"Kontrola bezpieczeństwa" jest jak rozruch silników - początkowo niemrawa, ale z czasem nabiera mocy. Niestety, nie na tyle, żeby wznieść się na pełną wysokość. Miała być nowa "Szklana pułapka" a wyszła jej netfliksowa podróbka.
OCENA
"Kontrola bezpieczeństwa" jeszcze przed swoją premierą wzbudziła wiele pozytywnych emocji za sprawą ekscytującego trailera. Użytkownicy Netfliksa spodziewali się mrocznego dreszczowca, którego akcja rozgrywa się w czasie Bożego Narodzenia - odtrutki na ten cały świąteczny kicz, jaki serwis wciska nam do gardeł od ładnych paru tygodni. Teraz, nie pierwszy zresztą raz, okazuje się, że materiały promocyjne wychodzą platformie znacznie lepiej niż filmy. Widzowie spodziewali się cudu, a dostali... nawet nie rózgę, tylko to, co zazwyczaj.
W komentarzach pod udostępnionym na YouTubie trailerze widzowie odpalili się, że to będzie nowa "Szklana pułapka" albo ""Szklana pułapka" na lotnisku" (czyli "Szklana pułapka 2"). Skojarzenie jak najbardziej słuszne, bo "Kontrola bezpieczeństwa" opiera się na podobnej formule, co hit z Bruce'em Willisem. Nie ma jednak na pewno jego uroku i nie polega na blockbusterowych atracjach. Zamiast nich wybiera napięcie, którego budowa zabiera zdecydowanie zbyt wiele czasu. O ile John McClane bez zastanowienia chwytał za broń, aby ratować swoją żonę z rąk terrorystów, o tyle Ethan Kopek przez znaczną część ekranowego czasu mota się bez celu.
Kontrola bezpieczeństwa - recenzja nowego dreszczowca Netfliksa
Podobnie jak McClane, Kopek będzie musiał ratować swoją partnerkę. Ale w tym wypadku nie chodzi o przepracowywanie problemów w związku. Układa im się całkiem nieźle i właśnie spodziewają się pierwszego dziecka. Nora zarzuca chłopakowi jedynie, że za szybko się poddaje. Raz składał papiery do akademii policyjnej, a gdy go nie przyjęli, porzucił swoje marzenia i został pracownikiem TSA (amerykańskiej Administracji Bezpieczeństwa Transportu). Nie przykłada się do swojej pracy, spóźnia się na odprawy, a pasażerów lotniska w Los Angeles kontroluje od niechcenia. W wigilię prosi szefa o awans i na próbę przyjdzie mu obsługiwać skaner bagażu.
Pech chce, że tego dnia w podróż samolotem wybiera się świetnie przygotowany zamachowiec. Kontaktuje się z Kopekiem i zmusza do pomocy w przemyceniu bagażu z niebezpieczną bronią chemiczną. Próbując stawić mu czoła, główny bohater będzie musiał walczyć z własną apatią i chwycić swoje życie we własne ręce. Ta stawka emocjonalna jest raczej niskich lotów. Mamy bowiem do czynienia z nieznośnie poważnym Walterem Mittym - marzycielem, któremu przyjdzie przeżyć ekscytującą przygodę. Ale najpierw musi do tego dojrzeć. I jak na kandydata na policjanta zajmuje mu to zdecydowanie zbyt wiele czasu.
Niemal przez połowę filmu Kopek próbuje wyprowadzić w pole swojego przeciwnika. To łączy się z policją przez komórkę, to włącza nagrywanie rozmowy na zegarku. Dowiaduje się dzięki temu, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia - jest obserwowany i każda jego niesubordynacja zostanie surowo ukarana. Napięcia w tym nie uświadczymy, bo stojący za kamerą Jaume Collet-Serra powtarza nam tę informację z zaangażowaniem stewardessy, obwieszczającej zasady bezpieczeństwa przed rozpoczęciem lotu.
W zamyśle "Kontrola bezpieczeństwa" opiera się na zabawie w kotka i myszkę między Kopekiem a bezimiennym zamachowcem. Powinna więc sprowadzać się do zwrotów akcji. Te jednak nie powalają. Wiemy, że tajemniczy podróżny jest geniuszem planowania i przewidział każdy ruch głównego bohatera. W nieskończoność czeka się, aż ten znajdzie jakiś sposób, aby utrzeć mu nosa. I kiedy już to się dzieje, robi się zdecydowanie lepiej. Film ożywia się w swojej drugiej połowie. Collet-Serra dodaje wtedy nawet trochę widowiskowej akcji, ale scenie walki w samochodzie daleko do tego, co widzieliśmy już w "Deadpoolu & Wolverinie". Nie ma efektu "WOW", jest w porządku. Jak cała zresztą produkcja - wszystko w niej jest po prostu OK.
Jedynym czym "Kontrola bezpieczeństwa może widza zachwycić to gra aktorska. Od dawna dobrze już wiemy, że Taron Egerton zasłużył na wyższą pozycję w panteonie hollywoodzkich gwiazd niz aktualnie posiada. Tutaj ponownie to udowadnia. Jego Kopek może nie rzuca one-linerami i nie strzela do wszystkiego, co się rusza, ale staje się człowiekiem targanym wątpliwościami. Zawieszonym między poczuciem sprawiedliwości a potrzebą ratowania siebie i swoich bliskich. Po drugiej stronie barykady mamy niemniej świetnego Jasona Batemana. Choć kojarzy się głównie z rolami komediowymi (i w "Ozark"), to staje się nadzwyczaj przekonujący jako zawsze zimnokrwisty profesjonalista.
Nawet tak utalentowanym aktorom nie udaje się wznieść produkcji ponad przeciętność. Szkoda ich wręcz na tak miałki i niekonsekwentny scenariusz. Potencjał tego filmu z każdą chwilą coraz szybciej przelatuje nam przed oczami. W efekcie jego charakter najlepiej oddaje sam tytuł. Jest bowiem jak kontrola bezpieczeństwa na lotnisku - sporo czekania, niewiele wrażeń.
Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web:
- Netflix: najlepsze filmy 2024. Wybieramy najciekawsze tegoroczne produkcje
- Netflix: najlepsze seriale w historii serwisu. TOP 25 świetnych produkcji
- Widzowie już okrzyknęli go najlepszym dreszczowcem Netfliksa od lat
- "Maryja": recenzja filmu Netfliksa. Puściej tu niż na pustyni podczas 40-dniowej pokuty
- "Black Doves": recenzja serialu Netfliksa. Ten genialny dreszczowiec to prawdziwa rewolucja
- Tytuł filmu: Kontrola bezpieczeństwa
- Rok produkcji: 2024
- Czas trwania: 120 minut
- Reżyser: Jaume Collet-Serra
- Aktorzy: Taron Egerton, Jason Bateman, Sofia Carson
- Nasza ocena: 5/10