"My Little Pony" wróciło z nową generacją. Film Netfliksa jest świetny i może rozbudzić dawny szał "Bronies"
W poprzedniej dekadzie nie znajdziemy popularniejszego animowanego serialu dla dzieci niż "My Little Pony: Przyjaźń to magia". Produkcja doczekała się dziewięciu sezonów, ale kiedyś musiała dobiec końca. Hasbro i Netflix liczą jednak, że film "My Little Pony: Nowe pokolenie" rozbudzi dawne zainteresowanie widzów.
OCENA
Chyba nikt jeszcze w 2010 roku nie spodziewał się, że serial "My Little Pony: Przyjaźń to magia" okaże się jednym z największych globalnych hitów dziesięciolecia. Nawet Hasbro po wielokrotnych niepowodzeniach z odświeżeniem marki po jej pierwotnym sukcesie w latach 80. i dwóch chłodniej przyjętych generacjach zabawek nie mogło przewidzieć takiego wybuchu zainteresowania. Co ważne, nowa animacja stworzona przez Lauren Faust trafiła nie tylko do młodych dzieci. Miała w sobie na tyle dużo pomysłowości, serca i oryginalności, że z chęcią oglądali ją też dorośli. Nie chodzi tylko o rodziców, ale też samotnych dorosłych mężczyzn, którzy z czasem przyjęli miało "Bronies".
Kolorowe kucyki przez kolejną dekadę były po prostu wszędzie. W telewizji, kinach, księgarniach, sklepach z zabawkami i na VOD. Oprócz filmu kinowego serial doczekał się też dwóch spin-offów: "My Little Pony: Equestria Girls" i "My Little Pony: Pony Life" (ten drugi wciąż jest nadawany, ale część dawnych fanów go bojkotuje). Siłą rzeczy sama główna seria nie mogła jednak istnieć w nieskończoność, choć Hasbro trzymało ją na rynku i tak bardzo długo. Odbiło się to wyraźnie na jakości "My Little Pony: Przyjaźń to magia", bo z czasem twórcy serialu dostarczali coraz gorszych sezonów. Starsi widzowie powoli zaczęli tracić zainteresowani, a ci młodsi wyrastać z przygotowanej pod nich estetyki.
Nie byłbym jednak zaskoczony, gdyby choć część dawnego szaleństwa wróciła dzięki "My Little Pony: Nowe pokolenie".
Wyprodukowany przez Paramount Pictures film pierwotnie miał trafić do kin, ale z racji na pandemię COVID-19 zrezygnowano z tej formy dystrybucji poza kilkoma azjatyckimi i europejskimi rynkami. Zamiast tego Hasbro dogadało się z Netfliksem i obie strony zdecydowały o wypuszczeniu go właśnie na największym globalnym VOD. Przy okazji dogadały się też o powstaniu 44-minutowego odcinka specjalnego i animowanego serialu. Obie produkcje będą stanowić bezpośrednią kontynuację "My Little Pony: Nowe pokolenie".
Dla Netfliksa taki układ jest zupełnie oczywisty. Na platformie w wielu krajach znajdziemy poprzednią serię (w Polsce chodzi o sześć z dziewięciu sezonów), a wypromowanie pełnometrażowego filmu potencjałem dalszych historii z jego bohaterami automatycznie staje się dużo prostsze. Hasbro też może się cieszyć, bo im więcej różnych animacji, tym więcej okazji do sprzedaży powiązanych z nimi zabawek. I pewnie można by na cały ten układ patrzeć jak na typowe kapitalistyczne dogadywanie się korporacji, by wyciągnąć od fanów jak najwięcej pieniędzy, ale jest jeden problem. "My Little Pony: Nowe pokolenie" to naprawdę dobry film.
Akcja produkcji rozpoczyna się setki lub nawet tysiące lat po wydarzeniach znanych z "Przyjaźń to magia". Dawna, starożytna Equestria jest dla współcześnie żyjących zbiorem legend i bajek dla dzieci. W poszczególnych miastach wciąż pozostały ślady ruin i wykopalisk z czasów księżniczki Twilight Sparkle, ale mało kto się nimi interesuje. Również dlatego, że ziemskie kucyki, jednorożce i pegazy odłączyły się od siebie. Każda z tych grup funkcjonuje teraz w zamkniętych enklawach, które traktują pozostałe dwie grupy jak wrogów, choć tak naprawdę nic o nich nie wiedzą. Jedynym kucykiem chcącym wyciągnąć kopytko w geście przyjaźni jest Sunny Starscout. Młoda dziewczyna na wzór swojego kochającego ojca powtarza, że z jednorożcami i pegazami można żyć w przyjaźni i pokoju. Nikt jej jednak nie słucha. Zmienia się to, gdy do Maretime Bay przybywa jednorożec Izzy Moonbow.
Ta dwójka wyrusza na wyprawę mającą przywrócić magię do Equestrii.
Historia przedstawiona w "My Little Pony: Nowe pokolenie" nie należy do najbardziej skomplikowanych czy choćby oryginalnych. Dopiero co Disney zrobił podobny i nawet trochę lepszy film w postaci "Raya i ostatni smok". Przesłanie tolerancji, wiedzy i otwierania się na przyjaźń płynącą z wcześniej ignorowanego źródła trafi jednak zarówno do dzieci, jak i oglądających z nimi rodziców. Udaje się to również ze względu na Sunny Starscout, która jest bardzo udaną główną bohaterką. Nie wyróżnia się tak bardzo charakterologicznie jak Twilight Sparkle, która była prawdziwym nerdowskim fenomenem, ale nosi w sobie cudowną mieszankę upartości, ufności i humoru.
Pozostali bohaterowie dostają trochę za mało czasu, żeby w pełni rozwinąć skrzydła. Dlatego wyróżniają się głównie w scenach komediowych. Na szczęście humor to najlepszy element filmu obok animacji i piosenek. W obu wersjach językowych pada dużo udanych żartów skierowanych do starszych widzów. Nie ma więc potrzeby traktować "My Little Pony: Nowe pokolenie" jako tytuł stricte dla dzieci. Pod tym względem jest podobnie jak było z "Przyjaźń to magia". Komputerowo generowania animacja 3D w większości jest bardzo płynna, a świat kolorowy i bardzo różnorodny. Jak na mój gust film mógł nieco ograniczyć liczbę piosenek, bo nie w każdym momencie były one niezbędne. Jestem jednak w stanie machnąć na to ręką, bo każda z nich niosła ze sobą wystarczającą dawkę emocji. A od strony melodyjnej też nie można było im czegokolwiek zarzucić.
Seria "My Little Pony" wróciła ze wszystkim tym, co wcześniej w niej działało.
Bardziej osobista, skupiona na węższym gronie bohaterów historia wyszła na zdrowie filmowi Netfliksa. Oczywiście nie mogło tutaj zabraknąć "wielkiego" przesłania i potężnej magii, która wpłynie na losy całej Equestrii, ale tak to już bywa z filmami pełnometrażowymi dla dzieci. Zwykle muszą być pokazać coś więcej niż w zwykłym serialu.
A ponieważ tutaj film wyprzeda wieloodcinkową produkcję, ten aspekt był nawet ważniejszy. Osobiście chętnie dam jednak szansę zapowiedzianemu serialowi. Powtórzenie magii "My Little Pony: Przyjaźń to magia" będzie niesamowicie trudne, ale pierwsze reakcje na "Nowe pokolenie" są właściwie wyłącznie pozytywne. Powrót "Bronies" może być więc bliżej niż nam się wydaje.