Jestem w szoku. Prime Video i A24 dały nam jeden z najbardziej uzależniających seriali roku
„Nadrabiaj miną”, komediodramat od studia A24 stworzony dla Prime Video przez Benito Skinnera, to jedno z większych serialowych zaskoczeń tego roku. Luźno oparta na osobistych doświadczeniach twórcy z czasów studiów produkcja jest szczera, zabawna, ciepła i nie pozwala oprzeć się pokusie binge-watchingu.

Benny (w tej roli internetowy twórca i przy okazji autor serialu, wspomniany wyżej Skinner) to były gwiazdor drużyny futbolowej i najlepszy uczeń z Idaho, bezgranicznie ubóstwiany przez rodziców. Na początku „Nadrabiaj miną” rozpoczyna naukę na fikcyjnym Uniwersytecie Yates, gdzie jego siostra, Grace, jest już na trzecim roku. Chłopak ukrywa swoją orientację seksualną, starając się naśladować przesadny maczyzm swoich rówieśników, a zwłaszcza Petera - wysportowanego chłopaka Grace.
Pierwszego dnia na kampusie Benny zaprzyjaźnia się z Carmen, studentką z New Jersey, która w liceum była outsiderką i wciąż próbuje się pozbierać po osobistej tragedii. Od tej pory wspólnie doświadczają wszystkiego, co oferuje studenckie życie: nowych relacji, przygód, nieznanych dotychczas prawd o samych sobie.
Nadrabiaj miną - opinia o serialu od Prime Video i A24
W oczywisty sposób studia i cała studencka kultura w USA diametralnie różnią się od tej polskiej (całe szczęście), jednak pewne cechy charakterystyczne tego dziwnego okresu w życiu są raczej dość uniwersalne. Pijackie ekscesy, nerdowskie przepychanki słowne, presja, stres i rozpacz przed sesją, odrzucające posiłki na stołówce, lęk przed środowiskowym odrzuceniem - powtarzalne komponenty uniwersyteckich wspomnień, które w „Nadrabiaj miną” są sportretowane w zadziwiająco prawdziwy, naturalny sposób. Choć to nie do końca nasz świat, nie sposób się od niego zdystansować - ba, myślę, że wielu moich rówieśników, podobnie zresztą jak ja, poczuje w sobie narastającą nostalgię. Albo radość, że mamy to już za sobą.
Niewątpliwie jednym z najmocniejszych punktów produkcji jest sposób ukazania skutków heteronormatywnych rygorów, kodowania i oczekiwań. Peter, otoczony przez kumpli w bractwa, którzy podsycają w nim najgorsze i najgłupsze odruchy, raz za razem porzuca swoje łagodne, wrażliwe, sympatyczne oblicze, by popisywać się rozmaitymi formami emocjonalnej i werbalnej przemocy - takiej, która, niestety, cechuje postawy wielu chłopaków w wieku studenckim (i nie tylko) na całym świecie. Mamy też Grace, która porzuca dawną siebie i wybiera życie, którego w gruncie rzeczy nie lubi. Wierzy jednak, że jest on biletem do wygodnej i stabilnej dorosłości. Znamy to, prawda?
Z drugiej strony Benny, który boi się wyjść z szafy i czuje związany z tym permanentny stres, w efekcie rani innych, co dodatkowo komplikuje odbiór jego postaci. Ostatecznie każda i każdy z bohaterów popełnia wiarygodne, ludzkie błędy; potrafi wyrządzić komuś świństwo, potraktować w okropny sposób. Serial przypomina jednak, że to, co najczęściej motywuje nas do różnych problematycznych zachowań (nie tylko na studiach), to różne lęki i obawy. Strach przed oceną, zaszufladkowaniem, wykluczeniem, napiętnowaniem.
Każdy tu boi się przyznać do czegoś o sobie - czy to w kontekście orientacji, czy pasji, zawodowych planów i czegokolwiek innego. No właśnie: dorzućmy do tego ujęcie typowych oczekiwań otoczenia i najbliższych. Kochający rodzice mają przecież swoje wyobrażenia na temat przyszłości dzieci, te zaś - świadome przywilejów, które im zawdzięczają - czują olbrzymią presję, by ich nie zawieść. A zawiodą, jeśli tylko podążą w kierunku, którego otoczenie nie uzna za właściwy (czyli dosłownie w każdym, który nie uwzględnia studiowania biznesu, wstąpienia do elitarnego bractwa i planowania kariery w finansach).
Oczywiście „Nadrabiaj miną” ani nie przepisuje na nowo komediowej konwencji, ani w żaden rewolucyjny sposób nie odświeża opowieści coming of age czy tych o coming oucie. Opiera się jednak na bardzo wiarygodnym emocjonalnie, samoświadomym, celnym, umiejętnie mieszającym humor z dramatem scenariuszu. Ma świetną dynamikę (narracji, relacji między postaciami, humoru) i ogrom zaraźliwej energii. Szczyci się też fantastycznie czującą swoje role obsadą i szeroką paletą popkulturowych odniesień do - zaskoczenie! - przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI w., siłą rzeczy targetując się bardziej na milenialsów niż zoomerów. W to mi graj, choć nie przypuszczałem, że tak szybko dotrzemy do nostalgią za latami w okolicach 2010 r.
Słowem: nieprzesadnie nowatorskie, ale inteligentne, z sercem i pazurem. Warto.
Czytaj więcej:
- Marek Kondrat zagra w Lalce waszego ulubionego bohatera
- Mindhunter nie umarł. Netflix i Fincher rozważają powrót
- Na nowego Bonda jeszcze poczekamy. Nowy kandydat do roli
- Czy Batman 2 został skasowany? James Gunn stracił cierpliwość
- Szukasz klasyki kryminału? Ekranizacje kultowych powieści w jednym miejscu