Nintendo ubrudzone niczym producent Free2Play. Darmowe „Pokemon Shuffle” odrzuca mnie od 3DS'a
Nintendo nie nadąża za konkurencją na wielu płaszczyznach. Chociaż ich usługi sieciowe pozostawiają wiele do życzenia, natomiast zasoby technologiczne są piętą Achillesa, oferta giganta ma w sobie pewną wyjątkową magię. Ta zaczyna wyparowywać na skutek coraz śmielszych działań w sektorze Free2Play, który niszczy mobilną branżę. „Pokemon Shuffle” jest tego najlepszym przykładem.
O polityce Nintendo można napisać wiele złego. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że ekskluzywny katalog gier tej firmy od zawsze stanowił olbrzymią wartość. Pokemony, Mario, Zelda, Donkey Kong, Bravely Default, Professor Layton, Phoenix Wright – mogę tak długo. Środowisko Nintendo budują wyjątkowe, niedostępne nigdzie indziej produkcje, które może nie powalają grafiką, ale od zawsze ociekają niesamowitą grywalnością oraz przystępnością. Jakość, za którą byłem w stanie płacić niemałe pieniądze. Teraz japoński gigant zaczyna zdradzać ustanowione wartości, roztaczając degrengoladę Free2Play na własnych platformach.
„Pokemon Shuffle” to pierwszy przykład byle jakiej, opartej na mikro-płatnościach aplikacji, która pojawiła się w Nintendo eShopie.
Oczywiście na platformie cyfrowej dystrybucji Wielkiego N już wcześniej debiutowały produkcje darmowe. Żadna z nich nie przypominała jednak w tak dużym stopniu nijakich produkcji, jakie dostajemy na smartfony i tablety. „Pokemon Shuffle” to kwintesencja tego typu ofert. Darmowa wariacja „Candy Crush Saga” zmusza graczy do łączenia w tak zwane „trójki” ikon Pokemonów. Im dłuższe kolorowe łańcuszki, tym lepiej dla gracza i jego punktacji. Doskonale znany model rozgrywki, który aktualnie bije rekordy popularności w iTunes App Store, sklepie Windows Phone oraz Google Play.
Tak jak dawniej każda szanująca się marka musiała mieć swojego „endless runnera”, dzisiaj są to właśnie aplikacje z podgatunku „threes”. Tak zwanych „trójek” doczekali się Avengersi, doczekała się Angelina Jolie w postaci Czarownicy, doczekało się nawet poważne „Evolve”. Nie sądziłem jednak, że do tego szaleństwa dołączy również Nintendo. Rozumiałbym, gdyby Japończycy wydali aplikację Free2Play na mobilne urządzenia z systemami Google i Apple. Zatruwanie własnego środowiska to jednak zupełnie inna para kaloszy i nie rozumiem, dlaczego w Nintendo zdecydowali się na wydanie „Pokemon Shuffle”.
Jest to ciekawe o tyle, że „Pokemon Shuffle” to nie tylko tania kopia „Candy Crush Saga”, ale również innej gry w świecie sympatycznych stworków – „Pokemon Link Battle”.
Kiedy recenzowałem „Pokemon Link Battle” na łamach Spider’s Web, pisałem o bezspornych zaletach tej gry. W cenie około 30 złotych dostawaliśmy produkt drobny i podobny do gier na smartfony i tablety, ale jednak zamknięty, kompletny i bez żadnych mikro-transakcji. Zdaje się, że wyniki sprzedażowe nie zadowoliły Nintendo, ponieważ Japończycy wrócili z dokładnie tym samym pomysłem w lekko odświeżonej oprawie i wszytymi w mechanikę płatnościami. „Za darmo” „Pokemon Shuffle” jest jedynie z nazwy.
Możecie napisać, że marudzę. W końcu darmowe Pokemony dla wszystkich posiadaczy handheldów Nintendo to świetna sprawa. Nie zgadzam się z takim podejściem. Gry Wielkiego N od zawsze wyróżniała jakość, z kolei to właśnie jakości zabrakło w „Pokemon Shuffle”. Mamy do czynienia z aplikacją słabą, płaską, nijaką i jakich od groma w Google Play czy iTunes App Store. Nie takie Nintendo znałem i nie tej magii dawałem się ponieść podczas zakupu konsol. To właśnie drogie, ale solidne i niezwykle grywalne gry zbudowały tożsamość handheldów Ninny podczas kiedy PS Vita miała problemy z tożsamością. To właśnie tej tożsamości pozbywa się teraz Nintendo, idąc w kierunku gier Free2Play. Z tym, że 3DS z pojedynku ze smartfonami i tabletami na pewno nie wyjdzie zwycięsko.