Nowy film twórcy mega brutalnych horrorów wjechał na Netfliksa. Bez żadnych zapowiedzi
Lubimy co prawda kiedy Netflix bez żadnych zapowiedzi wrzuca jakieś perełki, jak ostatnio w przypadku "Godzilli Minus One". Tym razem zrobiło nam się jednak smutno, że "Potwór w masce" może przez to zaginąć gdzieś między kolejnymi komediami romantycznymi i podzielonym na dwie części nowym sezonem "Bridgertonów".
Powiedzieć, że "Potwór w masce" nie miał żadnej kampanii marketingowej, to... jak nie zrobić mu żadnej kampanii marketingowej. Przy czym "żadnej" oznacza właśnie to: ŻADNEJ. Tego filmu nie było nawet w rozpiskach zapowiedzi Netfliksa i jeśli ktokolwiek do tej pory na niego trafił to zupełnie przypadkiem, gdy zapuścił się zdecydowanie zbyt głęboko w odmęty biblioteki platformy. Nie jest to bowiem standardowy tytuł, który przeciętnemu użytkownikowi podpowiedziałby algorytm serwisu, jak na przykład "Magic Mike'a: Ostatniego tańca", "Chrzciny", czy nawet wspomniana "Godzilla Minus One". A przecież zapowiada się nad wyraz interesująco.
"Potwór w masce" opowiada historię bezwzględnego prawnika imieniem Ninomiya. To samozwańczy psychopata, który ma obsesję na punkcie złapania seryjnego mordercy z siekierą. W końcu okazuje się jego kolejnym celem. Sytuację można więc spokojnie skomentować powiedzeniem: trafiła kosa na kamień. Szykuje się brutalny męski pojedynek. I to bardzo brutalny. Skąd taki wniosek? Dowodzi tego już sam zwiastun. I oczywiście nazwisko reżysera.
Netflix - czemu warto Potwora w masce?
Tak, wrzucony poniżej trailer jest szalony, szybki, brutalny, dziwaczny można by nawet rzec. Na szczęście ewidentnie należy też do tego typu zwiastunów, które nie zdradzają najlepszych fragmentów filmu, tylko zaostrza apetyt na więcej. "To da się więcej?" - zapyta ktoś. Zapewniam, że w filmie wszystkiego jest więcej, bardziej i mocniej. Takashi Miike nigdy się przecież w tańcu nie pieścił.
Na zaznajomionych z twórczością japońskiego reżysera widzach, powyższy trailer z pewnością nie robi większego wrażenia. "Miike po prostu jest Miike" - należałoby go skomentować. W końcu w "Grze wstępnej" (znanej też pod angielskim tytułem "Audition") całkowicie odpiął wrotki. Potem w "Ichim zabójcy" nawet nie pomyślał o ich ponownym zapięciu. Żeby oszczędzić czytelników o słabszych żołądkach, nie będę wdawał się w szczegóły, ale zamiast tego napiszę, że uwielbia popisywać się swoją sadystyczną wyobraźnią.
Jasne, Miike ma w swoim dorobku również lżejsze filmy. Przywołuję jednak "Grę wstępną" i "Ichiego zabójcy", bo dla "Potwora w masce" mogą (nie muszą oczywiście!) być najlepszym punktem odniesienia. W końcu mówimy tu o pierwszym od dekady pełnokrwistym horrorze reżysera. W ostatnich latach podróżował bowiem po innych gatunkach. W przeciwieństwie do Netfliksa, dla fanów gatunku i miłośników japońskiego twórcy jest to więc duża rzecz. Naprawdę duża, ogromna! I to nawet jeśli produkcja nie okaże się wybitna, ani nawet dobra.
Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:
Z filmami Miike różnie bywa. Jego filmografia (łącznie z serialami) obejmuje przecież ponad 100 tytułów(sic!). Przy takiej płodności artystycznej nie dało się reżyserowi uniknąć wpadek. Mimo to jego nazwisko gwarantuje, że "Potwór w masce" będzie miał coś, czego produkcjom udostępnianym na Netfliksie często brakuje: charakter.
"Potwora w masce" obejrzysz na Netfliksie.