Twórcy nowego Predatora na kilka dni przed światową premierą pochwalili się ostatnim zwiastunem produkcji. Materiał skupia się na drużynie, która będzie musiała zmierzyć się z morderczym stworem. Predator po raz pierwszy otrzymuje też oficjalnie swoje miano.
Po opublikowaniu poprzednich trailerów nadchodzącego filmu Shane'a Blacka przetoczyła się dyskusja na temat potencjalnego poziomu filmu. Przyznam szczerze, że nie do końca dla mnie zrozumiała. Każdy z dotychczasowych filmów o Predatorze był kinem klasy B, jedynie lepiej lub gorzej zrealizowanym.
Nowy Predator wydaje się mieć wystarczająco wysoki budżet, by dostarczyć widzom niezapomnianych wrażeń dzięki efektom specjalnym (tak tradycyjnym, jak i wygenerowanym komputerowo). Nie ma jednak co liczyć na przesadnie głęboką fabułę.
Dwa pierwsze zwiastuny filmu Predator koncentrowały się na pokazaniu Predatora i chłopca, który go sprowadził na Ziemię. W ostatnim trailerze rządzą twardzi faceci.
Powstrzymać najbardziej zabójczych myśliwych we wszechświecie ma grupa ex-żołnierzy. Mężczyźni z radością rozmawiają ze sobą o tym, dlaczego zostali razem zebrani, gdy nagle w pobliżu pojawia się dwóch Predatorów. I zaczyna się polowanie. Tylko kto będzie ofiarą?
W opublikowanym zwiastunie nie brakuje efektownych morderstw dokonanych przez rozmaite gadżety Predatora. Ale to właśnie relacje między szaloną grupą byłych żołnierzy zapowiadają się na kluczowy element filmu. Od razu pojawiają się skojarzenia z Niezniszczalnymi. Pytanie, czy ten motyw nie został już do końca wyczerpany.
Trailer zapowiada też, że Predator będzie filmem samoświadomym i nie traktującym się zbyt poważnie.
Jeden z bohaterów zdradza, w jaki sposób Predator otrzymał swoje miano. Jak się okazuje... odbyło się głosowanie, a to była najfajniejsza nazwa z zaproponowanych. Shane Black to weteran kina rozrywkowego, który doskonale wie jak stworzyć dobry film akcji. Jego ostatnia próba meta humoru skończyła się jednak fiaskiem i wywołała wściekłość widzów. Chodzi oczywiście o słynny twist z Mandarynem w Iron Manie 3.