Polacy mają pecha na Eurowizji. Koronawirus w ekipie nie oznacza jednak, że Brzozowski nie zaśpiewa w finale
W ekipie Rafała Brzozowskiego wykryto zakażenie koronawirusem. Z tego powodu nasza reprezentacja nie pojawiła się na ceremonii otwarcia tegorocznej Eurowizji. Nie oznacza to jednak, że muzyk i tancerze powinni już się pakować i wracać do domu. Organizatorzy przygotowali się na taką ewentualność.
Rafał Brzozowski i spółka mają mocno pod górkę. Od samego początku jego start jest związany z kontrowersjami. Wszystko przez to, że TVP zdecydowało się wystawić prowadzącego swój program „Jaka to melodia?”, a nie Alicję Szemplińską, która w zeszłym roku wygrała „Szansę na sukces”. Dało jej to przepustkę na konkurs, ale ten przez wybuch pandemii nie odbył się. Regulamin zabrania wystawienia tej niepremierowej piosenki, artystka wyraziła chęć napisania nowej, ale telewizja i tak postawiła na Brzozowskiego – wbrew woli widzów.
Sam utwór The Ride również nie przypadł wszystkim do gustu – może się podobać, ale obiektywnie rzecz ujmując jest przeciętny i nie różni się bardzo od randomowych piosenek z Eski. Dlatego też bukmacherzy nie dają Brzoskowskiemu praktycznie żadnych szans. Na stronie Eurovisionworld.com prawdopodobieństwo jego wygranej jest mniejsze niż jeden procent.
Jakby tego było mało, teraz na drodze wykonawcy hitu „Tak blisko” stanął koronawirus. W weekend w czasie rutynowych testów wyszło, że jedna z osób z ekipy Brzozowskiego jest zakażona. Delegacja trafiła na przymusową izolację w pokojach hotelowych i nie pojawiła się na niedzielnej ceremonii otwarcia na turkusowym dywanie w Rotterdamie. Podobna sytuacja dotknęła też przedstawicieli Islandii.
W naszej ekipie jeden z testów był pozytywny. To nie jest oczywiście ekipa bezpośrednio występująca na scenie, natomiast chciałbym, żebyście wiedzieli, jaka jest sytuacja. Musieliśmy zostać poddani samoizolacji, taki jest protokół, więc najbliższe kilka dni będziemy spędzać w pokojach. Czekamy na wyniki testów PCR, my mieliśmy te testy negatywne, ja czuję się świetnie, tancerze czują się świetnie, nawet osoba zarażona czuje się bardzo dobrze. Bezpieczeństwo jest najważniejsze w tym wszystkim. Trudno, czasami trzeba zrozumieć to, co jest poza naszymi możliwościami.
Rafał Brzozowski
The Ride Rafała Brzozowskiego na pewno zabrzmi na półfinale Eurowizji – występ może być puszczony z taśmy.
Brzozowski zapewnił, że razem z tancerzami jest zwarty i gotowy do występu. Półfinał z udziałem naszej reprezentacji został zaplanowany na czwartek. Samoizolacja mna potrwać pięć dni, więc jeśli polscy artyści nie zachorowali na COVID-19, będą mogli bez przeszkód wystąpić. Brzozowski nawet przyznał na Instagramie, że jest ozdrowieńcem. Jeżeli sprawdzi się jednak, tfu tfu, czarny scenariusz, to nadal nie przekreśla to szans Polaków na udział w konkursie.
„Europejska Unia Nadawców przygotowała się na wypadek wystąpienia objawów COVID-19 u reprezentantów biorących udział w konkursie. W takiej sytuacji organizatorzy mają do dyspozycji nagranie zapasowe, tzw. live-on-tape, zrealizowane przez polską delegację 20 marca w podwarszawskiej hali Transcolor. Niewykluczone, że do dyspozycji będzie także jedno z nagrań z drugiej próby Polski” — czytamy na stronie eurowizja.org.
Tak więc fani Eurowizji będą mogli usłyszeć „The Ride” w czasie półfinału – w najgorszym wypadku wyemitowane zostanie najwyżej nagranie z taśmy. Najbardziej złośliwi hejterzy zacierali ręce, bo według nich koronawirus mógłby uchronić Polskę przed kompromitacją.
Są jednak w lekkim błędzie, ponieważ wykonanie Rafała Brzozowskiego na próbach przypadło do gustu wielu internautom – szczególnie tym z zagranicy. Uważają, że jest czarnym koniem konkursu i może się dostać do finału, bo jego piosenka jest czystym guilty pleasure, a nie poważną, zaangażowaną społecznie balladą.