Przesunięcia w kalendarzu nadchodzących premier filmowych kosztują widzów mnóstwo nerwów. Jak się jednak okazuje cierpimy nie tylko my. Według analityków finansowych za opóźnienie debiutu „Nie czas umierać” wytwórnia musi sporo zapłacić.
Jak dobrze wszyscy wiemy, bo powtarzamy to do znudzenia, pandemia postawiła na głowie całą branżę kulturalno-rozrywkową. Ze względu na koronawirusa trzeba było przerwać trwające plany zdjęciowe, a zamknięcie kin spowodowało, że dystrybutorzy zdecydowali się przesunąć premiery najbardziej oczekiwanych hitów. Lawinę zmian w kalendarzu debiutów filmowych rozpoczęło „Nie czas umierać”. 25. odsłonę przygód Jamesa Bonda zobaczymy na wielkim ekranie z rocznym poślizgiem i jak się okazuje dla stojącej za produkcją wytwórni ma to swoją cenę.
Analitycy z MGM obliczyli sobie, że „Nie czas umierać” zarobi na całym świecie miliard dolarów.
Z obawy, że przez pandemię to się nie uda, wytwórnia przesunęła premierę filmu z kwietnia na listopad 2020 roku. Jednakże koronawirus wciąż nie ustępuje, dlatego zdecydowano się wyznaczyć termin debiutu na kwiecień 2021 roku. Na Jamesa Bonda jeszcze więc poczekamy, ale studio musi płacić za taki stan rzeczy.
W produkcję 25. odsłony przygód agenta 007 zainwestowano (według ujawnionych danych) ponad 250 mln dolarów. Oczywiście pieniądze te nie należały do wytwórni, tylko pochodziły z zaciągniętych pożyczek. Jak podaje portal Hollywood Reporter zgodnie z zawartą umową każdy miesiąc opóźnienia premiery „Nie czas umierać” kosztuje MGM milion dolarów w odsetkach.
Zaciąganie pożyczek, aby sfinansować produkcje filmów, to standardowa procedura.
W tym wypadku termin spłaty już jednak minął, a MGM nie będzie w stanie spłacić zadłużenia, przed premierą „Nie czas umierać”. Z tego powodu wytwórnia znalazła się w trudnej sytuacji. Jak mówi Hal Vogel, CEO Vogel Capital Research (firmy, która przygotowała raport na ten temat):
MGM cierpi. Każdy duży dystrybutor w tym momencie ma kupkę niewypuszczonych i drogich filmów. Ich liczba rośnie z dnia na dzień. Te filmy są inwentarzem. Czekają, nie zwracając pieniędzy jakie w nie włożono. Nawet z niskimi odsetkami, ich koszt bez przerwy rośnie.
Taki stan rzeczy tłumaczy dlaczego chwilę temu usłyszeliśmy o rozmowach dotyczących sprzedania praw do „Nie czas umierać” platformom streamingowym. Film miałby się pojawić na VOD w tym samym modelu co „Mulan” na Disney+, czyli użytkownicy danego serwisu musieliby dodatkowo zapłacić za dostęp do produkcji. MGM było gotowe pójść tą drogą za 600 mln dolarów, ale interesanci byli gotowi zapłacić najwyżej połowę tej kwoty.