Widzowie zakończyli swoją przygodę z Pułapką. Wczoraj mogliśmy obejrzeć finał 1. sezonu serialu. Widziałam sześć odcinków nowości od TVN-u i nadal podtrzymuję swoje zdanie: stacja nie potrafi robić seriali.
W tekście znajdują się spoilery z serialu Pułapka od TVN-u.
Rynek polskich seriali w ostatnich latach zmienił się na lepsze. Wciąż jednak powstają takie tytuły jak Pułapka od TVN-u, które - choć próbują wpisać się w trend nowoczesnych produkcji - są tak naprawdę Klanem czy Na Wspólnej w kryminalnej wersji. Ich twórcy mają ambicje i chcą korzystać z sukcesu takich tytułów jak True Detective, Top of the Lake, Ostre przedmioty, ale po drodze coś nie wychodzi. Zwyczajnie czuć, że realizacja nie jest w stanie sprostać idei, a i sam pomysł fabularny nierzadko rozczarowuje. Scenariusz przypomina pospieszne notatki pisane ręką studenta, który co prawda coś tam usłyszał podczas wykładu, ale przekręcił co trzecie słowo.
Niektórym polskim serialom się udaje.
A właściwie nie tyle „udaje”, bo to słowo można uznać za krzywdzące. Ich twórcy wiedzą, co robią. Takie seriale jak Artyści, Kruk. Szepty słychać po zmroku, Rojst, Wataha (raczej 2. sezon) pokazują, że polscy reżyserzy i scenarzyści umiejętnie korzystają z tropów, które podsuwają im zagraniczni koledzy po fachu. Że rozumieją, jak serial na przestrzeni ostatnich lat się zmienił i jak zmienili się widzowie tych seriali. Ci ostatni coraz częściej wymagają bowiem czegoś więcej niż tylko zwykłej historii o ludziach bazującej na stereotypach i kilku pomieszczeniach w studio z widoczkami prosto z Warszawy albo Krakowa w tle. Seriale stały się filmowymi opowieściami, z którymi już nie tylko „flirtują” największej sławy aktorzy. One są głosem w społecznej dyskusji, wyznaczają standardy, przesuwają granice opowieści. Żonglują motywami, odniesieniami do dzieł kultury i popkultury, zmuszając tym samym publikę do intelektualnego wysiłku.
Nie ma bowiem nic gorszego niż produkt, który obraża jego nabywcę.
Powiedzmy wprost: nie ma nic gorszego, niż serial czy film, który obraża inteligencję widza, żartuje z niego, ale robi to w sposób prymitywny, a nie ironiczny, grając mu finezyjnie na nosie. Fakt, że film lub serial, a raczej odpowiedzialni za dane dzieło artyści, są nierzadko mądrzejsi od widza, jest dość oczywisty. Ale chodzi o to, by produkcja była wyzwaniem dla publiczności, by ta miała szansę odczytać różne nawiązania. Czasem, to jasne, nie uda się przez nieoczytanie odbiorcy, brak filmowego wykształcenia, a czasem te tropy zostaną rzucone zbyt pobieżnie. Gorzej, jeśli twórcy zakładają na wstępie, że widz nie potrzebuje żadnych wyzwań i wystarczy go nakarmić daniem instant, a nie trudzić się przygotowaniem smaczniejszej i bardziej wymagającej potrawy. I ustalmy jedno: to nie musi być kaczka sous vide z musem z moreli i czipsami z jarmużu. Zwykły dobry domowy kotlet schabowy albo placki ziemniaczane też są w porządku.
Pułapka od TVN-u jest, niestety, grochówką instant.
Niestrawności murowane, a skład produktu przerazi nawet laika. Nowy kryminalny serial ma mnóstwo wad. Zresztą nie on jeden. Co sprawia, że Pułapka nie smakuje, nie działa i zwyczajnie kpi z widza?
Pułapka - wady polskiego serialu:
Deus Ex Machina
Deus Ex Machina w polskich serialach można przyrównać do sytuacji rodem z kiepskiego kryminału (porównanie o tyle trafione, że w Polsce kręci się prawie same kryminały, co momentami widza zaczyna uwierać). Wyobraźcie sobie, że czytacie książkę i już od pierwszych stron zadajecie sobie pytanie: kto zabił? Łączycie fakty, jesteście krok za detektywem, a powieść pochłaniacie w czapce Sherlocka. Po czym nagle okazuje się, że mordercą jest osoba, która przewinęła się tylko przez ostatnie karty powieści. Nie mieliście szansy zgadnąć, kto ma na swoim sumieniu ofiarę. Podobnie zresztą jak główny bohater, czyli śledczy, który znalazł zabójcę przez przypadek, bo - dajmy na to - podsłuchał czyjąś rozmowę. Brzmi znajomo? Tak, jeśli na koncie macie takie seriale jak Pułapka, Ultraviolet czy Belle Epoque.
Jeśli widzieliście już finał Pułapki, to mogliście się przekonać, jak z tego boskiego prawa korzystają twórcy serialu. Choćby tylko w 6. odcinku dwukrotnie wykorzystano ten sam motyw - bohatera przed śmiercią ratuje pojawiająca się nagle postać, która zabija czarny charakter. Jak udaje jej się pojawić właśnie w tym momencie? Czy posiada tzw. szósty zmysł? O to chyba należałoby spytać scenarzystów i reżysera. W finale np. Ewa jest na muszce szalonej pani prokurator, aż tu znienacka bohaterkę Kingi Preis zabija jeden z obrońców dziewczyny.
Takie same pomysły (a może brak pomysłu na rozwiązanie fabuły) wykorzystali twórcy serialu Ultraviolet. Tam zagadka kryminalna rozwiązywana jest np. dzięki temu, że policja znajdzie się na miejscu w odpowiednim czasie i usłyszy, jak przestępca przyznaje się do winy w bardzo potrzebnej przemowie, która wydłuża czas jego zemsty na kolejnej potencjalnej ofierze.
Brak ciągu przyczynowo-skutkowego i chaos niekontrolowany
Wezwana policja, która nie przyjeżdża? Zasuwka w drzwiach, z której trzeba się tłumaczyć całej Polsce? Tak, Pułapka ma trochę na sumieniu, ale inne seriale też mają swoich widzów za mało spostrzegawczych. W jednym z odcinków Pułapki policjanci cudem chyba trafiają na Ewę i jej kolegę z domu dziecka, którzy idą wzdłuż drogi przy lesie. Zresztą cała intryga w serialu zasadza się tak naprawdę na... jednym zdjęciu. Pani prokurator Różańska, która jest w tzw. układzie, zobaczyła rysunek Wróbla na komisariacie, który stworzyła Ewa, jedna z głównych bohaterek. Rozczarowujące? To mało powiedziane. Zwyczajnie nieprzemyślane.
Wyobraźcie sobie, że na sumieniu macie korupcję, zdradę i kilka trupów. Trochę stresujące, prawda? Zrobilibyście chyba wszystko, żeby być dobrze poinformowanymi i żeby sprawa z przeszłości nie wyszła na jaw, bo inaczej wasze życie legnie w gruzach. Tymczasem cały plan może runąć, bo jakieś dziecko pamięta jedną twarz, która również była zamieszana w sprawę. I to nie ci zapamiętani ludzie są na waszym celowniku, tylko to dziecko. Dodajmy do tego, że w 6-odcinkowej serii dwie sprawy toczą się niejako równolegle i nie mają ze sobą właściwie związku. Wątek dyrektorki i pracownika domu dziecka, który molestował nastolatki, jest niepotrzebny. Chyba że po to, aby uzasadnić więź dwóch głównych bohaterek, pisarki Sawickiej i wychowanki sierocińca, Ewy. A o ile to wszystko mogłoby być lepsze, gdyby od początku bardziej skupiono się na wspomnianym układzie. Większość zdarzeń jest wręcz szalenie pretekstowa. Nawet pojawienie się Olgi w domu dziecka nie trzyma się, że się tak wyrażę, kupy. Kto chciałby wracać do swojej przeszłości, kiedy formalnie próbował się od niej odciąć?
Te wątki, polityczny i sensacyjny, przywodzą mi na myśl Belfra 2, gdzie - uwaga, spoiler! - tajni agenci udawali nastolatków, a wszystko zaczęło się od zniknięcia uczniów ze szkoły, po czym sprawa nie była właściwie kontynuowana. Bardzo to wszystko chaotyczne i naiwne. Tak jak ta zasuwka w drzwiach. A wystarczyło choćby cicho uciec przez okno lub zablokować klamkę krzesłem.
Science-fiction bez UFO
Polskie seriale chcą być blisko prawdziwego życia, a tymczasem wyglądają jak science-fiction klasy C (albo Z). W jednym z odcinków Pułapki ginie przyjaciółka Olgi, grana przez Joannę Kulig. Pisarka dowiaduje się o tym z telewizji. Widać zwłoki otulone materiałem, ale te są niedokładnie przykryte - wystają stopy w szpilkach. O tym, że policjantka nosi szpilki przypomniano nam dwukrotnie przed śmiercią bohaterki - najpierw uwagę zwróciła na nie sama Sawicka, potem Czarny. Cóż, widocznie subtelniej się nie dało, z taką gracją reklamuje się też Prymat w Kuchennych rewolucjach. I dodajmy do tego fakt, że koleżanka Olgi ginie tragicznie wrzucona pod jadący pociąg. Rozumiem, że buty dla wygody zostały przyklejone do podeszwy stóp Butaprenem. Można i tak, czasem faktycznie szpilki potrafią spadać z pięt, zwłaszcza kiedy się biega, a policjantka z Pułapki w biegu ciągle była, żadnej randki nie udało jej się nawet dokończyć, bo wzywano ją do pracy.
Zastanawiający jest też romans wspomnianej pani policjant z płatnym zabójcą, będącym na zleceniu osób z układu. Po co na dobrą sprawę zostawiać po sobie ślady i emocjonalnie wiązać się z ofiarą, choćby i dla zmyłki? Przecież to tylko zwiększa możliwości bycia zdemaskowanym i może rzucać na przestępcę podejrzenia. O ile prościej byłoby wyznaczyć cel, namierzyć gdzie jest i załatwić szybko sprawę? Tym bardziej, że morderstwo nie zostało dokonane np. w intymnych okolicznościach, tylko w przestrzeni publicznej, pod okiem kamer.
Papierowe postaci i złe dialogi
Ewa jest nierozumianą nastolatką z przeszłością, więc musi ciągle krzyczeć i płakać. Olga jest alkoholiczką z przeszłością, więc jej atrybutem jest flaszka. Czarny nazywa się Czarny chyba dlatego, że na początku widz ma podejrzewać go o najgorsze intencje, choć od razu wiadomo, że wcale nie jest zły. Krzysztof Pieczyński jest Krzysztofem Pieczyńskim, tak jak Janda gra „Jandą”, ale akurat u niej nie sposób tego nie lubić. Bohaterowie Pułapki są płascy, nijacy, nie da się czuć sympatii do kogokolwiek (może poza Czarnym, ale to chyba ze względu na Leszka Lichotę). Brak im głębi, tak jak zresztą samej fabule, która wydaje się sklecona w pośpiechu i sklejona taśmą klejącą.
Polskie kryminały mają prawo nudzić, ale można wybaczyć twórcom sięganie po ten sam gatunek, kiedy umieją sprzedać go, korzystając z ciężkiej atmosfery, wrażenia niepokoju, czyhającego niebezpieczeństwa. W Pułapce tego nie ma. Jest za to wspomniana nuda, wrzucenie wielu wątków do jednego kotła i zaprezentowanie ogranych postaci, które widzieliśmy już wszędzie i które nie ciekawią, nie dodają nic nowego do zmęczonych już serialową eksploatacją archetypów.
Przejawia się to nie tylko w samym rysie psychologicznym, który odczytać możemy z zachowań bohaterów, ale i dialogów, relacji pomiędzy nimi. Te są zbyt dosłowne, zbyt wyświechtane. To ciągły krzyk najbardziej utrudniał mi odbiór Pułapki. Więź, która buduje się pomiędzy Ewą a Olgą, męczy, bo opiera się prawie wyłącznie na wyzwiskach, łzach i podnoszeniu głosu. Zmiana zachowań bohaterek, która najwidoczniejsza jest w ostatnim odcinku serialu, wydaje się wręcz nienaturalna. Ale o science-fiction już sobie powiedzieliśmy.
Metamorfozę dwóch głównych bohaterek można skwitować salwą śmiechu. Zwróćcie uwagę, jak obie panie wyglądają w ostatnim odcinku - Olga ma nagle puszyste loki i makijaż, Ewa również jest uczesana i pomalowana. Problemy się skończyły, trzeba to pokazać jak najdobitniej, żeby widz nie miał wątpliwości. Wszak z traumy po straceniu rodziców wychodzi się w pięć minut, z alkoholizmu w trzy. Teraz można już o siebie zadbać. Następny etap to Top Model.
Powierzchowność telenoweli
I najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że realizacyjnie Pułapka bardzo rozczarowuje. Wygląda prawie że jak Na Wspólnej ubrane w kryminalne szaty. Podobny zresztą problem miałam, jeśli chodzi o pierwszy odcinek produkcji Znaki od AXN. Niby ma być mrocznie, niby niebezpiecznie, a wszystko, wliczając w to postaci, jest płaskie i nudne. Te seriale nie dorównują - nie tylko fabularnie, ale też pod względem technicznym - takim produkcjom jak Wataha, Rojst czy Kruk. Szepty słychać po zmroku. A szkoda. Bo to nie o to chodzi, żeby Polacy - mimo że lubią - nadal mieli na co narzekać. Chodzi o to, by robić i oglądać nasze dobre produkcje, czyż nie?
*Zdjęcie tytułowe: fot. TVN/Mirosław Sosnowski