.
Z dokumentami o prywatnym życiu gwiazd był, jest i będzie taki problem, że nigdy nie pokażą całej prawdy. Sławy zapraszają do swego domu ekipę filmową, ale ostatnie zdanie należy do nich. Nie mogą sobie pozwolić na pokazanie kompromitujących wpadek, niewygodnych sekretów, bezsensownych kłótni czy czegokolwiek, co zepsuje ich medialny wizerunek. Uchylają rąbka tajemnicy, ale to wciąż bardziej promo marki. W tym wypadku Georginy Rodriguez i Cristiano Ronaldo.
W serialu podglądamy codzienne życie słynnej pary, która "żyje jak każda normalna rodzina". No tak, bo każda kobieta "przyjeżdża do pracy autobusem, a odjeżdża Bugatti", a tak wyglądał początek jej związku z Cristiano. Poznali się, gdy pracowała w butiku z bajecznie drogimi ciuchami. Tak naprawdę jedyna normalna rzecz w ich życiu to ciągłe pytanie o to, kiedy ślub. Wielu widzów może się przez chwilę poczuć jak Cristiano Ronaldo tłumaczący, że "przyjdzie na to odpowiedni moment". Z tego co zrozumiałem, on się jej jeszcze nie oświadczył, choć są razem 5 lat i mają wspólne dziecko (plus troje jego bombelków).
"Jestem Georgina" to serial słodko-pierdzący. Dosłownie. Wiem, że poważnym dziennikarzom nie przystoi używać tak brzydkich słów, ale nawiązuje do sceny, w której Georgina opowiadała znajomym anegdotkę o puszczeniu przez pana z metra bąka w twarz. Takich niespodziewanych historyjek jest w serialu więcej, co jest plusem, bo pokazują tę ludzką stronę gwiazdy. Co nie zmienia faktu, że akurat spotkania z przyjaciółmi to najsłabsza część produkcji. Są sztywne, sztuczne i w gruncie rzeczy nikt tam nie ma nic ciekawego do powiedzenia. To jeszcze gorsze niż nagrania pogaduszek z waszej czy mojej domówki, bo te wychodzą naturalniej.
"Jestem Georgina" to serial, który zawiedzie fanów Cristiano Ronaldo i reality tv o celebrytach.
Bohaterka dokumentu może drażnić szpanowaniem bogactwem, które przecież zawdzięcza swojemu chłopakowi i gadaniem, że już sobie nie wyobraża czekania dwóch godzin na lotnisku, bo zaznała smaku luksusu i prywatnego odrzutowca. Jednak i tak robi to w mniej żenujący sposób niż niektóre gwiazdki Instagrama. Z drugiej strony można ją podziwiać za to, jak szybko się odnalazła w tym zupełnie innym świecie i nie zwariowała – bycie partnerką Cristiano Ronaldo na pewno nie jest na każdą psychikę. Chodzi mi rzecz jasna o jego status społeczno-majątkowy, a nie charakter.
Georgina jednak nie osiadła tylko na laurach i jachtach, lecz ogarnia dom i gromadę dzieciaków (z pomocą sztabu ludzi), by piłkarz mógł się oddać swojej największej miłości (przyznam szczerze, że w dokumencie nie czułem chemii między nią a Ronaldo, a przynajmniej nie w takim stopniu, co w ich relacjach), a także rozwija swoją karierę modelki i influencerki (36 mln followersów na Insta). Mimo to nadal nie uważam, by była na tyle interesującą osobą, by kręcić o niej aż 6 odcinków serialu. Paradoksalnie chyba najlepsze fragmenty, to te w których pojawia się Cristiano Ronaldo. Szkoda, że jest ich mało, ale to też nie serial o nim.
Jeden z najlepszych piłkarzy wszech czasów jest przez hejterów nazywany "Krysią" i traktowany jak laluś, ale w dokumencie wypadł naprawdę sympatycznie - sprawia wrażenie niezwykle skromnego (zupełne przeciwieństwo Georginy), często podkreśla, jak ważna jest dla niego rodzina, co też w pewnym sensie współgra mi z jego sportowym wizerunkiem. To zwykły facet, ale i tytan pracy, który dzięki samozaparciu i ambicji stał się żywą legendą. Niesamowita postać i prawdziwa inspiracja dla każdego. A przynajmniej taki jest jego obraz w dokumencie. Wciąż jednak podświadomie czuję, że nie uchwycono tam prawdziwego Ronaldo, ale jego medialny awatar.
"Jestem Georgina" to serial dla fanatyków Ronaldo, którzy wiedzą o nim wszystko, ale ciągle im mało. To też produkcja dla osób, które lubią podglądać "zwyczajne" życie gwiazd w celach rozrywkowych lub by móc się na kimś wyładować. To słodka jak mordoklejka produkcja, która nawet nie jest idealnym guilty pleasure, ale raczej zapychaczem czasu z ładnymi widoczkami. Jeżeli jednak liczymy na obejrzenie wartościowego dokumentu, to srogo się zawiedziemy. Wręcz przeciwnie: serial jeszcze bardziej udawania, że Georgina Rodriguez miała szczęście, że to właśnie w niej zakochał się Ronaldo. Po obejrzeniu tego serialu jeszcze bardziej nie będziemy wiedzieli dlaczego.
Serial "Jestem Gerogina" o Georginie Rodriguez i Cristiano Ronaldo możemy obejrzeć online na Netfliksie.
* zdjęcie główne: "Jestem Georgina" / Netflix