Z okazji premiery filmu "Bohemian Rhapsody" miałem nie lada przyjemność ponownie wrócić do słuchania dyskografii grupy Queen. Jeden z najlepszych zespołów w historii muzyki rozrywkowej dał nam ogromne ilości ponadczasowych przebojów. Oto najlepsze z nich.
Queen - najlepsze utwory grupy:
Bohemian Rhapsody
O tym utworze właściwie nie trzeba pisać. Istna legenda muzyki rozrywkowej. Queen w Bohemian Rhapsody pokazali, że muzyka nie ma granic. I że można skomponować rozbudowany, progresywny utwór, z licznymi zmianami tempa i atmosfery oraz bujnym instrumentarium, bez popadania w pretensjonalność i hermetyczność. Więcej, Freddie Mercury i spółka udowodnili, że da się stworzyć taki kawałek i zrobić z niego ponadczasowy komercyjny przebój wszech czasów! Mieszają się w nim różne style i gatunki, od pięknej ballady na fortepian, przez wstawki operetkowe, wodewilowe, aż do bombastycznego rocka. Pozornie te wszystkie elementy do siebie nie pasują. W arcydziele Queen stanowią całość. Fenomenalnie zaśpiewaną przez Mercury’ego i brawurowo zagraną przez resztę zespołu.
Bicycle Race
To obok Bohemian Rhapsody mój ulubiony utwór Queen. Od strony kompozycyjnej jest iście szalony. Krótki, trwa raptem trzy minuty, ale ma w sobie tyle muzycznych i dźwiękowych smaczków, że można obdzielić nimi niejedną płytę. To, co wokalnie wyprawia w nim Freddie Mercury, to czysta wokalna ekwilibrystyka. Liczne modulacje, niestandardowe metrum, do tego co chwila zmiany taktowania. A w tle genialna perkusja Rogera Taylora i gitary Briana Maya, która emuluje ścigające się ze sobą rowery.
Warstwa tekstowa jest tak samo ekstrawagancka jak muzyka. Kawałek ten jest swoistą metaforą wolności osobistej, zawiera całą masę politycznych i popkulturowych odniesień – od wojny w Wietnamie, religii, narkotyków, po Gwiezdne wojny, Supermana i Johna Wayne’a. A na dodatek teledysk do Bicycle Race „rozsławił się” sekwencją 65 nagich modelek, które ścigały się na rowerach na stadionie Wimbledon Greyhound. Przez długie lata klip był w wielu krajach zakazany.
Dragon Attack
Ach... ten bas... ten riff... Chyba najbardziej bujający i osadzony w rytmie utwór Queen. Zadziorne wokale Mercury’ego (choć wybitne) tym razem ustępują jednak miejsca liniom basu, które po prostu uzależniają. W połowie dochodzą jeszcze kapitalne motywy na perkusję i wspaniałe solo na gitarę, które tworzą z tego kawałka istną petardę.
Don’t Stop Me Now
Don’t Stop Me Now na początku brzmi jak jeszcze bardziej komercyjna wersja Bohemian Rhapsody zmiksowana z dokonaniami Eltona Johna. Rozpoczyna się od spokojnej partii na fortepianie, ale szybko przechodzi w fenomenalną kawalkadę gitar i wokalu Mercury’ego, który oddaje się w pełni afirmacji życia. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to najbardziej przebojowy i wpadający w ucho kawałek Queen i jeden z najlepszych popowych hitów 20. wieku.
Spread Your Wings
Jedna z moich ulubionych ballad Queen. Po części ze względu na jej tekst, inspirujący do pogoni za marzeniami i przypominający o tym, że nasze szczęście zależy od nas samych. Zaczyna się od kolejnej przepięknej partii na fortepian, który towarzyszy wokalowi Mercury’ego. W szczególności uwielbiam refren tego kawałka, jednocześnie melodyjny i będący mocnym rockowy uderzeniem. Od banału odsuwają go kapitalne aranżacje, liczne zmiany tempa i przejścia, które urozmaicają konstrukcję całości, nadając jej masę dynamiki.
We Will Rock You
Muszę się przyznać, że nie jestem fanem utworu We Are the Champions, który dla wielu jest kwintesencją Queen i ich charakterystycznym kawałkiem. Uwielbiam za to drugi z ich klasycznych i najpopularniejszych tworów, czyli We Will Rock You. Zachwyca mnie jego prostota, oparty jest, jak wszyscy wiemy, głównie na rytmicznych bębnach i oklaskach, które stanowią tło dla śpiewu Mercury’ego tworząc oszczędny w środkach, ale za to dający potężnego kopa stadionowy hymn. A riff Briana Maya pojawiający się pod sam koniec tylko dodaje mu mocy. Ta robi niesamowite wrażenie szczególnie na koncertach.
Father To Son
Utwór pochodzący z drugiego albumu Queen zapowiada ich przyszłą wielkość, choć już i wtedy był sam w sobie rockowym kolosem bliskim mistrzostwa. Aranżacje, wyraźnie czerpiące z rocka progresywnego, stanowią przecieranie szlaków dla grupy w tworzeniu imponujących i nonszalanckich kompozycji. Freddie Mercury nie szalał jeszcze na pięciolinii, ale i tak jego harmonie i panowanie nad głosem robiły potężne wrażenie.
Under Pressure
Jedyny wielki utwór pochodzący ze średnio udanej płyty "Hot Space". Udział Davida Bowiego nadał temu utworowi ciekawego dualizmu. Uwielbiam to, jak utwór wspaniale się rozwija. Od spokojnego początku, do trochę bardziej zagęszczonych aranży w środku, na koniec żegnając nas podniosłym hymnem śpiewanym przez Bowiego.
Hammer To Fall
Ze wszystkich klasycznych rockowych riffów, które stworzył Brian May, chyba Hammer To Fall jest tym, który wielbię najbardziej. Prosty, wpadający w ucho, mocny, melodyjny, tworzący ścianę dźwięku. Idealnie wpasowujący się w hard rockowe i glamowe motywy, tak bardzo popularne w momencie premiery tego kawałka. Idealnie pokazuje on też maestrię Queen, którzy potrafili najbardziej popularnym w danym momencie trendom nadać zupełnie nowe znaczenie.
Who Wants To Live Forever
Napisany na potrzeby filmu "Nieśmiertelny" Who Wants to Live Forever to jeden z najbardziej podniosłych i dramatycznych utworów w dorobku Queen. Orkiestracje pod batutą Michaela Kamena nadają mu wyjątkowej szlachetności i melancholii, a Freddie Mercury wznosi się na wyżyny wokalne, śpiewając przejmujące partie, które po czasie okazały się mieć drugie dno.
Princes Of The Universe
To jeden z najmocniejszych i najmroczniejszych kawałków Queen. Łączy w sobie zarówno potężne rockowe riffy, jak i heavy metalowe naleciałości. Do tego dochodzi operowy rozmach, chwilami wchodzący w rejony filmu grozy. W drugiej połowie zaczyna się jednak prawdziwa zabawa z rytmem, licznymi przejściami, wokalnymi harmoniami, psychodelicznymi zmianami tempa. Istny majstersztyk.
The Show Must Go On
Jedna z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących ballad w historii. I to nie tylko ze względu na wywołujący ciarki motyw przewodni i popisowe wykonanie Mercury’ego. Jak zapewne wszyscy wiedzą, Mercury nagrał The Show Must Go On będąc w fatalnym stanie, kiedy to HIV zabierało z niego resztki życia. Do legendy przeszła zresztą historia, w której Brian May widząc jak słaby jest Freddie wątpił w to, że uda mu się cokolwiek zaśpiewać. Po czym Mercury, po kieliszku wódki, podszedł do mikrofonu i sprawił, że szczęki obecnych w studiu osób trzeba było zbierać z podłogi. Półtora miesiąca po premierze singla The Show Must Go On, 24 listopada 1991 roku Freddie Mercury odszedł na zawsze.