"Amerykańska rzeź" to horror komediowy z 2022 roku, który ominął Polskę. Dopiero teraz pojawił się w naszym kraju, trafiając do biblioteki HBO Max. Warto po niego sięgnąć, nie tylko dlatego, że na ekranie w dużych ilościach pojawia się Jenna Ortega - gwiazda najpopularniejszego w historii serialu Netfliksa "Wednesday".
W "Amerykańskiej rzezi" Jenna Ortega nie gra głównej roli. Zwróćmy bowiem uwagę, że film powstał jeszcze zanim cały świat oszalał na jej punkcie za sprawą występów w "Krzyku" czy Netfliksowej "Wednesday". Niemniej jedna z najpopularniejszych dzisiaj królowych krzyku daje na ekranie z siebie wszystko, czym - warto to zaznaczyć - podnosi jakość całej produkcji.
Czytaj także:
Amerykańska rzeź - czemu warto obejrzeć horror komediowy z Jenną Ortegą?
"Amerykańskiej rzezi" daleko do filmu idealnego. Ma swoje problemy, bo twórcy gubią się gdzieś między metaforycznym a rozrywkowym wymiarem swojej opowieści. Produkcji ciąży brak konsekwencji, bo jakkolwiek koncept okazuje się szalony, wydaje się nie do końca wykorzystany. Jednakże chociaż reżyser Diego Hallivis działa wyjątkowo zachowawczo, udaje mu się widza zainteresować, rozbawić, a nawet i przestraszyć.
Poważny temat...
Tytuł filmu został zaczerpnięty z przemówienia inauguracyjnego Donalda Trumpa, dla którego - jak się szybko okazało - "amerykańską rzezią" jest idea Stanów Zjednoczonych jako kraju otwartego i dającego wszystkim równe szanse. Od początku swej prezydenckiej kadencji jasno i wyraźnie wskazywał imigrantów, jako wrogów publicznych nr 1. Jego ksenofobię i rasizm, udzielające się zresztą dużej części narodu, twórcy filmu obierają za punkt wyjścia swojej opowieści, wprowadzając nas do rzeczywistości rodem z "Nocy oczyszczenia". Bo oto walczący o reelekcję gubernator wydaje polecenie, aby służby aresztowały wszystkich nielegalnych imigrantów na terenie całego stanu. W trakcie pogromu do aresztu trafiają też ich dzieci, nawet jeśli urodziły się na terenie USA, za to, że nie doniosły na swoich rodziców.
... podany w rozrywkowy sposób
Wśród aresztowanych nastolatków są JP, Big Mac, Micah, Camila i Christ, którzy dostają wybór - albo zostają deportowani wraz z rodzicami, albo przez kilka miesięcy będą opiekować się starszymi osobami w nowoczesnym zakładzie opieki. Decydują się oczywiście na tę drugą opcję. I kiedy tylko trafiają do ośrodka, odkrywają, że dzieje się w nim coś dziwnego. Postanawiają więc dowiedzieć się, co stoi za zniknięciem jednego z nich, dlaczego staruszka ostrzega ich przed rychłą śmiercią i z czego wynika agresja pensjonariuszy.
Twórcy chowają w rękawach sporo asów i potrafią widzów zaskoczyć, stopniowo odkrywając przed nami kolejne karty. Robią to oczywiście w rozrywkowy sposób, bo opowieść nasączona jest humorem rodem z komedii dla nastolatków, która zostaje podrasowana elementami horroru. Pełno tu jump scare'ów, które raz bawią, a kiedy indziej napędzają niezłego strachu.
Eleganckie nawiązania
Intencje twórców już na samym początku zdradzają plakaty filmowe w pokoju JP. Główny bohater okazuje się bowiem fanem mierzącego się z tematem klasizmu horroru "To my" i "Ataku na dzielnicę", gdzie grupka młodocianych przestępców musi stawić czoło atakującym Londyn kosmitów. Z jednej strony mamy więc autorskie podejście do gatunku Jordana Peele'a, a z drugiej - rozrywkową rozpierduchę. W dalszej części "Amerykańska rzeź" naszpikowana jest kolejnymi odniesieniami i nawiązaniami do innych tytułów z obrębu kina grozy. Z grubsza rzecz ujmując to latynoamerykańską wariacja na temat "Uciekaj!" z zacięciem "Nocy oczyszczenia: Żegnaj Ameryko", która może się pochwalić urokiem młodzieżowych horrorów z przełomu wieków - oczywistym skojarzeniem będą w tym wypadku "Oni".
Efekty specjalne
Czerpiąc z wyśmienitych wzorców i tradycji kina grozy, twórcy "Amerykańskiej rzezi" nie zapominają, że ich film musi przede wszystkim stylowo wyglądać, aby widzowie poczuli ten cały horror. Mają pod tym względem spore pole do popisu, bo nieraz uciekają w stronę body horroru. Pomijając już zmiany w wyglądzie bohaterów, ciała staruszków wyginają się, naciągają, łamią, a nawet wywracają na lewą stronę, jakby sam szatan ich opętał. Diego Hallivis stawia przy tym przede wszystkim na praktyczne efekty specjalne, dzięki czemu naprawdę jest na czym oko zawiesić.
Jenna Ortega
Chociaż nie gra tu pierwszych skrzypiec, Jenna Ortega kradnie nieraz całe show. Nie, żeby gwiazdorzyła i próbowała za wszelką cenę pokazać swój talent, bo potrafi usunąć się w cień, stonować, aby ktoś inny mógł zabłyszczeć. Rola pewnej siebie, nieowijającej w bawełnę, zadziornej i dupkowatej Camili została jednak pod nią skrojona. Widać, że się nią po prostu bawi, przez co nawet z półtonowym makijażem na twarzy wyciska ze swej postaci, ile tylko się da.