REKLAMA

"Piła X" to nowa "Piła 2" i prawdziwa gratka dla fanów Jigsawa - recenzja

John Kramer powraca wraz z nowymi makabrycznymi pułapkami i robi to dobrze. „Piła 10”, czyli w oryginale „Saw X”, okazała się zupełnie innym filmem niż się spodziewałem i zarazem lepszym, niż się obawiałem.

pila-10-saw-x-plakat-film-john-kramer-tobin-bell
REKLAMA

„Piła” to kultowy horror, który dał początek ciągnącej się latami serii, ale ta po kilku niezłych kontynuacjach rozmieniła „Sawverse” na drobne. Największym problemem serii jest to, że już w „Pile 3” uśmiercono głównego antagonistę - czego jej twórcy dziś żałują. Żaden z wielu następców Jigsawa nie miał tyle charyzmy, co on, a jego dziedzictwo zostało skalane. Nie przeszkadza to jednak wytwórni w taśmowym produkowaniu kolejnych odsłon, a do kin właśnie trafiła dziesiąta (!) część serii.

Czytaj inne nasze teksty o serii „Piła”:

REKLAMA

Jestem fanem „Piły”, ale kilku ostatnich częściach byłem sceptyczny, bo seria już dawno zgubiła ducha oryginału. Psychologiczne gierki zeszły nawet nie na drugi, co na trzeci plan, a zamiast nich dostawaliśmy coraz to wymyślniejsze pułapki. Co gorsza, te nie miały już za zadanie sprawdzać, czy uczestnik grywykaże się determinacją i zmieni swoje postępowanie - chodziło tylko o to, by szokować widzów obrzydliwościami i fruwającymi po ekranie ludzkimi flakami.

„Piła 10” to powrót do korzeni i zmiana formuły w jednym.

To, co wyróżnia nową odsłonę serii „Piła” na tle kilku poprzednich części to fakt, że powraca tu John Kramer, czyli sam Jigsaw i to nie w retrospekcjach. Cofnęliśmy się w czasie, a nowy film jest osadzony fabularnie niedługo po zakończeniu pierwszej odsłony. Antagonista już wie, że nie zostało mu zbyt wiele czasu, ale nie stracił jeszcze nadziei i chwyta się ostatniej deski ratunku - eksperymentalnej terapii, która ma odroczyć w czasie jego wyrok.

Odświeżające jest to, że tym razem w centrum nie mamy ani porwanych ludzi, którzy będą brali udział w grze, ani nawet policjantów próbujących wytropić Jigsawa i jego podopiecznych. „Saw X” stawia w centrum Johna Kramera i to był strzał w nomen omen dziesiątkę. To jego perspektywy śledzimy kolejne wydarzenia oraz obserwujemy nie tylko jego makabryczne gry, których oczywiście nie zabrakło, ale również widzimy przygotowania do nich.

Aż szkoda, że tytuł „Jigsaw” wykorzystano na potrzeby ósmej części, bo do „Piły X” pasowałby znacznie lepiej.

Okazuje się, że chociaż historię Johna Kramera już poznaliśmy, podobnie jak kierujące nim motywy, a jego spuścizna została zdeptana przez uczniów i nieporadnych naśladowców, to nadal dało się powiedzieć coś nowego o tej postaci. Obserwowanie, gdy po raz ostatni chwyta się złudnej nadziei, dodaje te postaci nieco głębi. Nie jest nieomylny i popełnia błędy - ale wyciągnął z nich wnioski, co już widzieliśmy w kolejnych częściach.

Oczywiście widzowie już wiedzą, jakie jest jego modus operandi i tego, że pod sam koniec nastąpi fabularne przetasowanie, nikt nie kryje. Nie sprawia to jednak, że w finale brakuje emocji - te są po prostu nieco inne niż zwykle. Twórcy nie proszą widzów o to, by udawali zaskoczonych tym, iż mamy tu końcowy twist. Zamiast tego zapraszają widzów do zabawy w samodzielne odcyfrowanie tego, w jaki sposób Jigsaw przechytrzy swoich przeciwników, w toku seansu.

„Piła 10” to film, który może zadowolić dwie grupy fanów.

Z jednej strony są ci, którzy oglądali wszystkie poprzednie części cyklu, dyskutowali o nich nocami z innymi fanami i łakną kolejnego rozdziału tej opowieści. Ta grupa z pewnością będzie ukontentowani tym, co tutaj zobaczy. Dostaliśmy wszystko, co potrzeba: świńskie głowy, taśmy, rowerek, powolne budowanie napięcia, leniwe odsłanianie kolejnych kart, liczne zwroty akcji oraz wspomniany końcowy twist w takt charakterystycznej muzyki.

Z drugiej strony są ci odbiorcy, których urzekła pierwsza „Piła”, ale kontynuacje, zwłaszcza te o wydarzeniach już po śmierci Johna Kramera, znużyły ich i rozczarowały - a również dla nich nakręcono nowy film. Chociaż w kilku momentach pojawiły się easter-eggi nawiązujące do licznych sequeli, to pozostają właśnie nimi: mrugnięciami okiem do widzów. W rezultacie „Saw X” można spokojnie nazwać taką nową „Piłą 2” i nowym rozdaniem.

A czy potrzebujemy kolejnej „Piły”?

REKLAMA

Począwszy od filmu „Saw 3D”, który miała być pierwotnie zakończeniem cyklu (z podtytułem „Ostatni rozdział”!), po premierze każdej kolejnej odsłony na to pytanie odpowiadałem, iż raczej nie - nie widziałem już potencjału. Niezmiernie mnie cieszy, że „Piła X” zmieniła moje nastawienie, bo właśnie czegoś takiego cykl potrzebował. Z jednej strony wraca do korzeni i tego, za co fani opowieść o Johnie Kramerze pokochali, a z drugiej robi to w sposób inny niż do tej pory.

Świeżo po seansie stwierdzam, że chętnie zajrzałbym znowu do tego świata i jego innych zakamarków. Skoro twórcom udało się wrócić tu na właściwe tory, to równie chętnie obejrzałbym kolejny taki sidequel z Tobinem Bellem (co nie byłoby jednak już takie proste, bo na linii czasowej zostało niewiele miejsca do zagospodarowania), co kontynuację lub wręcz (soft)reboot z zupełnie nową obsadą - ale pod warunkiem, że poziom „Piły 10” zostanie utrzymany.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA