„Rozczarowani” wrócili na Netfliksa z 2. sezonem. Nie będziecie pękać za śmiechu, ale nowa seria jest lepsza
Animowane seriale Netfliksa wciąż cieszą się dużą popularnością wśród widzów, ale w ostatnich miesiącach wyraźnie złapały lekką zadyszkę. Czy 2. sezon dzieła Matta Groeninga poradził sobie ze słabościami debiutanckiej serii? I dlaczego nie warto go porównywać do „Simpsonów” i „Futuramy”? Dowiecie się z naszej recenzji serialu „Rozczarowani”.
OCENA
Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące zakończenia 1. sezonu „Rozczarowanych”.
Fanom animowanych komedii nie trzeba specjalnie przedstawiać Matta Groeninga. Legendarny twórca „Simpsonów” i „Futuramy” w zeszłym roku rozpoczął współpracę z Netfliksem przy tworzeniu fabularnego serialu umiejscowionego w fantastycznym królestwie zwanym Dreamland. Dzieło zapowiadano jako połączenie obu wspomnianych produkcji, ale jednocześnie skoncentrowane na trwającej cały sezon, dłuższej historii. Te zapowiedzi finalnie okazały się nie do końca zgodne z prawdą. Humor „Rozczarowanych” nie mógł się nawet równać z najlepszymi żartami z „Futuramy” (było go też znacznie mniej niż w „Simpsonach”), a cała historia rozpędzała w ślimaczym tempie.
W połączeniu z nie najciekawszym triem bohaterów dało to widzom dosyć przeciętny 1. sezon, o zdecydowanie niewykorzystanym potencjale. Opublikowany kilka tygodni temu zwiastun 2. części dawał jednak nadzieję na poprawę. Żarty wydały się ostrzejsze, świat bardziej zróżnicowany, a charaktery głównych aktorów widowiska bardziej pogłębione.
„Rozczarowani” do pewnego stopnia spełniły te nadzieje w nowych odcinkach. Księżniczka Bean przeszła zdecydowanie pozytywną metamorfozę.
Jej zachowania nie są już tak jednowymiarowe i irytujące, a cała postać zyskała kilka nowych, ciekawych cech. We współczesnej popkulturze mamy do czynienia z trendem bohaterek bez skazy, ale Tiabeanie w 1. sezonie znajdowała się na przeciwnym biegunie. Nie miała właściwie żadnych pozytywnych cech i tylko wszystkich w kółko wykorzystywała. A jednocześnie nie miała w sobie dość charyzmy, żeby sprawnie wejść w rolę antybohatera całej opowieści.
Zakończenie premierowej serii (i jednocześnie początek drugiej) wiele w tym temacie zmieniają. Najnowsza część zaczyna się od podróży Bean z jej matką, która wcześniej zamieniła wszystkich poddanych ludzkich Dreamlandu w kamień. Ich nowe miejsce zamieszkania od początku wzbudza niepokój i podejrzliwość dziewczyny. Dręczą ją też wyrzuty sumienia związane z Elfo, którego życie poświęciła, żeby odzyskać matkę. Nie spodziewajcie się jednak kilku odcinków w Maru, bo Bean bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że królowa Dagmar chce ją wykorzystać. Ucieka więc z demonem Luci z jej szponów i udaje się do piekła z zamiarem wskrzeszenia Elfo.
Podobnie jak w poprzednim sezonie „Rozczarowani” łączą epizodyczne historie z powoli posuwającym się wątkiem głównym.
Problem w tym, że widzowie po raz kolejny otrzymują mnóstwo wskazówek, tajemnic i pytań, ale właściwie żadnych odpowiedzi. Jeżeli „Rozczarowani” faktycznie skończą się na 3. części, to ostatnich kilkanaście odcinków będzie musiało niesamowicie pędzić, żeby wyjaśnić wszystkie kwestia. A to wcale nie jest lepsze wyjście. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że pojedyncze historie pokazane w 2. sezonie sprawiają znacznie lepsze wrażenie niż te z poprzedniego roku. Takie odcinki jak „Samotne serce to myśliwy”, „Robota w Dreamlandzie” i „Elfi problem” zdecydowanie wyrastają ponad właściwie wszystko, co Groening zrobił w 1. serii. Przede wszystkim dlatego, że starają się powiedzieć coś więcej na temat swoich bohaterów.
- Czytaj także: „Rozczarowani” to niejedyna na rynku parodia fantasy i science fiction. Podobnych produkcji jest więcej, bo te gatunki wyjątkowo mocno przyciągają twórców komedii. Dlaczego tak jest?
„Rozczarowani” nadal mają też olbrzymie problemy z równym poziomem epizodów i przede wszystkim zakończeniami. Jednym z największych zarzutów skierowanych do współczesnych „Simpsonów” jest nieumiejętność sensownego i emocjonalnie pełnego zamykania odcinków. Serial Netfliksa pokazuje, że Groening nadal ma z tym niesamowite problemy, choć teoretycznie dostaje więcej czasu w danym odcinku (bo tylko garstka z nich ma wyraźnie odznaczony wątek poboczny).
„Rozczarowani” nadal mają też olbrzymi problem z żartami. Większość z nich nie rozbawiłaby nawet człowieka poddanego wpływowi gazu Jokera.
To przeważnie typowe suche dowcipy, zwykle polegające na odwrócenie sensu zdarzeń za pomocą czegoś na kształt średniowiecznej logiki. I tak nauka to magia, brud leczy, a kiepskie żarty niewywołujące śmiechu wśród postaci na ekranie mają w teorii wzbudzić go w widzach. Mogę powiedzieć wprost, że tego typu strategia nie przynosi żadnych pozytywnych rezultatów.
Miejscami problematyczne są również scenariusze i reżyseria serialu Netfliksa. Wynikają one główne z lenistwa lub zbytniego pospieszania animatorów. W jednym z uderzających przypadków Elfo ratuje Bean za pomocą sztyletu. Chwilę później już go nie ma, gdy oboje wyskakują za burtę. W następnej scenie trzyma jednak maczetę, bo kilka minut później na powrót przemieniła się ona w sztylet. Na nic zdają się wizualne gagi i trzeba to powiedzieć otwarcie - zdecydowanie ciekawszy, bardziej różnorodny świat - jeśli te pozytywy zostają przysłonięte przez nielogiczny montaż i luki w scenariuszu. Dlatego „Rozczarowani” to dzieło, które pomimo pewnych poprawek wciąż zbyt często zawodzi i nie rozwija wystarczająco swojego potencjału.