Mistrz horroru wrócił na Netfliksa. Jego nowy serial jest świetny
Mike Flanagan wraca z serialem "Klub Północny". Twórcę możecie kojarzyć z zupełnie wyjątkowej produkcji "Nawiedzony dom na wzgórzu". Jego nowa produkcja również jest horrorem, tym razem jednak skupia się na nastoletnich bohaterach, którzy muszą pogodzić się ze swoją śmiertelnością. Jak mu to wyszło? Na pierwszy rzut oka świetnie.
OCENA
Serial "Klub Północny" to wielki powrót Mike'a Flanagana, autor wielu podszytych grozą hitów. Twórca "Nawiedzonego domu na wzgórzu" po raz pierwszy zdecydował się zrealizować produkcję opowiadającą o nastoletnich bohaterach - niekoniecznie skierowaną wyłącznie do nastoletniej publiczności. Z ulgą donoszę, że Flanagan sprawnie porusza się na nowym gruncie. Choć nie unika błędów.
"Klub Północny" to kolejna w portfolio Mike'a Flanagana adaptacja popularnej powieści - podobnie jak dwie części "nawiedzonej" antologii ("Nawiedzony dom na wzgórzu i "Nawiedzony dwór w Bly", które również znajdziecie na Netflix Polska). Oryginał autorstwa Christophera Pike'a to horror young adult z 1994 roku. Opowieść skupia się na grupie nastoletnich pacjentów hospicjum Brightcliffe. Każde z nich jest już skazane na śmierć. Regularnie o północy spotykają się potajemnie w bibliotece, gdzie przy blasku świec i aromacie podwędzonego wina opowiadają sobie mroczne, przerażające historie.
Każdy nowy członek Klubu musi złożyć obietnicę: jeśli umrze jako pierwszy, zrobi wszystko, by skontaktować się z pozostałymi. Ilonka, główna bohaterka serialu, nieprzypadkowo wybiera właśnie Brightcliffe - w latach 70. jedna z pensjonariuszek zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, by wkrótce powrócić. W pełni zdrowia. Nie muszę chyba dodawać, że Ilonka doświadcza w hospicjum dziwnych wizji i wydarzeń - nie ma wątpliwości, że z tym miejscem związana jest jakaś mroczna tajemnica.
Klub Północny: recenzja serialu Netfliksa
Bohaterowie prezentują dość skrajne postawy i grubo ciosane charaktery - od zjadliwego nihilizmu, poprzez pokładanie nadziei w Bogu, aż do umiejętności czerpania drobnej radości z ostatnich chwil na tym świecie. Co ciekawe, opowiadane przez nich historie zdecydowanie im służą (z fabularnego punktu widzenia). Opowieści - po jednej na każdy odcinek - są bardzo nierówne, ale taki właśnie cel przyświecał twórcom.
Scenarzyści zadbali o indywidualność tych narracji - jedna jest bardziej naiwna, inna częściej przeplatana humorem, kolejna autentycznie niepokojąca. Nietrudno się domyślić, że członkowie Klubu opowiadają historie o sobie - korzystając z mniej lub bardziej trafnych metafor. Za ich sprawą możemy poznać ekipę nieco lepiej - zobaczyć odbicia ich przeżyć, lęków, nadziei, traum czy radości. Naprawdę fajny pomysł.
Niestety, wspomniany pomysł ma też swoje wady. Część ze wspomnianych historii najzwyczajniej w świecie nuży, a i nie każdą z postaci mamy ochotę poznać. Na szczęście główna oś fabularna, wątek-spoiwo, choć rozkręca się bardzo powoli, dostarcza sporą dawkę wrażeń. Nie jest to z pewnością nic niebywale oryginalnego, ale to, co u Flanagana dotychczas działało, działa i tym razem. Mam na myśli umiejętne wykorzystanie horroru w taki sposób, by za jego pomocą zbadać osobiste dramaty. Tym razem przyglądamy się młodym osobom, które mierzą się z prawdziwą tragedią. Co jednak najważniejsze, twórcy podchodzą do przeżyć swoich bohaterów z odpowiednią dozą wrażliwości i delikatności. Tak jak należy.