REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Disney trzyma widzów w garści. „Król Lew” najlepiej zarabiającym filmem wytwórni spoza MCU i „Star Wars”

Disney już może uznać 2019 rok za jeden z najlepszych w swojej dotychczasowej historii. Produkcje wytwórni zarabiają doskonałe pieniądze i często są doceniane przez krytyków. A nawet jeśli w tym drugim aspekcie powinie się czasem noga, to widzowie i tak wspierają firmę. Najlepiej pokazuje to finansowy rekord remake'u „Króla Lwa”.

12.08.2019
9:54
król lew box office
REKLAMA
REKLAMA

Można się zżymać, że Disney w ostatnich latach niemal całkowicie porzucił oryginalne historie na rzecz sequeli, remake'ów i rebootów. Część fanów i krytyków nie chce pogodzić się z faktem, że niegdyś pionierska na polu animacji firma skoncentrowała wszystkie swoje wysiłki na rzecz zarabiania pieniędzy. I można te osoby zrozumieć. Podstawowe fakty są jednak proste - filmy są robione, żeby zarabiać, a produkcje Disneya robią to doskonale.

Najlepszym przykładem jest tu nowa wersja „Króla Lwa”. Film w reżyserii Jona Favreau został masowo skrytykowany przez recenzentów i określony mianem „bezdusznej i bezsensownej kopii”. W wielu przypadkach tak negatywne recenzje wpłynęłyby na wyniki osiągane przez produkcję w box office. „Król Lew ”nic nie robi sobie jednak z krytycznych tekstów na swój temat i zarabia olbrzymie pieniądze.

„Król Lew” zarobił już 1,3 mld dol. w światowym box office. Stał się dzięki temu najbardziej dochodowym live action Disneya.

Do tej pory ten tytuł należał do remake'u „Pięknej i Bestii” z 2017 roku, który osiągnął wynik 1,26 mld dol. A ponieważ nowy „Król Lew” znajduje się gdzieś na granicy między filmem aktorskim i animowanym, to niektórzy przyznają mu również tytuł najbardziej dochodowej animacji Disneya. Produkcja z Simbą, Mufasą i Skazą zdołała pobić „Krainę lodu” (1,27 mld dol. na koncie). To naprawdę imponujące osiągnięcie, a wcale nie jest powiedziane, że produkcja Favreau szybko zniknie z kin. Zwłaszcza, że ostatnie nowości wcale nie zarabiają dużo lepiej od „Króla Lwa”.

REKLAMA

Wiele osób zastanawia się, skąd tak olbrzymia popularność filmów Disneya. Widzom ewidentnie nie przeszkadza, że otrzymują identyczną opowieść podaną w nowych szatach. W innym wypadku „Aladyn” i „Król Lew” nie mogłyby osiągać tak imponujących wyników. Dość powiedzieć, że remake opowieści o Lwiej Skale już stał się najlepiej zarabiającym filmem wytwórni, który nie należy do serii „Gwiezdne wojny” lub do Marvel Cinematic Universe. Prawda jest jednak taka, że popkultura coraz mniej potrzebuje oryginalnych historii. Najlepiej świadczy o tym fakt, że (jak podaje portal Variety) w lecie 2019 tylko jedna w pełni nowa produkcja przekroczyła granicę 100 mln dol. w box office. Udało się to tylko „Pewnego razu... w Hollywood” Quentina Tarantino. A przecież nie sposób zestawiać tego sukcesu z osiągami filmów Disneya.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA