REKLAMA

Haze [demotest]

Był kiedyś taki moment, gdy śliniłem się na każdą najmniejszą wzmiankę o Haze. Kręcą mnie po prostu takie klimaty - świat targany przez liczne wojny, najemnicy wyposażeni w futurystyczne technologie, grupy rebeliantów... No i wreszcie jakiś kawałek softu, którym mógłbym rozruszać mojego zakurzonego Chlebaka. Niestety, rzeczywistość jak zwykle okazała się być brutalniejsza niż śmiałem przypuszczać i gra panów z Free Radical zaliczyła w ostatnim czasie rekordową liczbę obsów. Miesiąc? Przeżyję. Dwa? Okej, ale kod ma być wypicowany, jak moja płytka z GTA IV. Bliżej nieokreślony termin? To ja podziękuje...

Rozrywka Blog
REKLAMA

Stąd też z nijakim zapałem podszedłem do demka, które zwiastuje, że jednak wreszcie premiera gry odbędzie się na czas. Z ogromnymi wątpliwościami przywiązałem się też do fotela (ba, jak pierwszy raz zobaczyłem w akcji Gears of War to nawet to mi nie pomogło - poleciałem razem z fotelem) i wbiłem w menu główne.

REKLAMA

Już od pierwszych chwil wiedziałem, że jeżeli tytuł ten ma być w czymś naprawdę wybitnie dobrym, to będzie to oprawa audio. Kawałek w menusach odsłuchałem ze trzy razy zanim przystąpiłem do rozgrywki - perfecto! Na nowo wezbrały się we mnie ogromne nadzieje - powróciła chęć do życia i z jeszcze większym optymizmem przyjąłem do wiadomości, że w demko można grać nawet do czterech osób co-op!

Wolałem jednak za pierwszym razem sam wejść w ten niezbadany świat. Pojawiłem się na jakiejś polance w dżungli, zrobiłem jeden krok do przodu... DUP! Kopnąłem ze strachu w stół, powodując swoistą reakcję łańcuchową wśród poustawianych na nim naczyń, bo z nieba nagle zaczęły spadać rakiety, zalewając pole bitwy tumanem kurzu i ognia. Schowałem się szybko za drzewem i strzeliłem w najbliższy rebeliancki tyłek. Na ekranie pojawiła się informacja, którym przyciskiem mogę wstrzyknąć sobie Nektar (specjalny narkotyk wyostrzający zmysły, silnie reklamowany przez twórców) - na obraz nałożył się żółtawy filtr, przeciwnicy zapłonęli czerwienią, a celownik ustabilizował. Wybiegłem zza osłony posyłając tony ołowiu w kierunku sił wroga. Potyczka skończyła się aż za szybko.

A teraz na chłodno - Haze nie wymaga, co więcej - nie zachęca do jakichkolwiek działań taktycznych. Phew, właściwie to nie trzeba się nawet chować za osłonami. Nektar daje nam tyle wytrzymałości, że brnąłem przed siebie na złamanie karku, nie zważając zupełnie na ustawienie i przewagę liczebną wroga. Jedynym irytującym ograniczeniem jest szybko opróżniający się magazynek. Bo narkotyku mamy tyle, ile ja uporczywych adoratorek - praktycznie w ogóle się nie kończy. A i w bardzo łatwy sposób można przedłożyć ich działanie. Za każdego martwego przeciwnika otrzymujemy mały bonus.

Klimat bitwy? Na samym początku jest prawdziwy hardcore, mnóstwo eksplozji i zamieszania. Potem już jakby nieco wolniej, ale to też nie znaczy, że źle - Haze nigdy nie był zapowiadany jako gra wojenna. Tutaj największą rolę grają starcia z wykorzystaniem jakiś 10 chłopa po każdej ze stron. Ogólnie dużo się dzieje i wymagana jest dość szybka reakcja. Fajny jest też efekt, gdy któryś z naszych kumpli oberwie w baniaczek z Nektarem - szybka hełmu zmienia mu kolor na czerwony, a gość zaczyna strzelać gdzie popadnie. Również w nas. Czy ulżysz mu cierpień?

REKLAMA

Jak stoimy z oprawą? Dżungla może się podobać nawet najbardziej wybrednym, choć faktem jest, że do fotela niepotrzebnie się przywiązywałem, a i taśma na szczęka okazała się zbędna. Całkiem niezłe są wybuchy, modele postaci też niczego sobie, ale jednak beretu z głowy nie zrywa. No i brak JAKIEJKOLWIEK interakcji z roślinnością bije po oczach jak striptizerka w kościele. Muzyka natomiast trzyma poziom non-stop i już jestem niemalże całkowicie przekonany, że za ten element dam dyszkę przy okazji pełnoprawnej recki.

Haze ma jakiś potencjał, tego ukrywać nie mogę. Chociaż jeżeli mam być do końca szczery, trochę się rozczarowałem, bo znów nic nie wskazuje na to, aby miał pojawić się jakiś super-hiper musisz-mieć na PS3. Dobra, wciągająca strzelanka, jedna z wielu obecnie. Jak dla mnie raczej średni argument by zostawić w spokoju wyjącego z bólu Xboksa i GTA IV.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA