REKLAMA

Netflix zrobił serial o współczesnym Jezusie. Jestem nim zachwycony

„Jodie - wybraniec” to amerykańsko-meksykański serial Netfliksa, który początkowo trudno sklasyfikować. Dramat z delikatną domieszką fantastyki i opowieści o dojrzewaniu z czasem zaczyna sięgać do bardziej komiksowych motywów origin story. Sposób wymieszania tych składników przyniósł zaskakujące efekty.

jodie wybraniec serial netflix recenzja opinie obsada
REKLAMA

Trudno dziwić się komiksowym skojarzeniom, skoro „Jodie - wybraniec” to serial inspirowany serią graficzną pt. „Chosen” (później „American Jesus”), za którą odpowiadają Mark Millar i Peter Gross. Ten pierwszy to jeden z najpopularniejszych amerykańskich scenarzystów - odpowiedzialny m.in. za „Kich-Ass”, „Wanted”, „Superman: Red Son” czy „Wolverine: Enemy of the State”. Ten drugi kojarzony jest przede wszystkim z cyklem „Lucyfer”. Serial Netfliksa charakteryzuje się cechami typowymi dla twórczości tych artystów: łączy akcję z tematyką religijną, prowadzi fabułę w sposób fragmentaryczny, czasem pozwala sobie na odrobinę satyry.

W oryginale dwunastoletni chłopiec odkrywa, że jest inkarnacją Jezusa Chrystusa. Może zatem zmieniać wodę w wino, może chodzić po wodzie czy też, rzecz jasna, uzdrawiać chorych. Cykl pochyla się nad dojrzewaniem do podobnej odpowiedzialności; próbą zrozumienia siebie i poradzenia sobie z faktem, że prawdopodobnie będzie musiał poprowadzić świat do ostatecznej bitwy. Czy serial eksploruje podobne motywy?

Czytaj także:

REKLAMA

Jodie - wybraniec. Recenzja serialu Netfliksa

Serial Everardo Gouta przenosi akcję do Meksyku. Jak skomentował sam Mark Millar, ten pomysł Netfliksa to strzał w dziesiątkę: w końcu Meksyk jest w ścisłej czołówce krajów jeśli chodzi o religijność i całą religijną kulturę. O ile w Ameryce Północnej wygląda to zgoła inaczej, o tyle w sąsiadującym z nią na południu państwie 80 proc. populacji pozostaje związana z katolicyzmem.

Jasne, w ostatnich dekadach odsetek osób identyfikujących się z Kościołem nieco się zredukował, ale są to spadki znacznie niższe, niż w przypadku innych krajów Ameryki Łacińskiej. Tak czy inaczej, decyzja była niewątpliwie trafna: pozwoliła filmowcom objąć rozległe, surowe krajobrazy kraju i pochylić się nad bardziej zróżnicowanymi kulturowo podejściami do religii.

W pierwszych scenach filmu Jodie (hipnotyzujący Bobby Luhnow) jest jeszcze niemowlęciem; jego matka, Sarah (Dianna Agron), zdecydowała się uciec przed ojcem. Już wówczas, podczas spotkania z policjantem, objawia się pewnego rodzaju niezwykłość chłopca. Dekadę później Jodie regularnie zażywa wciskane mu przez Sarę pigułki (które, jak się później okaże, blokują jego zdolności), poza tym wiodąc typowe życie wyrostka - psoci z kumplami, zadziera ze szkolnym łobuzem, zakochuje się. A gdy udaje mu się przeżyć wypadek, wraz z przyjaciółmi ściemnia miejscowym, opowiadając o cudzie - zjawisku, którego wcale nie traktuje poważnie. Ale to się zmieni.

REKLAMA
Jodie - wybraniec

Rdzeniem „Wybrańca” jest niewątpliwie wspomniana paczka przyjaciół - zarówno pod względem aktorskim, jak i scenariuszowym. Młode postaci napisane i zagrane są tak, że każda z ich interakcji wydaje się pozbawiona grama fałszu. To świetna dynamika: dzieciaki wpływają na siebie nawzajem, wspierają się i kłócą. Będąc razem, czują się bezpieczniej; taką chemię trudno jest obronić. Pewnie dlatego podróż z pierwszego odcinka przywołała mi na myśl „Stand By Me”, adaptację prozy Stephena Kinga. Podobnie esencjonalnych elementów opowieści coming of age jest tu zresztą niemało.

Wątek nadprzyrodzony rozwinie się nieśpiesznie i zdecydowanie nie jest to wada. Serial nie pędzi z wyjaśnieniami; stopniowo odsłania karty, dawkuje informacje, pozwala nam lepiej poznać bohaterki i bohaterów. Ułatwia zaangażowanie i skutecznie wzbudza ciekawość. Niestety, narracji nie brakuje wad; z niezrozumiałych przyczyn rezygnuje z kilku dość istotnych wyjaśnień. Pewne wątki zdają się wyrastać znikąd, ich osadzenie w całej historii zlekceważono.

Całość wygląda... fenomenalnie. Format 4:3 i przemyślane, oszałamiające kompozycjami piaszczystych połaci ziemi z błękitem nieba współgra z atmosferą, z poczuciem misji i tajemnicy. To jeden z lepiej zrealizowanych seriali Netfliksa w ostatnim okresie. Seans buduje przyjemne wrażenie, że oto mamy do czynienia z tytułem głęboko przemyślanym, z rzemieślniczą precyzją budującym wielką historię, w której nie zabrakło miejsca na wcale nieepickie gesty, słowa i przeżycia. A to wszystko uzupełnione urokiem i mistycyzmem lokalnego kolorytu oraz garścią nienachalnych, ale interesujących pytań.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA