REKLAMA

Lost: Via Domus

Nie byłoby do końca fair, gdybym Wam tego już na wstępie nie wyznał - kocham Lost i już dawno poprzysiągłem sobie, że zostanę z nim na dobre i na złe. Nawet gdyby poziom fabularny stał już na pograniczu kiczu (ale skądże, nie zanosi się na to, 4 sezon rządzi). Między innymi z tego też względu bardzo optymistycznie patrzyłem w przyszłość projektu gry, opartej właśnie na motywach tego - kultowego już - serialu. Kilkumiesięczne opóźnienie tłumaczyłem sobie solidnością i chęcią maksymalnego dopracowania kodu, a pomysł współpracy z autorami serialu, aby podjąć próbę dokładnego przeniesienia scenariusza cyklu na kod gry, to już w ogóle, olaboga! Heh, sprawdziło się stare, dobre powiedzonko - to o czyhających na każdym kroku zasadzkach i brutalności. Lost: Via Domus to produkcja niezbyt odstająca od innych "egranizacji" pokroju kolejnych części Harry'ego Precelka czy innych Spider-Manów.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Przede wszystkim fabuła - czyli prawdziwa moc "Zagubionych", wielki motor napędowy niepozwalający odejść od ekranu TV - została dość krzywdząco skopana względem oryginału. I nie chodzi mi tutaj akurat o sam wątek głównego bohatera gry, zupełnie nowej postaci, Elliota Maslowa. Pomysł jego amnezji po rozbiciu się na tajemniczej wyspie i pokazywaniu nam jego dziejów w postaci znanych dobrze z Lost grywalnych retrospekcji (scenki z przeszłości), które kryją w sobie mnóstwo smaczków i ciekawych informacji dla fana serialu (jednakże od razu mówię - są to bardziej ciekawostki, nic szczególnego, co by mogło nam wyjaśnić jakąś wyjątkowo ważną tajemnicę "Zagubionych") jest całkiem fajny. Ale właśnie - dla fana serialu.

REKLAMA

Prawdą jest, że przeniesienie z trudem trzymającej się kupy historii "Zagubionych", na jakieś 7-10 godzin gry (krótko, czyż nie?) jest absolutnie niewykonalne, przez co wiele dość istotnych wątków zostało brutalnie obciętych tudzież całkowicie usuniętych. To byłoby jeszcze do zniesienia, ale już fakt, że ludzie z Ubisoftu ewidentnie pomieszali lub poprzekręcali pozostałe wydarzenia (z niektórymi naprawdę ostro przegięli) jest już nie do zniesienia. Dodatkowy wątek Elliota miał idealnie wpasować się do historii opowiedzianej w serialu, a tylko ją zniszczył. Zniszczył w bardzo niezgrabny sposób, pozostawiając po sobie nieposprzątane zgliszcza, co jest jednym z głównych powodów, dla których dla przeciętnego gracza, produkt może okazać się po prostu niezrozumiały i całkowicie niestrawny. Bo fan jeszcze jakoś to sobie wszystko poukłada, coś skojarzy, połączy...

No, ale do rzeczy. Wspomniany wyżej Elliot (tak jak w przypadku wszystkich zapowiedzi gry spod mego pióra, tak i tutaj nie oszczędzę sobie zwrócenia uwagi na jego nietypowe imię ;)) jest dziennikarzem, a zarazem świetnym fotografem. "Jestem gotów poświęcić wszystko, za dobre zdjęcie" - chwali się w jednym z wywiadów udzielonych prasie. I faktycznie, coś jest na rzeczy - tuż po katastrofie, Elliota napada inny pasażer rozbitego samolotu numer 815 (najwyraźniej znalazł się w nim tylko po to, aby śledzić naszego bohatera) - łysy w czarnym garniaku, idealnie pasujący do roli czarnego charaktera. Pyta on Maslowa gdzie ukrył zdjęcie - jakąś bardzo wartościową fotografię, o której na starcie nic nie wiemy. Elliot zresztą też nie - przypominam o jego kłopotach z pamięcią.

O co całe halo, dowiadujemy się dopiero stopniowo oglądając retrospekcje dziennikarza. Okazuje się, że poszukiwał on jakiś ciekawych materiałów na reportaż, tropiąc typa imieniem Savo, współpracującego z tajemniczą korporacją Hanso (fani chyba już skojarzyli o co chodzi). Co uchwycił na swoich zdjęciach? A ile musiał poświęcić żeby je w ogóle pstryknąć? Tego dowiecie się już po ponownym kontakcie z łysym bad-assem, spotkaniu się z mroczną grupą rdzennych mieszkańców wyspy czy przedarciu się przez puszczę w towarzystwie dziwnego potwora w postaci czarnego dymu. Słowem - będzie się działo.

Pozostaje jeszcze sprawa tytułowego Via Domus. Jest to kompas, który ma wskazać Maslowowi właściwą drogę - drogę do domu. Rzekomo "dar od wyspy". Jak już wspomniałem, wątek dziennikarza może okazać się naprawdę ciekawy (chociaż też mam tu pewne wątpliwości jeżeli chodzi o kogoś kto nigdy się z Lost nie spotkał), ale to co dzieje się wokół niego, już nie.

O co dokładnie mi chodzi? Tak jak mówiłem dwa akapity wyżej - mnóstwo wątków postawionych przed graczem jednocześnie, większość zupełnie w innej kolejności niż tak, jak powinno być, a część bardzo istotnych poznikała, a mogły one wiele wyjaśnić. Gracze nie przywykli do pytań bez odpowiedzi - twórcy nie pokwapili się, co by im jakoś pomóc. Może gdyby przynajmniej bardziej rozbudować opcje dialogowe, udostępnić misje poboczne, które w jakiś sposób ułatwią nam pojęcie tego wszystkiego... A gdzie tam. Podczas rozmowy z tymi góra kilkoma postaciami (a przypominam, że w serialu rozbitków było ponad 40), mamy do wyboru tylko kilka opcji - tych związanych z głównym wątkiem i "ogólnymi" związanymi ze sprawami, które naszej postaci bezpośrednio nie dotyczą (i to jest właściwie jedyna możliwość, by dowiedzieć się nieco więcej o świecie "Zagubionych"). Super, tylko, że na każde zadane pytanie (swoją drogą, to samo pytanie zwykle można zadać kilku rozbitkom - zero kreatywności) rozbitkowie odpowiedzą cholernie lakonicznie, właściwie nie dając żadnego logicznego wyjaśnienia. Sprawia to, że sami musimy dorabiać sobie własną wersję, zwykle utwierdzając się przy tym w przekonaniu, że uniwersum Losta jest jednym z najbardziej niespójnych i głupich w ostatnim czasie. Przykre. Swoją drogą, same postaci niezależne też nie są jakoś doskonale odwzorowane, często sprawiają wrażenie zupełnie niewiarygodnych i sztucznych w przeciwieństwie do serialowych odpowiedników.

Na uwagę zasługują jednak świetnie przekopiowane lokacje. Widać, że Ubisoft posłał specjalnych ludzi, żeby ci zwiedzili dokładnie plan filmowy. Fajna sprawa (niestety, również tylko dla fana serialu...), pozwiedzać sobie obozowisko rozbitków, przespacerować się po gęsto porośniętej puszczy, gdzie całkiem łatwo się zgubić, poszwendać się po Ciemnym Terytorium (mroczna część lasu) czy też zwiedzić Czarną Skałę - wielki okręt niewolniczy, rozbity pośrodku dżungli. Brzmi przygodowo jak nic, co? I to prawda, Lost: Via Domus jak najbardziej przypomina grę przygodową, z O-G-R-O-M-N-Y-M naciskiem na eksplorację, aczkolwiek bez otwartego świata - istnieje tu podział na średniej wielkości lokacje, a w danych momentach gry mamy dostęp jedynie do części z nich. Właściwie to spotkałem się z ciekawym określeniem, że tak naprawdę, to mało tu jest z prawdziwej gry. I jest to całkiem trafne, bo produkt prawie niczym nie przypomina typowych produkcji akcji czy przygodówek, największe skojarzenia budzi z interaktywnym filmem.

Twórcy chcieli po prostu uniknąć całkowitej kaszanki robiąc z gry dynamiczną strzelaninę bądź głupawą skakankę. Wyszło bardzo dziwnie. Po głębszych rozmyślaniach, doszedłem nawet do wniosku, że rozgrywka w Lost nie ma większego sensu. W sumie to tylko kierujemy naszą postać z jednej lokacji do drugiej, w celu przeprowadzenia maksymalnie liniowego dialogu z którąś z postaci i pchnięcia fabuły do przodu. Czasem zdarzają się chwilowe odstępy, przykładowo wycieczki do jaskini, gdzie aby przeżyć (bo inaczej zeżre nas dziwne "coś", nie mam pojęcia co jest grane...) musimy utrzymywać przy sobie źródło światła. Robimy to dzięki pochodni bądź zapalniczce czy lampie olejnej. Trzeba jednak liczyć się z tym, że wszystko stosunkowo szybko się wyczerpuje, więc trzeba nagromadzić trochę zapasów. Jak tego dokonamy? Poprzez wymianę z innymi rozbitkami - za butelkę wody, papaje czy też inne owoce (które nie są nam do niczego potrzebne - Elliot nie musi jeść, po co...) są zdolni oddać bardziej wartościowe rzeczy (ekonomia jest tu do kitu - trzy batoniki pozwolą nam trzymać za pasem broń z pełnym magazynkiem). Stąd też warto być ostrożnym podczas przemierzania lokacji - zbierać opłaca się wszystko, od owoców po stęchłe piwo. Nie pytajcie skąd się wzięło pośrodku lasu.

Oprócz eksploracji są jeszcze nieliczne momenty, kiedy gra przestaje zupełnie być do siebie podobna i rozgrywka staje na nogach. Są to scenki, może ze dwie-trzy na całą grę, w których okazjonalnie musimy skorzystać z broni palnej (choćby po to, aby zabić strzelającego do nas delikwenta, siedzącego w poszczególnych miejscach na drzewach... Nawet jako fan serialu nie potrafię logicznie wytłumaczyć "DLACZEGO?"). Inną tego typu zmianą są pościgi. Sprint na dystans około mili będąc pod ostrzałem, bądź zwiewając przed lostowym potworem. Podczas ucieczki musimy przeskakiwać nad odstającymi z ziemi korzeniami lub w odpowiednim momencie kucać, żeby nie zaryć głową w gałąź.

Od czasu do czasu, prześladować nas będzie też mini-gierka polegająca na odpowiednim poprzestawianiu przełączników w panelu elektrycznym żeby ustawić odpowiedni dopływ prądu do wszystkich źródeł, tym samym otwierając np. jakieś drzwi czy coś w tym stylu... To tyle w sumie (jeżeli chodzi o wyspę, bo retrospekcje to inna sprawa). Nie musimy tutaj prowadzić żadnych śledztw, czy czegoś z tej beczki, jak mówiłem dialogi są absolutnie liniowe, nie sposób czegokolwiek spaprać. Potencjał zmarnowany, jednym słowem. W retrospekcjach naszym zadaniem zawsze będzie pstryknięcie jakiejś ważnej fotki, określonej rzeczy w odpowiednim momencie, inaczej scenka automatycznie przewinie się do tyłu, i tak w kółko, aż tego nie zrobimy.

Ogólnie rzecz biorąc - gra potrafi być nudna i irytująca. Jedynie chęć sprawdzenia co będzie dalej, pcha nas... dalej. Chociaż, mogę się założyć o złote kalosze, że (jak już wspominałem parę razy) przeciętny, szary gracz nie zrozumie nawet połowy istotnych rzeczy - rzeczy, które to tak naprawdę czynią fabułę "Zagubionych" wyjątkową, mroczną, magiczną rzekłbym... Że już nie wspomnę o fenomenalniej końcówce, na której wspomnienie ciarki mi przechodzą po plecach, a jeden z moich znajomych, niemający z Lostem nic wspólnego, tylko dziwnie wykrzywił usta i zapytał bardziej siebie niż mnie - "E?".

Co może dziwić, najlepszą stroną gry jest oprawa audio/video. Grałem na PS3 (ale podobno na każdej z platform wrażenia są identyczne - jedyną różnicą są loadingi, na PC przeraźliwie długie, a na Chlebaku króciutkie) i powiem szczerze - dżungla w Lostach jest jedną z najpiękniejszych wirtualnych puszczy jakie miałem okazję oglądać. Mamy tutaj prawdziwą dzikość - las jest naprawdę gęsto porośnięty, efekty flory robią niezłe wrażenie, wszystko wygląda na ładnie odwzorowane. Efekty świetlne i cienie tylko wzmacniają poczucie umiejętnie wykorzystanego silnika graficznego. Trochę inaczej jest w przypadku postaci - niektóre są ekstra, prawie jak te serialowe, ale gdy spojrzysz na takiego Michaela (czarnoskóry rozbitek), wyglądającego jak wyjątkowo wyrośnięty bobas, na twojej twarzy wymaluje się albo obrzydzenie, albo szyderczy uśmiech. Kuleje też strasznie lip-sync i mimiki twarzy raczej też nie można zaliczyć do udanej.

A kwestia dźwięku? Pierwsza klasa! Zostały wykorzystane motywy muzyczne z serialu i podczas eksploracji stanowią idealne tło. Również te bardziej mroczne, budujące chwilami napięcie, sprawdziły się wyśmienicie. Szkoda tylko, że nie udało się przekonać wszystkich aktorów do podłożenia głosu ich wirtualnym postacią. Stąd też czasem, mimo starań, ton niektórych z nich będzie nieco... nietypowy?

REKLAMA

Teraz po napisaniu powyższego tekstu, znacznie trudniej wystawić mi ocenę końcową. Wylałem z siebie wszystkie żale i właściwie ciężej mi teraz wśród nich znaleźć w ogóle jakiekolwiek plusy, aby ewentualnie zawyżyć ocenę. Widać od razu, że grupą docelową gry są fani serialu, którzy przy okazji muszą być stosunkowo niewymagającymi graczami. A cała reszta? Nie bierzcie Losta. Oszczędźcie sobie ten ból, gdy łeb się przegrzewa próbując to wszystko pojąć. Do tego hardcore'owcom na pewno totalnie nie podejdzie trochę dziwny sposób rozgrywki, bardzo powolny, niemający za wiele szybkich akcji. Jednakże nie mówię też, że Via Domus jest tragiczny. Były takie momenty, gdy solidnie wkręcał, a jeżeli już jesteś wielbicielem cyklu, to bierz śmiało - to dla ciebie była pisana ta nieprzeciętna fabuła, której nikt poza tobą nie pojmie, aczkolwiek przygotuj się też na bardzo liczne niedociągnięcia, sprzeczności i inne dziwactwa, jeżeli chodzi o przedstawienie świata, na którym nie skupia się gra, a serial.

screeny pochodzą z wersji PC

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA