Trochę zluzujcie z hejtem na Gonciarza. Nie każdy jest tak wygadany na żywo jak Steve Jobs
Krzysztof Gonciarz pije teraz piwo, które sobie nawarzył. Jest ciepłe, wygazowane i do tego z puszki. Wyraził chęć wystąpienia w internetowym programie „Hejt Park”, ale nie przewidział, że nie nadaje się do takiej formuły. Piekło, które mu urządzili internauci, jest jednak grubo przesadzone.
Jeden z najpopularniejszych polskich youtuberów był w czwartek gościem w programie Kanału Sportowego. Przez dwie godziny odpowiadał (a raczej próbował) na pytania Krzysztofa Stanowskiego, a także dzwoniących i czatujących widzów. Większość wcale nie dotyczyła jednak tego, czym się zajmuje, ale spraw światopoglądowych. I sądząc po komentarzach i nowych memach w sieci – Gonciarz wyłożył się na nich z kretesem. Hejtują go nawet fani z jego grupy na Facebooku.
W dzisiejszych czasach musisz się opowiedzieć po czyjej jesteś stronie. Najlepiej jeśli masz skrajny pogląd – wtedy już w ogóle jesteś gość.
I pal sześć, czy jest to pogląd przemyślany. Dobrze pokazuje tu pytanie o Black Lives Matter, którego zadania histerycznie domagali się ludzie na czacie. Jakie my, przeciętni Polacy, mamy mieć zdanie na temat problemów ludzi na drugim końcu świata? Nijakie. To tak, jakby pytać Amerykanina, czy Powstanie Warszawskie było słuszne, czy też nie? Przecież nawet w naszym kraju ta dysputa trwa od dekad.
Kiedy panowie gadali na tematy związane z YouTube, Gonciarz był bardzo elokwentny, bo mówił o tym, co robi od dokładnie 10 lat, a w sprawy społeczne angażuje się od mniej więcej roku. Źle zrobił, że nie poćwiczył odpowiedzi na cześć pytań przed nagraniem, bo z pewnością ma swoje przemyślenia na większość (jak nie wszystkie) z poruszanych w programie zagadnień. Zresztą, prezentował je od dawna w swoich vlogach. Mógł się spodziewać pytań dotyczących Strajku Kobiet i LGBT, bo wypowiadał się na oba tematy swoich social mediach, filmach, a nawet zorganizował głośny happening z ciężarówką.
Tymczasem Gonciarz właściwie nie odpowiedział na większość pytań, a jeśli już to zrobił, to brakowało mu argumentów uzasadniających ten czy inny pogląd. Tak jak przy tym, gdy Stanowski dopytywał go, co mu się nie podobało w tym, jak skrytykował Maję Staśko. Youtuber powiedział, że to zbyt „hardcore'owe”, a wystarczyło przypomnieć, że dziennikarz wyśmiał wygląd aktywistki, sugerując, że jest za brzydka, by ktoś ją chciał molestować. Nie dość, że to argument ad personam, to do tego równie niedorzeczny, jak incelskie gadanie o tym, że piękne kobiety lecą tylko na chamów.
Gonciarz wiedział, ale nie powiedział
Weźmy pytanie o Konfederację. Co można mieć do ugrupowania Krzysztofa Bosaka? Choćby to, że jest to partia, która ma w nazwie słowo „wolność”, a chce zakazywać aborcji. I youtuber wrzucał post mniej więcej w tym stylu na swojego Twittera. Czemu teraz nie przytoczył tego wytrychu? Już tłumaczę.
Bo możemy sobie pisać o wszystkim siedząc przed kompem w kapciach ze smaczną kawusią obok. Wtedy zawsze jesteśmy mądrzejsi od Wikipedii. Niemal analogiczna sytuacja jest w przypadku teleturniejów – uczestnik nie odpowie na oczywiste pytanie, a my sobie w duchu myślimy: „Boże, jaki dzban”. Stres, nieznane otoczenie i presja, że ktoś nas ogląda na żywo, robią swoje. Zresztą nawet ludzie dzwoniący do programu dukali i nie mogli sklecić normalnego zdania, co w połączeniu z próbą wyszydzenia wymigującego się od odpowiedzi Gonciarza było trochę żenujące.
Gonciarz jest introwertykiem, a jego vlogi są wcześniej napisane i mocno przemontowane. Widzowie w pewnym momencie zapomnieli, że to jest pewien wykreowany, wyreżyserowany wizerunek. U Stanowskiego pokazał, jakie ma prawdziwe usposobienie, a ludzie odczuli dysonans poznawczy, bo nie jest taki szalony jak w „Zapytaj beczkę”. Co innego jest nagrywać swój program, a co innego jest uczestniczyć w dwugodzinnej dyskusji nastawionej na atak.
Prawdę mówiąc – wszyscy zawiedli. Gonciarz, bo nie przygotował się do gradobicia pytań na „życiowe” tematy, a wiedział, że nazywanie go „simpem” i „cuckoldem” jest pokłosiem jego społecznego zaangażowania. Stanowski, bo spodziewał się kabareciarza, którego będzie orał jak Najmana, a przyszedł facet, który nie chce się wygłupić. Widzowie, bo oczekiwali Fame MMA (jeden ze słuchaczy wręcz żądał, by Gonciarz powiedział kontrowersyjne zdanie), a dostali po prostu normalną, a przez to nudną, dyskusję.