Netflix zekranizował bestsellerową powieść, a widzowie bardzo ją polubili. Chyba trochę ich rozumiem
"Serce w chmurach" to kolejna Netfliksowa adaptacja bestsellerowej książki young adult. Jakkolwiek zdecydowana większość inspirowanych literaturą młodzieżową pełnometrażowych obrazów spod szyldu streamingowego giganta raczej niczym się nie broni, tak w tym przypadku nie tylko zagorzali miłośnicy gatunku mają szansę nieźle bawić się podczas seansu.
OCENA
"Serce w chmurach" to już druga adaptacja młodzieżowej prozy autorstwa Jennifer E. Smith - w ubiegłym roku Netflix dał nam ze wszech miar okropne "Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy". Przeniesienie na ekrany telewizorów bestsellera z 2012 roku wyszło nieporównywalnie lepiej. Z kilku powodów.
Po kolei. Główną bohaterką tej historii jest Hadley Sullivan, która utknęła na lotnisku w Nowym Jorku - spóźniła się bowiem na swój lot do Londynu (a przy okazji: drugi ślub ojca) o cztery minuty. W zatłoczonej poczekalni poznaje chłopaka, Anglika Olivera, który wydaje się… cóż, doskonały właściwie pod każdym względem. Ma też rezerwację na najbliższy lot do Londynu - miejsce tuż obok Hadley. Krótka znajomość sprawia, że bohaterka kwestionuje wiele swoich poglądów na uczucia - a po wylądowaniu traci Olivera z oczu. Nie wiadomo, czy uda im się jeszcze spotkać.
Zgadza się, w tej historii nieprawdopodobne przypadki i zbiegi okoliczności odgrywają znaczącą rolę, ale nie są to zabiegi wynikające z twórczego lenistwa. Rozgrywająca się na przestrzeni 24 godzin akcja przekonuje, że miłość może zaatakować w każdej chwili i miejscu. Również w szybkim, nowoczesnym świecie, w którym łatwo przeoczyć to, co ważne.
Regularnie piszemy o premierach Netfliksa:
Serce w chmurach: recenzja filmu Netfliksa
Jasne, film Vanessy Caswill to typowy romantyczny kanapowiec - dość przewidywalny, otulony irytującą offową narracją, pełen wyrwanych z podręcznika, stereotypowych ujęć lokacji, neonowo-różowych świateł z przesyconymi kolorami i tak dalej. Twórcom udało się jednak sportretować nawiązane między bohaterami "połączenie" w sposób zadziwiająco naturalny. Ich interakcje są wiarygodnie oczywiste, nieśmiałe, z czasem ustępujące autentycznie brzmiacym słownym przepychankom czy poważniejszym momentom odsłaniania się przed drugą osobą (i tak na przykład Oliver uparcie bazuje na zimnych kalkulacjach, na obiektywności statystyk, co wynika z choroby jego matki). I o ile późniejsze wydarzenia mogą wydawać się zupełnie nierealne, o tyle dwoje bohaterów (i starających się wycisnąć z nich jak najwięcej aktorów) sprawia, że wszystkie te głupotki wydają się sensowne, a nawet emocjonalnie przekonujące.
"Serce w chmurach" ma, przyznaję, sporo wad (na czele ze wspomnianą wszechwiedzącą narratorką, która powtarza kretyńskie, często wręcz bezsensowne frazesy i przeprowadza bohaterów do kolejnych etapów opowieści), ale dobrze spełnia swoją rolę - to ten rodzaj niedługiej, sprawnie opowiedzianej historii miłosnej; prostego, ale uroczego romansu, w który chcielibyśmy uwierzyć, a on - dzięki zgrabnie ogranej relacji i dialogom - ułatwia nam wydobycie tej wiary z najgłębszych sfer umysłu. Film, który nie obraża inteligencji widza, nie frustruje niemądrymi scenariuszowymi zagraniami i pozwala się lubić. A Haley Lu Richardson to naprawdę utalentowana aktorka.