REKLAMA

Stare filmy odchodzą do lamusa. Dlaczego Netflix ma w swojej ofercie tak mało klasyki kina?

Od 1 sierpnia w Netfliksie można oglądać genialny kryminał noir w reżyserii Orsona Wellesa "Dotyk zła". Ku mojemu zdziwieniu jest to jednak jeden z nielicznych "starych" filmów, należących do klasyki kina w ofercie platformy. Dlaczego streamingowy gigant traktuje kinomanów po macoszemu?

dotyk zla netflix
REKLAMA
REKLAMA

Jak wszyscy wiemy, Netflix nie szczędzi pieniędzy, zarówno na licencje, jak i oryginalne treści. Obok autorskich seriali, ze "Stranger Things", "The Crown" i "Mindhunterem" na czele, powiększa się też jego biblioteka oryginalnych filmów. W większości ich jakość jest, delikatnie rzecz ujmując, dyskusyjna, ale fakt jest faktem.

Od 1 sierpnia w ofercie Netfliksa znalazł się "Dotyk zła". Genialny czarny kryminał Orsona Wellesa z 1958 roku z kapitalną rolą Charltona Hestona oraz samym Wellesem na drugim planie.

W Netfliksie możemy też znaleźć inny film wyreżyserowany przez Orsona Wellesa - znakomitego "Intruza". Obok Wellesa gra w nim legendarny aktor Edward G. Robinson, scenariusz powstał we współpracy z Johnem Hustonem, a muzykę skomponował Polak, Bronisław Kaper.

"Intruz" miał swoją premierę w 1946 roku. To jeden z nielicznych tak starych filmów w serwisie. W dodatku sądzę, że oba filmy znalazły się w Netfliksie nieprzypadkowo, bowiem w bieżącym roku streamingowy gigant planuje premierę "Drugiej strony wiatru", owianego legendą niedokończonego filmu Wellesa z 1972 roku. Netflix sam z siebie wyłożył pieniądze na dokończenie dzieła genialnego reżysera, tak więc widać, że platformie zależy na odpowiedniej promocji oraz zbudowaniu biblioteki jego filmów.

Być może jest to więc pierwszy krok ku temu, by Netflix powiększył swoich treści pod kątem klasyki kina. Ale mimo wszystko, akurat pod tym względem zasoby streamingowego giganta wyglądają wyjątkowo mało atrakcyjnie. Oprócz wyżej wymienionych filmów, znajdziemy tam m.in. "Rzymskie wakacje" czy "Bitwę o Midway", ale w tej chwili to tyle, jeśli chodzi o filmy liczące sobie więcej niż 50 lat. Wiadomo oczywiście, że ramówka Netfliksa jest ruchoma i za jakiś czas przejdzie kolejne przetasowanie, ale na chwilę obecną nie jest dobrze.

I rozumiem, że Netflix jest serwisem dla millenialsów, dla których filmy z lat 80. kwalifikują się jako „stare”.

Ale kto inny, jak nie oni, powinien zadbać także i o edukację filmową swoich użytkowników i prezentować tam też niezwykle bogatą bibliotekę genialnych starych filmów?

To że jakaś produkcja powstała w latach 40. XX wieku i jest czarno-biała wcale nie musi oznaczać, że nie zachwyci dzisiejszego, młodego widza. A nie wiem na przykład, czy w line-upie Netfliksa konieczna jest obecność tak wielu marnych komedyjek w stylu "American Pie: Zjazd absolwentów", "Sekspedycja" czy "Wielki biały Ninja". Nie dałoby się w ich miejsce wstawić trochę jednak lepszych filmów, nawet rozrywkowych i również komediowych, ale pochodzących z innej epoki? Dla subskrybentów jest to tylko plus, bo mają poszerzony wybór, do tego mają pod ręką wgląd do całej historii kina, a nie tylko do filmów z ostatnich 30 lat.

A sam widzę niepokojące zjawisko, że dla wielu ludzi punktem granicznym w historii kina są lata 80. Z paroma wyjątkami z lat 70., takimi jak "Obcy", "Gwiezdne wojny" czy "Szczęki". Ale to już pewnie dla nich absolutna prehistoria.

Dostęp do klasyki, często o wiele bardziej wyrafinowanej fabularnie od tego, co można dziś oglądać, poszerzyłby ludziom horyzonty. Może też i wychowałby bardziej świadomych widzów, którzy wymagaliby czegoś więcej niż prymitywnych komedii i nie łykali z taką łatwością kolejnych pseudo-filmowych potworków.

Na obecną chwilę w ofercie Netfliksa zdecydowanie przeważają filmy z lat 90. i 2000.

REKLAMA

Dosłownie pojedyncze są przypadki filmów z wcześniejszych dekad, a jeśli już są to z lat 80 i 70. Jak pisałem wyżej, liczę, że udostępnienie w serwisie kliku filmów Orsona Wellesa to pierwszy krok ku rozbudowie sekcji starego kina w najpopularniejszym serwisie streamingowym świata. A może to tylko moje narzekanie, a widownia tak naprawdę tego nie potrzebuje? Jednak trochę smutne jest takie ograniczanie treści, gdy mamy do dyspozycji piękną i obszerną, trwającą ponad 100 lat historię oraz tradycję dzieł filmowych.

I nie chodzi mi o to, że któregoś miesiąca w line-upie Netfliksa pojawi się na chwilę trochę więcej klasycznych filmów. Chodzi raczej o to, by zawsze była tam podobna procentowo sekcja "starego kina". Tak by widz mógł mieć zawsze możliwość kontaktu z klasyką, bez której nie oglądałby obrazów współczesnych. Netfliksie, co ty na to?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA