Na samym wstępie od razu powiem - nowy album Miley Cyrus to kawał naprawdę niezłej roboty. Serio. "Bangerz" bardzo mnie zaskoczyło, zwłaszcza po tak słabych singlach. Dlatego pozwolę sobie na recenzję w nieco innym stylu niż zwykle. Każdy z kawałków na "Bangerz" ocenię z osobna.
Adore You: zaczynać album delikatną, całkiem wpadającą w ucho balladą? Niezły chwyt. Niby piosenka o miłości jakich wiele ("When you say you love me, no - I love you more"), ale za to bardzo przystępna. I naprawdę miło jest usłyszeć Miley w wersji bardziej lirycznej.
We Can't Stop: singiel, już wszystkim nam znany. Po przesłuchaniu całego albumu, stwierdzam że to jeden z najgorszych kawałków na "Bangerz". Owszem, hitowy i przebojowy, ale najnudniejszy.
SMS (Bangerz): na ten kawałek wielu czekało najbardziej, bo to właśnie ten jest zapowiadanym wcześniej duetem z Britney Spears. W pierwszej chwili można nawet przegapić partię księżniczki pop, ale osobiście odniosłem też wrażenie że Spears jest tam całkiem zbędna. Utwór broni się bez niej, z fajnie rapowanymi partiami Miley i niezłą ilością synth-popowych dźwięków. Tym kawałkiem można rozkręcić niezłą domówkę.
4x4: kolejny duet, tym razem z raperem Nelly'm. Utwór dosyć - użyję dziwnego określenia, ale niech tam! - skoczny, nieco przypomina początki muzycznej kariery Miley (nie, nie tej z serialu "Hannah Montana"). Mamy tu nawet nieco... country i ska! A o Nelly'm można stwierdzić to samo, co o Britney we wcześniejszym utworze - jest z nim dobrze, ale byłoby fajnie i bez niego.
My Darlin': znowu Miley ze strony lirycznej, ale tym razem z nieźle wysokimi tonami, i fajną tonacją głosu. Trochę za dużo autotune, ale idealnie pasuje tu do głosu Future, który pojawił się gościnnie.
Wrecking Ball: gdy zostało wypuszczone jako singiel, zgodnie uznałem że jest nudna. Po jakimś czasie... wstyd mi się przyznać... wpadła w ucho. To może być największy hit Miley - komercyjny, przebojowy, a zaraz na swój sposób łagodny. Chociaż wolałbym na sam dźwięk słów "I came in like a wrecking ball" nie widzieć od razu oczami wyobraźni Miley liżącej młot.
Love Money Party: tekstowo kawałek chyba zapożyczony od Rihanny. Warstwa instrumentalna nieco przypomina mi Ke$hę. Chyba najbardziej monotonny numer na "Bangerz" - wlatuje jednym uchem, wylatuje od razu drugim. Wstawka Big Seana tylko odrobinę ratuje sytuację.
#GETITRIGHT: piosenka o pieprzeniu się z wesołym pogwizdywaniem, w której Miley śpiewa słodko i uroczo. Jakby mówiła o małych kotkach. Gdyby nie ten tekst, to kawałek pasowałby do Taylor Swift, albo nawet Hannah Montana.
Drive: balladka o miłości (trzeba przyznać, że w tekstach Miley jest dosyć monotematyczna) wzmocniona mocnymi beatami mogącymi kojarzyć się z dubstepem/drum'n'bass. Ciekawy zabieg, który do mnie przemawia.
FU: Miley wreszcie dokonała to swoją piosenką. Nigdy wcześniej się jej to ze mną nie udało. A co dokładnie? Że na słuchanie jej przeszły mi ciarki po plecach. Jej najlepszy utwór z serii "spadaj facet na drzewo" z idealnym wejściem French Montany. Będę błagał o teledysk, w którym Miley wyśpiewuje swoje "fuck you" w stronę Liama Hemswortha.
Do My Thang: po jednym przesłuchaniu i bez patrzenia na listę płac, zgadłem od razu producenta utworu - will.i.am. Miley w tym kawałku najmocniej realizuje swoje ambicje na temat zostania "białą Rihanną" - śpiewa z podobną manierą, o równie idiotycznych rzeczach co RiRi. A produkcja will.i.am'a jakoś nie gryzie w uszy, o dziwo.
Maybe You're Right: kolejny potencjalny hit, głównie ze względu na niezłe rytmy ocierające się o gospel i jego delikatność. W takich klimatach Miley sprawdza się najlepiej.
Someone Else: słowa "I've turned into someone else" można traktować jako ostateczną deklarację wokalistki pt. "taka już jestem, inna nie będę, życie mnie zniszczyło". No cóż - musimy się pogodzić z taką Miley jaką mamy. Może wizerunek nam nie pasuje - ale muzyka już znacznie łatwiej może komuś wejść niż wymachiwanie tyłkiem wokalistki.
Od razu mówię - nie twierdzę że nowa Miley spodoba się wam równie mocno co mnie. Ale na pewno źle zrobicie, jeśli nie dacie jej szansy. Ja zaryzykowałem, bo myślałem że będę mógł się tutaj na niej powyżywać. A obecnie mam ochotę wziąć "Bangerz" we własne ręce w formacie CD.