„Nie otwieraj oczu” najchętniej oglądaną produkcją Netfliksa. Trwa wyścig z kinowymi premierami
Bicie rekordów to ulubione zajęcie ludzi stojących za Netfliksem. Niedawno serwis poinformował o kolejnym ważnym wydarzeniu w jego historii. „Nie otwieraj oczu” zostało ogłoszone najchętniej oglądaną oryginalną produkcją platformy. Ale jak to jest z tym wynikiem?
Na oficjalnym koncie Netfliksa na Twitterze pojawił się post informujący o tym, ile osób obejrzało film z Sandrą Bullock w reżyserii Susanne Bier. Ta liczba wyniosła 45 037 125 użytkowników w ciągu pierwszego tygodnia.
Jak jednak dokładnie jest z tym wynikiem? Czy wystarczyło włączyć film tylko na moment, aby to wyświetlenie wliczało się w statystyki? Czy jeżeli na jednej subskrypcji działa kilka kont, to każde z nich jest liczone osobno?
Netflix nie ma w zwyczaju dzielić się swoimi wynikami oglądalności, a tym bardziej udostępniać reszty szczegółowych danych. Tym razem jednak doszło do wyjątku.
Jak poinformował serwis Entertainment Weekly, rzecznik platformy streamingowej wyznał, że do wyniku „Nie otwieraj oczu” brane pod uwagę były wyłącznie tylko te odtworzenia, które przekroczyły co najmniej 70% całkowitego czasu projekcji. Co więcej, jeśli dana subskrypcja zawiera więcej niż jedno konto, to jeżeli film został otworzony na kilku z nich, to liczy się to jako jeden. Innymi słowy, jeżeli dzielicie subskrypcję z kolegą lub koleżanką i zarówno wy, jak i on lub ona obejrzeliście film, to w statystykach liczycie się jako jedno odtworzenie.
W świetle tych danych wynika, że „Nie otwieraj oczu” najpewniej może się pochwalić wynikiem jeszcze wyższym niż ten podany przez Netfliksa. I nawet jeżeli ktoś nie dotrwał do końca filmu, no to cóż… Kupując bilet do kina i wychodząc w trakcie seansu przecież i tak jest to wliczane do finalnego wyniku box office.
45 milionów widzów dla Netfliksa za „Nie otwieraj oczu” to wynik bijący kinowe premiery.
Na to przynajmniej wskazują dane, które pojawiły się przy okazji ogłoszenia oglądalności „Kroniki świątecznej” od czerwonego N. Film z Kurtem Russellem, według tego, co powiedział Ted Sarandos z Netfliksa, w pierwszy tydzień obejrzało 20 milionów widzów. Jest to ekwiwalentem 200 milionów dolarów wpływu. Na tej podstawie łatwo obliczyć, że „Nie otwieraj oczu” zgarnęło około 450 milionów. Nie są to oczywiście dokładne dane, a jedynie przybliżone. Co więcej ich źródłem jest wyłącznie Netflix. Oczywiście nie twierdzę, że te podane liczby są nieprawdziwe, ale pamiętajmy, że taki ekwiwalent zawsze jest tylko szacunkiem potencjalnych wyników. Dla uproszczenia jednak, i z braku możliwości dokładnego zweryfikowania podanych danych, przyjmijmy, że „Nie otwieraj oczu" zanotowało wyżej wymienione zyski.
Co prawda taki „Aquaman”, inna głośna grudniowa premiera, ma obecnie wynik wyższy niż może wynosić ekwiwalent filmu z Bullock, bo wynosi on blisko 750 milionów, ale pracował na to o tydzień dłużej. Z kolei „Nie otwieraj oczu” już, po zaledwie 7 dniach obecności w serwisie, można postawić wyżej w światowym box office niż m.in. „Thora”, „La La Land”, „Egzorcystę” czy „Ultimatum Bourne'a”.
„Nie otwieraj oczu”, skądinąd słusznie, przez podobieństwa fabularne porównywane jest do „Cichego miejsca”. Budżety obu dzieł są podobne, bo obraz Johna Krasinskiego kosztował skromne 17 milionów, zaś film z Bullock 19,8 milionów. Jednak potencjalne zyski netfliksowego horroru mogłyby pobić „Ciche miejsce”, które w czasie swojej premiery zrobiło małą sensację w box office. Obraz Krasinskiego przez cały okres wyświetlania zarobił nieco ponad 340 milionów.
Wnioski nasuwają się same. Netflix jest górą.
Chyba złudzenia co do tego, że na naszych oczach zmienia się sposób oglądania kina, są coraz mniejsze. Streaming zaczyna powoli wypierać tradycyjny sposób obcowania z filmem. Dla tego typu platform powstaje coraz więcej dzieł od największych nazwisk, a wyniki mówią same za siebie. Co prawda „Nie otwieraj oczu” nie ma nawet startu do największych hitów światowego box office wszech czasów, ale coś jest zdecydowanie na rzeczy.