REKLAMA

Hardkor Disko. Bardziej hardkor, czy bardziej disko?

Krzysztof Skonieczny do tej pory zajmował się tworzeniem teledysków (jest m. in. odpowiedzialny za produkcję np. "HAJ$u" czy "Chleba" Masłowskiej) oraz grą w polskich filmach i teatrze. Jego nowy, debiutancki film "Hardkor Disko" pokazuje, że skok w stronę kinematografii, nie był ruchem chybionym. Co więcej, rodzi nadzieję, że jeśli Skonieczny rozwinie skrzydła, na polskie filmy do kina będzie można chadzać z przyjemnością.

Hardkor Disko. Recenzja
REKLAMA

Umówmy się od razu - to nie jest film wybitny i taki, który pamiętać będziemy do grobowej deski. "Hardkor disko" prawdopodobnie nie zapisze się też na kartach historii, jako przełomowy film, ukazujący prawdę o polskiej młodzieży. Nie można jednak odmówić produkcji Skoniecznego wciągającej opowieści, niezłego klimatu i pretendowania do XXI-wiecznego kina moralnego niepokoju. Oprócz teledyskowych inspiracji, które widać, w krótkich, mocnych cięciach, kontrastujących z długimi i nieco przeciągniętymi jednak scenami, dostrzec można także nawiązania do filmów Kieślowskiego, zwłaszcza tego z Baką i brzydką Warszawą w rolach głównych.

REKLAMA

Młody chłopak, Marcin (Marcin Kowalczyk) przyjeżdża ze Śląska do Warszawy. Od początku nic o nim nie wiemy, poza tym, że przy sobie ma zawsze plecak i nóż, którego nie zawaha się użyć. Widzimy jak Marcin wchodzi do jednego z apartamentowców w stolicy. Wjeżdża windą i staje przed drzwiami mieszkania państwa P. A. O. Wróblewskich. W tylnej kieszeni jeansów ma nóż. Okazuje się, że państwa Wróblewskich nie ma w domu - drzwi otwiera ich córka Olga (Jaśmina Polak), która właśnie wybiera się na imprezę. Marcin, podążając jej śladem, ląduje w tym samym miejscu i spędza z dziewczyną całą noc pełną, picia, ćpania, szaleństwa, rozmów na granicy snu i jawy. Nazajutrz budzi się w jej mieszkaniu. Olgi już co prawda nie ma, ale są jej rodzice, którzy wspólnie z Marcinem zjedzą śniadanie.

Od tego momentu Marcin całkowicie zadomawia się w życiu Wróblewskich. Pomiędzy głównym bohaterem, a każdym z rodziny, zwłaszcza kobietami, zawiązuje się dziwna i niepokojąca relacja. Nie wiemy, jakie są pobudki Marcina, bo on sam mało mówi, a częściej po prostu robi, co podoba się jego nowej towarzyszce, Oldze. Działania i zachowania Marcina są nieprzewidywalne - to introwertyk, którzy potrafi przerazić i zachować się jak drań, jednocześnie uprzejmie dziękując za kolację. Chłopak nie składa obietnic, nie szuka przyjaźni, on realizuje swój cel, wolno i z zimną krwią. Poczynania głównego bohatera, jego wewnętrzne mary, jego skupienie i hardkorowe noce śledzi się z napięciem. Skonieczny zbudował obraz, który daje emocje, widz zachłannie chce wiedzieć, co dalej.

hardkor disko

Nie posiadam się z radości, że uniknięto tutaj nadęcia i bzdur rodem z "Sali samobójców". Na szczęście "Hardkor disko" oprócz problematycznej młodzieży i jej nihilistycznych rodziców przedstawia coś więcej. To "coś", o czym po seansie chce się porozmawiać. Otwarte zakończenie filmu z jednej strony zbija z tropu, z drugiej rodzi pytania. To widz ma znaleźć na nie odpowiedzi. Czy postępowanie głównego bohatera było wynikiem zemsty? Czy przeszłość ma jakieś znaczenie (co sugerowałyby choćby wstawki nagrań małej dziewczynki z lat 90.)? Jakie są relacje i związki pomiędzy Marcinem, Olgą, jej ojcem i matką? A może cała ta historia jest przypadkowa? Może to "tylko" bunt Marcina przeciwko "pokoleniu hardkoru"? Każde założenie rysuje przed nami trochę inną opowieść, ale równie przerażającą i mocną. "Hardkor disko" to zdecydowanie bardziej hardkor, niżeli disko, które też obecne jest w filmie, choćby za sprawą muzyki. Ścieżka dźwiękowa produkcji, zwłaszcza klipy promujące film, zasługują na uznanie.

REKLAMA

"Hardkor disko" to niezłe, a nawet dobre kino. Wielu pewnie będzie marudzić, wzdrygną się i każą Skoniecznemu wracać do robienia teledysków. Ja cieszę się, że w tym pełnym patosu bagnie, filmów o ojczyźnie, naszym brudzie i syfie, jest coś, co choć teoretycznie wpisywałoby się w klimat wiecznej degrengolady, jest świeże i daje widzowi coś więcej, niż tylko wódkę, cebulę, dzieci w ciąży i poPRL-owskie rany. Zresztą, sami sprawdźcie. Mnie wciągnęło i "dopierdoliło w zmysły".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA