REKLAMA

Marine Sharpshooter IV: Locked & Loaded

Czas start. Odpalamy gierkę i wpadamy w sam środek konfliktu. Pierwsza misja, druga, trzecia, headshot, czwarta, bum, piąta, dwa headshoty, dziesiąta. Napisy końcowe. Że jak? Dwie i pół godziny z przerwą na obiad, czyli kwadrans w plecy. Nazajutrz drugi raz na średnim poziomie trudności. Pierwsza, piąta, bum, headshot, dziesiąta. Czas stop. 57 minut.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Mówią, że przyjemność bywa krótka, acz intensywna. Szkoda tylko, że ta gra ową boginią rozkoszy absolutnie nie jest. Kolejny FPS ze snajperką w roli głównej za dychę hitem być po prostu nie może. Panowie z Groove Games przedstawili konflikt nuklearny z perspektywy krzywej snajperki, ślepych nieprzyjaciół i ciągle uciekającego pociągu. Gitara.

REKLAMA

Locked & Loaded to czwarta część snajperskiego FPS-a o wdzięcznej nazwie Marine Sharpshooter. Tym razem świat staje na krawędzi konfliktu nuklearnego, a my mamy zapobiec następstwom tych zamieszek, z odpaleniem bomby atomowej włącznie. W tym celu zwiedzimy między innymi Irak, USA oraz Rosję. To, że wszystkie lokacje są podobne do siebie jak dwie krople wody, pominę wymownym milczeniem.

Jako że wcielamy się w rolę komandosa-snajpera, nie sposób obyć się bez podstawowej broni takiego wojaka, czyli karabinu snajperskiego. Do wyboru mamy kilka strzelb, jednak co z tego, skoro każdą strzela się tak samo i nie robi to żadnej różnicy, którą wybierzemy. Czasami mam wrażenie, że przeciwnicy mają zamontowane magnesy, które przyciągają wystrzeliwane przez nas pociski. Gościa idzie zabić maksymalnie dwoma strzałami, bez znaczenia w co trafimy, czy to palec u nogi, czy wyrostek robaczkowy czy rzepka, zawsze dwa trafienia gwarantują sukces. Oczywiście można od razu sprzątnąć wroga kulką w łeb i podziwiać teatralne animacje upadania postaci. Nasze wiatrówki mają niesamowitą celność, według naszego przewodnika nieraz do celu mamy i pół kilometra, a snajperka sieje nabojami we wrogów, że aż się miło na duszy robi. Co jednak, gdy zabraknie amunicji, a pod ręką nie ma ani jednej skrzynki z zapasami? Spokojnie, wszystko to, co snajperka, a nawet jeszcze więcej, potrafi poczciwe MP40, a nieraz na pojedynki na długi dystans wystarcza Glock. Tak, nie robię sobie żartów, ale coś tu jest nie tak, skoro na średnim poziomie całą planszę przechodzi się strzelając z tej, nomen omen, pukawki. Celność jest niesamowita - ja rozumiem, trzeba podbudować i zachęcić gracza do spróbowania (pewnie już za niedługo) piątej odsłony tego pseudo-FPS-a. Na deser zostawiłem sobie nóż, którym nasz bohater posługuje się tak komicznie, że natychmiast wzbudza niekontrolowane salwy śmiechu. Na ekranie obserwujemy jakieś dzikie pląsy przypominające taniec brzucha, ale rzecz to naprawdę śmiercionośna: jedną serią "wymachiwań" możemy uśmiercić kilku gości!

Misje (aż dziesięć) to chyba chore wymysły scenarzysty filmów Uwe Bolla, pisane podczas kwadransa na kawę. Tak tandetnej fabuły dawno nie miała jakakolwiek gra. Wałęsamy się po całym świecie, gonimy wciąż uciekający nam "Orient Ekspress", odjeżdżające w momencie naszego przybycia do celu przez niekończący się tunel ciężarówki czy oglądając cień przelatującego nad nami helikoptera. Składnia typowego zadania w "Locked & Loaded" przedstawia się następująco: kilka grupek wrogich żołnierzy (czyt. mięsa armatniego), cutscenka, kula w łeb wartownika stojącego na wieży, cutscenka, mięso armatnie, cutscenka, najazd przeciwników, cutscenka, finito. A może frytki do tego?

Powiem bez ogródek: większych tumanów od żołnierzy, których mamy (nie)przyjemność eksterminować tej grze, nigdzie indziej nie widziałem. Koncert nieinteligencji rozpoczyna się na samym początku gry. Pierwszy konwój wrogów przylatuje helikopterem i pokazuje swoje nadnaturalne możliwości. Trzech panów w obliczu nadchodzącej śmierci… stoi i patrzy prosto przed siebie. Lufy opuszczone w dół, nie ma mowy o żadnej wymianie ognia. Make peace, not war. Jedziemy dalej. Koniec drugiej misji, nie wiadomo skąd wylewa się grupa kilkunastu wojaków. Zielona polanka, otwarty teren, przymierzamy snajperką w łeb jednego z nich… zaraz, po co się rozdrabniać, lepiej od razu wszystkich zastrzelić. Tłok niesamowity, więc kulka po kulce i trup ściele się gęsto. Zbiorowa mogiła wygląda nieestetycznie, ale cóż poradzić, z głupotą trzeba radykalnie postępować. Kolejna misja i znów zrzut mięsa armatniego. Chowam się w budynku i czekam, aż sami przyjdą, co wydaje się naturalne przy tym poziome inteligencji. Jednak nie, pięciu stoi przed drzwiami, a na mój widok dosłownie wpadli w osłupienie, zaś jeden z nich został oślepiony blaskiem mojej chwały i krążył bez celu. Kolejna sytuacja: miasteczko w południowym Iranie, dość gęsta zabudowa i - jak zwykle - gęsty trup. Na dachach tony snajperów, wszyscy odwróceni tyłem do mnie. Nie robi na nich wrażenia salwa świstających koło nich kul, więc jestem zmuszony, choć robię to niechętnie, odstrzelić delikwentom łby. Takich sytuacji w grze jest od groma i pokazują one totalne olewactwo autorów w kwestii sztucznej inteligencji.

REKLAMA

Oprawa graficzna trzyma poziom całej gry. Klockowate budynki, brzydkie modele przeciwników, tekturowe pojazdy, tragicznie wyglądająca woda - czy trzeba coś jeszcze dodawać? Gwoździem do trumny jest fatalna animacja - zastrzeleni wrogowie układają się w nienaturalnych pozach, czasami po śmierci stoją, wszak zmartwychwstanie to kwestia kilku sekund, można też i w pionie. Dobija monotonia lokacji, wszędzie tylko skały i skały, gdzieniegdzie jakiś przystanek kolejowy czy mała mieścina. Brak jakichkolwiek zróżnicowań warunków atmosferycznych: twórcy obiecali wiatr wpływający na celność strzałów, a skoro nawet trawa się nie porusza, mam święte prawo twierdzić, że twórcy o nim po prostu zapomnieli. Widać, że jadą na jednym i tym samym silniku graficznym od dobrych kilku lat. Z kolei oprawa dźwiękowa to najmocniejsza strona gry. O ile odgłosy wystrzałów i trywialne dialogi naszych antagonistów nie są najwyższej jakości, nie można powiedzieć złego słowa o muzyce, która jest dynamiczna i jako jedyny element tej gry nie odrzuca od monitora.

Z tych oto wad wyłania nam się obraz pseudo-FPS-a beznadziejnego pod każdym względem, no, może oprócz muzyki. Klockowata grafika, idiotyczni wrogowie, takaż sama fabuła i beznadziejna budowa misji. Gniot do kwadratu. Oby nie było już piątej części.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA