Internet miał dać światu nowego widza. Netflix pokazuje, że najchętniej oglądamy to samo co w telewizji
Powstanie serwisów VOD zmieniło wiele na rynku telewizyjnej rozrywki. Zapowiadany przez niektórych ekspertów koniec telewizji jednak nie nastąpił, a same platformy streamingowe zaczęły z czasem coraz bardziej przypominać potężne koncerny medialne. Analiza wyników TOP 10 Netflix Polska pokazuje też, że wraz z VOD nie narodził się wcale nowy widz.
Kilka lat temu, gdy Netflix zaczął być dostępny w Polsce, a rodzime serwisy streamingowe weszły w nowy okres swojej działalności wśród osób urodzonych w latach 90. i na początku XXI wieku niezwykle popularna stała się deklaracja: „Nie mam telewizora i w ogóle nie oglądam telewizji”. Był to swego rodzaju pokoleniowy sygnał nadchodzących zmian – początku globalnej dominacji VOD i coraz wyraźniejszych podziałów między młodymi ludźmi, a pokoleniem ich rodziców. Nie brakowało wtedy głosów, że klasyczna telewizja jest już na skraju upadku. Podobnie jak wcześniej kasety magnetofonowe i prasa drukowana telewizory miały dosłownie i w przenośni trafić na śmietnik.
Najwyższy czas otwarcie powiedzieć sobie, że to był stek bzdur. A bunt nowych odbiorców okazał się bardziej deklaratywny niż faktyczny.
Nie mam tutaj na myśli, że do żadnych zmian nie doszło. Wręcz przeciwnie, zarówno telewizja, jak i serwisy streamingowe przeszły duże zmiany. Wciąż zresztą zmieniają się na naszych oczach. Zachodnie stacje telewizyjne poczuły zagrożenie ze strony platform takich jak Netflix, Hulu czy Amazon Prime Video i zaczęły działać bardziej globalnie. Coraz rzadziej mamy już do czynienia z sytuacją, że na premierę amerykańskiego czy brytyjskiego serialu w polskiej telewizji trzeba czekać miesiącami a nawet latami. Najwięksi gracze na rynku z większą chęcią rozpoczęli też inwestycje poza USA, gdy tylko okazało się jak dużymi sukcesami cieszą się w Europie czy Ameryce Południowej produkcje tworzone lokalnie.
Netflix od samego początku znajdował się forpoczcie tych zmian, ale jednocześnie przeżywał też metamorfozę w odwrotną stronę. W ciągu ostatnich trzech lat systematycznie upodabniał się do największych hollywoodzkich wytwórni. Szefom serwisu VOD zależało z jednej strony na prestiżu, a z drugiej na stałym rozwoju, czego koniecznością była zwiększa liczba oryginalnych produkcji. W 2020 roku struktura Netflisa i WarnerMedia czy Disneya różni się już tylko pewnymi szczegółami. O czym zresztą najlepiej świadczy fakt, że każda z tych trzech firm ma już własny serwis VOD.
Presja ciągłego poszerzania biblioteki sprawiła jednak, że Netflix przestał być tylko domem seriali.
Obecnie tylko dwa ważne segmenty telewizyjnej oferty nie stanowią części oferty największego serwisu streamingowego – sport i wiadomości. Ale oprócz tego właściwie każdy rodzaj programu dostępnego w klasycznej telewizji można też znaleźć na VOD. Reality TV, talent show, stand-up, seriale, filmy, produkcje dokumentalne, animacja, bajki i programy edukacyjne dla dzieci. Wszystko to i wiele więcej znajdziecie na Netfliksie, co jest wynikiem w dużej mierze inteligentnej strategii polegającej na połączeniu oryginalnych dzieł z produkcjami dostępnymi na licencji.
Czy to coś negatywnego? Oczywiście nie, choć pójście tak bardzo w ilość zamiast jakość nie wszystkim odbiorcom się podoba. Potrzeba wzrostu sprawiła jednak, że Netflix zaczął coraz mocniej działać w kierunku zadowolenia przeciętnego widza. Dlatego coraz więcej nowości serwisu podpada pod tę samą grupę podobnych do siebie jak dwie krople wody produkcji. Do najważniejszych gatunków na Netfliksie należą: amerykańskie teen drama, hiszpańskie melodramaty kryminalne, niskobudżetowe seriale science fiction oraz animacje dla dorosłych. Coraz ważniejsze staje się także oferowanie użytkownikom treści tworzonych w ich własnym języku, więc zdecydowanie zwiększyła się liczba polskich filmów i seriali udostępnianych w ramach wykupionej licencji. A ponieważ Netflix cały czas tworzy też bardziej niszowe treści, to zapewnia sobie zainteresowanie również mniejszych grup odbiorców.
Analiza Netflix TOP 10 z ostatniego miesiąca nie pozostawia jednak wątpliwości. To samo, co jest najpopularniejsze w telewizji, cieszy się też największym powodzeniem na VOD.
Od kilkudziesięciu dni codziennie sprawdzam, jakie produkcje były najczęściej wyświetlane na platformie w poprzednich 24 godzinach. W tym czasie do rankingu trafiło kilka niespodziewanych filmów i seriali, ale na bazie dłuższej obserwacji widać kilka wyraźnych trendów. Do interesujących wniosków można dojść już na bazie czterech najpopularniejszych produkcji w marcu i kwietniu: hiszpańskich seriali „Toy Boy” i „Dom z papieru” oraz polskich filmów „W lesie dziś nie zaśnie nikt” i „365 dni”. Wspomniane tytuły stanowią zresztą tylko wycinek większych grup, bo Polacy masowo oglądali też „Szkołę dla elity”, „Bad Boy” Patryka Vegi, „Znaki”, „Bagienną ciszę” i „Pech to nie grzech” (pełną listę TOP 10 w kwietniu znajdziecie TUTAJ).
Mieszkańcy kraju nad Wisłą niemal jednogłośnie zdecydowali, że najbardziej interesują ich hiszpańskie i polskie produkcje. Przy czym nie chodzi o wszystkie dzieła z tych dwóch państw. W rzeczywistości filmowy gust typowego użytkownika Netfliksa są znacznie węższy. Hiszpańskojęzyczne produkcje pokazywane w serwisie VOD to uwspółcześnione wersje popularnych przed laty latynoskich telenoweli. Muszą być koniecznie melodramatyczne, pełne emocji, w otwarty sposób grające kiczem, a przy okazji najlepiej, jeśli zawierają wątki kryminalne. Analiza wyborów klientów Netflix Polska wyraźnie wskazuje również, że poszukują polskich produkcji fabularnych, przeważnie tych, których nie mieli okazji wcześniej zobaczyć w kinie. Im bardziej kontrowersyjna i głośna premiera, tym lepiej.
Trójkąt najpopularniejszych produkcji na Netfliksie zamykają amerykańskie produkcje sensacyjne. Pod tą kategorię podpadają zarówno hollywoodzkie filmy, jak i oryginalne dzieła platformy. Inaczej niż w przypadku dwóch pozostałych segmentów w tym wypadku kluczowa staje się obecność popularnego aktora znanego z występów w sensacyjnych blockbusterach. Chris Hemsworth i „Tyler Rake: Ocalenie”, Dwayne Johnson oraz „Drapacz chmur” czy Jason Statham w „The Meg” to najświeższe z przykładów. Co notabene pokazuje, że podstawowe cechy tego gatunku w amerykańskim kinie nie uległy większym zmianom od lat 80.
Ciekawym przypadkiem jest też „Too Hot to Handle”, czyli swoisty Big Brother z erotycznym twistem.
Nie jest to bynajmniej pierwsze reality TV, które zyskało wielką popularność na Netfliksie. Olbrzymi (choć dosyć krótkotrwały) szał na ten program doskonale pokazuje jednak jak mało użytkownicy Netfliksa różnią się od telewizyjnych widzów. W rzeczywistości wciąż rządzą nimi dokładnie te same emocje i mają podobne gusta. Oczywiście, szybciej pochłaniają treści i ponad wszystko cenią sobie mobilność, ale forma odbierania treści w rzeczywistości ma bardzo niewielki wpływ na wybieraną przez statystycznego Polaka playlistę.
Latynoskie telenowele, polskie kino rozrywkowe oraz zdominowane przez głośne aktorskie nazwiska amerykańskie filmy akcji. Czy nam się to podoba, czy nie podobnej selekcji dokonują również Polki i Polacy przesiadujący godzinami przed telewizorem. Na podstawie mojej obserwacji TOP 10 Netflix Polska zauważam tak naprawdę tylko jedną wyraźną różnicę między młodszymi i starszymi pokoleniami widzów. Chodzi mianowicie o dobór produkcji silnie zabarwionych erotyzmem.
Seks coraz bardziej rządzi Netfliksem, podczas gdy olbrzymia większość dzieł tworzonych dla klasycznej telewizji jest pod tym względem wyjątkowo grzeczna. Ale to mniej wynik różnych potrzeb, co po prostu otwartości danego medium. Bo nie jest przecież tak, że odbiorcy telewizji nie są zainteresowani erotyką. Po prostu szukają jej w innych źródłach.
Na przykładzie szybko zmieniających się zestawień TOP 10, widać też, że użytkownicy Netfliksa oglądają przede wszystkim premiery i zwykle zajmuje im to od 7 do 10 dni. Bardzo rzadko jakakolwiek starsza produkcja dostępna w serwisie od miesięcy jest w stanie zebrać wystarczająco dużą grupę odbiorców. A premiery pojedynczych odcinków seriali takich jak „Outlander”, „Zadzwoń do Saula” czy „Riverdale” jak najbardziej mają na to szansę. Nie różni się to przesadnie od sytuacji, z jaką mamy do czynienia w klasycznej telewizji. Tam również głośne nowości i premiery kolejnych odcinków mają największe szanse na zdobycie widowni, bo po prostu one są dostępne. Być może publiczność serwisu w dużej mierze czuje się zmęczona ciągłymi poszukiwaniami i ogląda to, co Netflix jej podsuwa. A podsuwa właśnie swoje nowości. Oba podejścia różni właściwie tylko to, że Netflix krzywo patrzy na serialowe tasiemce i stara się jak ognia unikać produkcji takich, które telewizja publiczna serwuje widzom z uporem maniaka.
Pytanie, co z tego wszystkiego wynika?
Jednoznaczna odpowiedź jest nieco problematyczna, gdyż zależy od przyjętej postawy. Jeżeli patrzymy na całą sprawę z punktu widzenia przeciwnika kultury masowej, to ewidentne spłaszczenie wyborów użytkowników Netfliksa można określić mianem negatywnego zaskoczenia. Obietnica nowej widowni, poszukującej w kulturze zupełnie innych wartości i schematów zdecydowanie się nie spełniła. Tylko czy to na pewno tak wielki zawód? Być może do zajścia większych zmian potrzeba nie kilku a kilkunastu lat, a może kultura rozrywkowa po prostu stanowi dobrą odskocznię od codziennego życia i dlatego zawsze będzie dominowała nad bardziej ambitnymi produkcjami. Tak czy inaczej głosy, jakoby Polscy odbiorcy Netfliksa reprezentowali jakąś nową jakość wśród odbiorców popkultury, można włożyć między bajki.