REKLAMA

"Klub północny" pokazuje, gdzie Netflix popełnia błąd. Czas go naprawić

"Klub północny", czyli nowy serial Mike’a Flanagana, to opowieść z dreszczykiem. Podstawą jej fabuły jest grupa młodych ludzi opowiadających sobie nawzajem historie. Przez cały seans miałem wrażenie, że Netflix trochę zmarnował potencjał tego serialu.

klub polnocny netflix
REKLAMA

Mike Flanagan wrócił do serwisu Netflix ze swoim nowym serialem. Podobnie jak mój redakcyjny kolega, Michał Jarecki, uważam, że twórca "Nawiedzonego domu na wzgórzu" i "Nocnej Mszy" jest naprawdę królem serialowego horroru. Różnica między nami polega jednak na tym, że mnie "Klub północny" się nie podobał. I sądzę, że jednym z powodów, dla których produkcja mnie znudziła, był sposób dystrybucji.

REKLAMA

Klub północny – grupa dzieciaków opowiada straszne historie.

Punkt wyjścia jest taki: grupa dzieciaków w hospicjum spotyka się wieczorami i opowiada sobie straszne historie. Choć w między tymi opowieściami rozgrywa się większy wątek, to właśnie te opowieści snute każdego wieczora są gwoździem programu. Ta główna fabuła nie jest ani na tyle dobrze napisana, ani na tyle intrygująca, aby utrzymać widza dłużej. Z każdym odcinkiem coraz mniej zainteresowany byłem tym, czy bohaterkom i bohaterom uda się odkryć, tajemnicę ośrodka, w którym mieszkają. Czekałem jednak, aż usiądą i opowiedzą kolejne części swoich wykręconych historii z dreszczykiem.

Klub północny: Netflix

Przez to, że serial został wrzucony do serwisu w całości, co siłą rzeczy sprawiło, że oglądało się go "ciągiem" (lub jak kto woli: bindżowało). Przyjęta przez Flanagana formuła znacznie lepiej sprawdziła by się jednak, gdyby odcinki były od siebie mocniej odseparowane, na przykład cotygodniową emisją. Może to trochę kontrowersyjne, ale przecież nie każdy serial jest wielogodzinnym filmem i nie każdy odcinek musi być traktowany tylko jako nowy rozdział.

W przypadku "Klubu północnego" cotygodniowa emisja byłaby idealna.

Flanagan bardzo świadomie w każdym odcinku swojego serialu umieścił po jednej historii snutej przez swoich bohaterów. Niektóre z nich podzielił nawet na części. Jedna z najlepszych opowiadająca o zwykłym chłopaku, który dokonywał brutalnych morderstw, została nawet podzielona na kilka wieczorów. Słuchający jej mieszkańcy hospicjum byli bardzo rozczarowani, gdy Kevin przerwał ją w połowie i powiedział „ciąg dalszy nastąpi”. Zabrzmiało to trochę, jakby pochodziło z retro serialu, który normalnie co tydzień emituje swój odcinek, ale pod koniec sezonu wrzuca specjalne wydarzenie z zagrożeniem tak poważnym, że pokonanie go zajmie dwa epizody.

REKLAMA
 class="wp-image-2037619"
Klub północny: Netflix

To celowe i świadome rozwiązanie. Tym mocniejsze, że akcja "Klubu północnego" rozgrywa się właśnie w latach 90. Dlaczego więc serial, skoro już gra tym rozwiązaniem, nie wykorzystał go w pełni? Myślę, że powodem jest, iż Netflix bardzo kurczowo trzyma się swojej strategii wrzucania całych sezonów do serwisu. Choć pojawiają się głosy, że czerwony gigant już rozważa zmianę, to właśnie stracił świetną okazję, żeby zrobić to zupełnie naturalnie. A szkoda, bo "Klub północny" tylko by na tym zyskał.  

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA