REKLAMA

Quentin Tarantino odpowiada na krytykę fanów Bruce'a Lee słowami, których nie możemy przytoczyć w tytule

Quentin Tarantino przy okazji promocji swojej nowej książki zalicza tournee po mediach, które zabrało go aż do kontrowersyjnego podcastera Joe Rogana. Na miejscu reżyser odniósł się do krytyków swoich ostatnich filmów. A szczególnie mocno oberwali fani Bruce'a Lee, którym nie spodobała się scena z „Pewnego razu... w Hollywood”.

quentin tarantino pewnego razu w hollywood
REKLAMA

Bruce Lee to absolutna ikona filmów akcji i sztuk walk. Z jakiegoś powodu Quentin Tarantino postanowił ośmieszyć dawno nieżyjącego aktora w swoim filmie „Pewnego razu... w Hollywood”, który teoretycznie spoglądał przecież na złotą epokę amerykańskiego kina z pewną nostalgią. Mimo to reżyser wpadł na pomysł, że kaskader Cliff Booth (w tej roli Brad Pitt) pokona Lee w walce na planie. Scena bardzo nie spodobała się córce mistrza i jego fanom, a sam Quentin Tarantino został oskarżony o rasizm.

Shannon Lee, popularny koszykarz Kareem Abdul-Jabbar zaprzyjaźniony z jej ojcem i inni znajomi zmarłego w 1973 roku aktora podkreślali przy tym, że portret Bruce'a Lee w „Pewnego razu... w Hollywood” był bardzo daleki od prawdy. Bo wcale nie był takim aroganckim bubkiem, na jakiego kreował go Tarantino. Reżyser „Bękartów wojny” nie przyznał się jednak do błędu i nadal uważa, że miał słuszność. Dał temu zresztą świadectwo w trakcie środowej rozmowy z Joe Roganem.

Quentin Tarantino dopasował się do formuły kontrowersyjnego podcastu i kazał fanom Bruce'a Lee „ssać k*tasa”.

REKLAMA

Jeden z najpopularniejszych amerykańskich filmowców przyznał, że rozumie gniew Shannon Lee. Bo chodzi o jej ojca i ma do tego prawo. Ale wszystkich pozostałych krytyków odesłał do przysłowiowego piekła. Zdaniem Tarantino jest bowiem jasne, że Cliff Booth oszukał Bruce'a Lee i w taki sposób odniósł zwycięstwo. Zapewne nie miałby szans w oficjalnym pojedynku z wykorzystaniem technik sztuk walki, ale nie o to chodziło w filmie. W opinii reżysera miało to być także odwzorowanie relacji między Lee a amerykańskimi kaskaderami, których podobno nie szanował i w trakcie kręcenie scen zawsze uderzał na serio.

W ciągu rozmowy Quentin Tarantino odniósł się także do innych elementów swoich filmów, które budzą niezadowolenie części widowni. Kategorycznie nie zgodził się ze stwierdzeniem, że w jego dziełach znajdziemy ślady mizoginii z powodu przemocy, jakiej doświadczają kobiety. Część krytyków podaje jako przykłady pobicie Daisy Domergue w „Nienawistnej ósemce” oraz końcowe minuty „Pewnego razu... w Hollywood”. Ale zdaniem Tarantino cały ten argument jest nic niewarty:

Czy Bruce Lee zasługiwał na takie potraktowanie w „Pewnego razu... w Hollywood”?

REKLAMA

Raczej nie, ale Quentin Tarantino pewnie powiedziałby, że kino wcale nie musi być przyjemne. Trudno się z nim w tej sprawie nie zgodzić. Co nie zmienia faktu, że jego bezrefleksyjne i pozbawione jakiejkolwiek empatii podejście do własnych krytyków zalatuje bardzo starym, zadufanym w sobie Hollywood. Nie wpłynie to jakoś wybitnie na odbiór kolejnych filmów Tarantino, bo przecież został mu już do nakręcenia tylko jeden. W rozmowie z Roganem nie zdradził, o jaki projekt miałoby chodzić (wcześniej była mowa m.in. o nowym „Star Treku” lub filmie poświęconym spotkaniu Django z Zorro). Przyznał natomiast, że zabierze się do niego po napisaniu kolejnych dwóch książek i wystawieniu części swoich filmów na scenie. Wygląda więc na to, że na ostatni tytuł od Tarantino przyjdzie nam jeszcze sporo poczekać. Pełen odcinek podcastu z reżyserem znajdziecie TUTAJ.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-17T19:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T14:24:28+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T13:21:49+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T10:27:10+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T08:50:22+02:00
Aktualizacja: 2025-04-16T10:52:41+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA