REKLAMA

Kupiłam Nintendo Switch i nie żałuję ani złotówki. To była najlepsza decyzja od lat

Nintendo Switch to życie. Nie wierzysz? Bo jeszcze nie masz tej konsoli.  

gry na Nintendo switch jakie
REKLAMA
REKLAMA

Od ponad roku słuchałam zachwytów moich redakcyjnych kolegów na temat tego, jaki wspaniały jest Nintendo Switch. Trochę nie chciało mi się w to wierzyć, zwłaszcza że najprawdopodobniej stanowili oni przynajmniej połowę posiadaczy tej konsoli w Polsce. W końcu jednak – stało się! Mój życiowy partner stwierdził, że kupno Switcha będzie spełnieniem jego marzeń, a przynajmniej ich części. Konsola wylądowała pod choinką w grudniu 2019.

Nie pomylił się – okazało się, że Nintendo Switch spełnił nie tylko jego marzenie o posiadaniu najlepszego sprzętu pod słońcem, moje także.

Nie będę ukrywać – nie jestem graczem w pełnym tego słowa rozumieniu. Ostatni raz sama zagrywałam się w „The Sims” i „Spore”, a to o czymś świadczy. Lubię jednak raz na jakiś czas zagrać w coś w parze – „Life Is Strange” mnie zachwyciło, dobrze bawiłam się też przy wspólnym zagłębianiu się w światy „Limbo” czy „Inside”. Z gier zdecydowanie preferowałam te planszowe – nie jestem najlepsza w zręcznościowe zabawy na padzie.

Wszystko jednak zmieniło się wraz z Nintendo Switch.

No, może nie wszystko, ale ta konsola to strzał w dziesiątkę – idealnie łączy świat graczy ze światem nie-graczy i pozwala osobom mającym różne umiejętności i doświadczenia doskonale razem spędzić czas. Bez straty dla którejkolwiek ze stron, bo gry na Nintendo Switch, wiele z tych dedykowanych specjalnie na tę konsolę, to zwykle niski bądź dość niski próg wejścia, prosty koncept, ale emocjonująca rozgrywka. Ani wytrawny gracz, ani ktoś, kto właściwie pada ma w ręce pierwszy raz w życiu (bo przecież Joy-Con to taki pad w wersji mini), nie jest wykluczony. I na tym polega magia tej konsoli.

Magia polega też na tym, że gry potrafią dać radochę zarówno na 15 minut jak i na kilka godzin. Nawet nie wiesz kiedy, orientujesz się, że to kolejne Grand Prix w Mario Kart 8, a na zegarku jest 2 w nocy. Nintendo Switch sprawdza się w parach, w grupie (wiele gier doskonale potrafi rozruszać „posiadówkę”) – wtedy częściej pogracie na konsoli podłączonej do telewizora za pomocą kabla HDMI – ale też w pojedynkę – to w końcu przenośny sprzęt, który z łatwością wrzucicie do plecaka.

W trakcie dwóch miesięcy użytkowania sprawdziłam kilka różnych gier, w które zagracie zarówno z koneserami, jak i osobami, które do tej pory właściwie pomijały tę gałąź rozrywki. Ale w co grać? Mnie urzekło te 7 tytułów.

Nintendo Switch – gry, które sprawią, że zakochacie się w tej konsoli:

Mario Kart 8 Deluxe

Pierwszy strzał i od razu wiele godzin świetnej, choć czasem frustrującej, zabawy. Mario Kart 8 to nic innego jak wyścigi samochodowe. Mamy więc takie postaci jak Mario, Waluigi, Baby Mario czy Donkey Kong. Wybranego bohatera sadzamy w wybranym środku pojazdu i zaczyna się walka na śmierć i życie. Do wyboru mamy najróżniejsze tory wyścigowe – możemy przenieść się na wieś, do nawiedzonego zamczyska albo na szaloną i wijącą się tęczę. Wszystko to w typowej dla Nintendo „bajkowo-kreskówkowej” otoczce. Podczas wyścigu czekają nas różne utrudnienia, ale i my możemy przeszkadzać innym rajdowiczom. W trakcie gry możemy korzystać wyłącznie z dwóch przycisków, a sterowanie pojazdem odbywa się przez przechylanie Joy-Cona w lewo lub w prawo (polecam zakup mini kierownic, w które włożyć możemy Joy-Cony – ściganie staje się jeszcze fajniejsze). Jeśli to nam nie pasuje, możemy kierować samochodem lub motocyklem za pomocą „gałki” albo z dwóch Joy-Conów stworzyć za pomocą złączki dołączonej do konsoli pełnoprawnego pada i nim obsługiwać grę. Mario Kart to doskonała pozycja dla duetów i fajne rozwiązanie na przymierającą „domówkę” – od razu się rozbudzicie.

Arms

Jeśli lubicie „bijatyki”, ale przeraża was uczenie się combosów, a walenie na oślep w przyciski kontrolera nie daje wam żadnej przyjemności, pokochacie Arms. Tutaj po prostu gra się ciałem i gwarantuję wam, że jeśli się wczujecie, będziecie bardziej zmęczeni niż po krótkim treningu (byłam tam). Na czym polega cała zabawa? Wcielacie się w jedną z postaci, a każda z nich ma – co sugeruje nazwa – niesamowite ręce. To wyjątkowe sprężyny zakończone różnymi narzędziami do ataku i obrony. Niektóre wyglądają jak zwykłe rękawice, ale są też bardziej „odjechane”, np. wiatraki, jakieś kosmiczne kule, mini rakiety. Wybieracie arenę zmagań i teraz zaczyna się zabawa. Każde z was w dłoniach trzyma po jednym Joy-Conie (gra w parze będzie więc wymagała dodatkowych kontrolerów – mnie udało się kupić grę w wersji z parą Joy-Conów; można też samemu zagrać przeciwko botom). Celem jest pokonanie przeciwnika, tak jak w boksie, za pomocą wyprowadzanych ciosów, pracy na nogach, uników, obrony itp. Grą sterujemy przez określone ruchy rękami, trzymając w dłoni kontrolery – poruszanie się po planszy jest w pewnym sensie umowne, tzn. wykonujemy obiema dłońmi ruch w lewo bądź w prawo, ale już kiedy wyprowadzamy cios, np. prawy sierpowy, robimy to naprawdę. To daje największą radochę! Poza boksowaniem, możemy też rywalizować np. w „wybuchającą siatkówkę” czy w koszykówkę, która polega tutaj na wrzuceniu do kosza przeciwnika. Arms to jedna z tych gier, która fantastycznie wykorzystuje możliwości konsoli. Jestem na tak!

Super Smash Bros. Ultimate

Jeszcze jedna „bijatyka” w charakterystycznej dla Nintendo oprawie – tutaj możemy wcielić się Mario, jego ukochaną czy milutkie – tylko z pozoru – Pokemony. Mamy do wyboru mnóstwo aren, które wyglądają naprawdę przeróżnie, ale wszystkie przywodzą na myśl platformówki typu Super Mario Bros. czy Rayman. Główny cel jest jeden: naparzać się z przeciwnikiem tak, aby nie spaść z planszy. Im więcej obrażeń odniesie, tym łatwiej będzie nam go poza nią wyrzucić, a wygrywa ten, kto wypadnie najmniej razy poza „ekran”. Super Smash Bros. Ultimate na szczęście nie przeraża liczbą przycisków, które musimy opanować – jest ich kilka + poruszanie się za pomocą gałki. W miarę szybko jesteśmy w stanie rozgryźć postać i zrozumieć jej specyfikę. To co jest największym wyzwaniem w trakcie gry, to jej dynamika. Niektóre plansze co chwile się poruszają, inne są niestabilne, a nasz przeciwnik przecież wciąż na nas czyha. Co więcej, w trakcie gry on i my możemy przywołać pomocników, którzy będą zadawali ciosy swojemu wrogowi. Po niektórych rozgrywkach mamy szansę odblokować nowe postaci, jeśli zwycięzcy poprzedniego pojedynku, uda się wygrać ten nowy. Gra w moim odczuciu sprawdza się najlepiej na dwie osoby, przy czterech jest istna sieczka.

Dragon Ball FigtherZ

W Dragon Ball FighterZ pogracie nie tylko na Nintendo Switch. Pisałam coś wcześniej o „waleniu w klawisze na oślep”? Tak, tak. Tak wygląda moja gra w Dragon Balla, ale czerpię z tego przyjemność. Nie jestem typem nie-gracza, który postanowi nauczyć się wszystkich combosów – to się po prostu nie uda. Będę więc, metodą prób i błędów, powoli uczyć się postaci, wściekać się, rzucać kontrolerem i krzyczeć, upodabniając prawie że do bohaterów wspomnianej gry. Dragon Ball FighterZ to typowa „bijatyka” bez wspomagaczy. Jeśli chcesz się z kimś ponaparzać, oczekujesz uderzania w klawisze i okrzyków jak podczas meczu tenisa ziemnego – dobrze trafiłeś. Plusem jest estetyka anime, która mnie szalenie się podoba, głównie z tego powodu, że każdy tutaj wygląda złowieszczo, a to bawi mnie niezmiernie. Dragon Ball jest bardziej wymagający od Arms i Super Smash Bros. Ultimate – próg wejścia jest zdecydowanie wyższy i to nierzadko frustruje, ale daje też satysfakcję.

Overcooked 1 i 2

W ostatnim czasie zdecydowanie mój numer jeden. Overcooked już dawno za nami, teraz „męczymy” Overcooked 2. Jak to mówi mój redakcyjny kolega, Piotr Grabiec, Overcooked to papierek lakmusowy dla związku. Choć teoretycznie ta gra polega na współpracy, w praktyce doprowadzacie się do szału i bywa, że sobie przeszkadzacie, choć nie jest to waszym celem. A co jest celem? Przygotowywanie i wydawanie posiłków, wcielacie się tu bowiem w kucharzy, którzy pracują w restauracjach. Macie rosnącą co i rusz liczbę zamówień na zupy, burgery, pizze, tortille itp. i musicie działać tak, aby jak najwięcej na swojej pracy zarobić. A to bywa trudne, ponieważ kuchnie, w których pracujecie, projektował jakiś szaleniec – a to deska do krojenia, której nie można przenieść, jest na drugim końcu pomieszczenia, a wy możecie za jednym razem przenieść tylko jedną cebulę, a to podłoga się rozstępuje albo jedzenie trzeba układać na specjalnych taśmach, żeby wasz współpracownik mógł je np. usmażyć. Przeszkód jest mnóstwo, a co za tym idzie nerwów. Tzn. zabawy. Nerwów i zabawy. Czasem też trochę niecenzuralnych słów.

Ring Fit Adventure

Nie dajcie się zwieść powyższemu trailerowi – ci ludzie chyba poszaleli, że grają w to w koszulach i jeansach. Może i ćwiczenie w domu nie zastąpi siłowni i dostępnych na niej sprzętów, ale Ring Fit Adventure potrafi dać w kość – wszystko zależy od was. Ta gra od Nintendo to gra fitnessowa. Tak, taka na serio, że naprawdę ćwiczysz. I się męczysz. I pocisz. Ale co najlepsze – walczysz z potworami, a twoim atakiem są właśnie wykonywane powtórzenia danego ćwiczenia – od przysiadów, poprzez planka, aż po wyskoki czy dla odmiany pozycję drzewa zaczerpniętą z jogi. Zanim rozpoczniesz zabawę, musisz założyć opaskę na udo z jednym Joy-Conem, a drugiego wpiąć w tytułowego ringa, który będzie ci potrzebny w trakcie rozrywki – na nim opiera się część ćwiczeń. Ringa będziesz rozciągać, ściskać zarówno rękami jak i nogami – te gesty pozwolą ci też obsłużyć grę. W Ring Fit Adventure zagrać można na kilka sposobów – albo rozpoczynasz swoją misję i pokonujesz kolejne krainy, mierząc się z różnymi potworami i ich bossami, albo możesz wybrać pojedyncze ćwiczenia, albo sekwencję ćwiczeń, albo mini gry. Istotne jest to, że kampania ma warstwę fabularną i stanowi wyzwanie, a także pozwala eksplorować świat. A to dodatkowo motywuje – w Ring Fit Adventure chce się grać (tak, dosłownie jara cię to, że odblokujesz nowe ćwiczenie). Ważne: gra jest przygotowana dla jednej osoby, ale we wspomniane mini gry można bawić się wspólnie na zmianę (sprawdzą się na „domówce”), wymieniając się urządzeniami.

Super Mario Party

REKLAMA

Super Mario Party to po prostu party game w czystej postaci. Gra jest również sprzedawana z dodatkową parą Joy-Conów, więc od razu możecie zagrać wtedy w większym gronie – gracz potrzebuje jednego Joy-Cona, aby przystąpić do rozgrywki. Macie do wyboru różne zabawy – jest spływ, w trakcie którego musicie wiosłować (naprawdę!) i macie okazję zagrać w różne mini gry, ale możecie też zagrać w wielką planszówkę albo w grę taneczną i taką polegającą na skoordynowaniu ruchów. Jest trochę zabawy, śmiechu, ale niekoniecznie to pozycja, która sprawdzi się w duecie czy w pojedynkę. Raczej dla rozruszania towarzyszy imprezy bądź niedoli, zależy jak na to patrzeć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA