Widziałam dwa odcinki serialu Rojst od Showmaksa. Rok 2018 to przełomowy czas dla polskich seriali
Ten rok to złoty czas dla polskich seriali. Choć lata temu też powstawały świetne produkcje w odcinkach, dopiero teraz, po serii narzekań i klątwie Klanów, M jak Miłości czy Na Wspólnej możemy mówić o tym, że polskie seriale przeżywają renesans. I że to czas polskich seriali nowoczesnych, flirtujących z widzem, jego inteligencją. A Rojst od Showmaksa jest tego nowym dowodem.
Wszystko zaczęło się tak naprawdę jesienią 2017 roku, kiedy po trzech latach na antenę HBO wróciła Wataha. Historia Wiktora Rebrowa, pogranicznika z Bieszczad, który musiał przez zakrojony na ogromną skalę spisek zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia, początkowo budziła sprzeczne emocje. Pierwszy sezon wielu się nie podobał, a mnie samej finał nie przypadł do gustu. Po kilku latach produkcja ponownie zawitała na ekrany naszych telewizorów. Zmieniła się częściowo ekipa reżyserska i scenarzyści (m.in. została Kasia Adamik, przyszedł Jan P. Matuszyński) i to wyszło temu serialowi na dobre. Dodatkowo rozszerzono wątek prokurator Igi Dobosz, w którą fenomenalnie wcieliła się Aleksandra Popławska.
Wataha dała nadzieję polskiemu widzowi, że w tym kraju można zrobić świetne seriale, ze światowym rozmachem. Takie, które nie są dobre "tylko jak na Polskę".
Jednocześnie nowy sezon serialu HBO podniósł poprzeczkę. Wzrosły oczekiwania widzów. Bo nawet jeśli Jacek Kurski chwali się wynikami Korony Królów to wciąż jest mnóstwo ludzi w Polsce, którzy chcą oglądać dobre produkcje, pięknie zrealizowane, a nie codzienną papkę dla mas albo dla tzw. beki. I nie jest to czcze gadanie. Wyniki oglądalności drugiego sezonu Watahy były naprawdę dobre, a zwróćmy uwagę na to, że HBO to stacja komercyjna i wtedy jeszcze HBO GO nie było uwolnione. Łatwiej jest odpalić TVP 1, do której wszyscy mają dostęp, niż zapłacić za dodatkowe kanały telewizyjne.
Po Watasze przyszedł czas na serial Kruk. Szepty słychać po zmroku od Canal+.
I Kruk również zachwycił od początku. Jeśli chodzi o sam temat, to mnie chyba bardziej niż Wataha. Bardziej wciągnął mnie klimat samej opowieści, oniryczny, zagadkowy, nieodgadniony. Kruk. Szepty słychać po zmroku okazał się strzałem w dziesiątkę. To był kolejny serial, który prowokował do dyskusji. Widz nie mógł być niczego pewien, a nawet jeśli już wydawało mu się, że rozwiązał zagadkę, to nagle okazywało się, że to wcale nie jest takie proste. Że za tym wszystkim stoi coś więcej.
Z dużą radością przyjmuję wszelkie informacje na temat tego, że w Polsce pojawi się nowy rodzimy serial.
I ten rok rzeczywiście pozwolił mi uśmiechnąć się parę razy. Ostatnio gdy dowiedziałam się, że Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik ponownie spotkają się na planie, by tym razem zagrać w oryginalnym serialu Showmaksa, Rojst w reżyserii Jana Holoubka. Po pierwsze, chemia między Sewerynem a Ogrodnikiem jest niepowtarzalna. Po drugie, uwielbiam Dawida Ogrodnika. To najzdolniejszy młody polski aktor (choć konkurować może z całym światem), który potrafi wcielić się w każdą rolę. Jest niczym kameleon. Zachwyca, mądrze gada w wywiadach, po prostu ma to coś.
To zupełnie wystarczyło mi, żeby Rojstem się zainteresować.
Do tego doszedł jeszcze temat produkcji - zagadkowe śmierci, samobójstwa w latach 80. i próbujący im się przyjrzeć dziennikarze - jeden z doświadczeniem i trudną przeszłością (Seweryn) i drugi, młody, mający ambicję i wierzący, że świat można zmienić (Ogrodnik). Trochę klisza? Może. Ale jak to jest zagrane! Ile tam jest pytań, wątków! Poza tym kiedy w jednej ze scen w hotelowym barze widzisz Piotra Fronczewskiego, a w tle leci Franek Kimono, przestajesz mieć - jeżeli miałeś - jakiekolwiek wątpliwości. Chłoniesz, chcesz więcej.
Już teraz żałuję, że Rojst będzie mieć tylko pięć odcinków, bo to znaczy, że obejrzałam prawie połowę serialu w jeden wieczór. A tu aż chciałoby się dłużej smakować tę opowieść, by obserwować na aktorów, zastanowić się co ich trapi, jakie skrywają tajemnice, ale też przyjrzeć się Polsce lat 80., popatrzeć na scenografię. Wybornie się to ogląda, wybornie słucha się ścieżki dźwiękowej. Jestem zachwycona i jak na razie Rojst naprawdę wysuwa się na pierwsze miejsce na tle innych rodzimych produkcji.
Gdybym miała porównać do czegoś nowość Showmaksa, to wymieniłabym Prokuratora, gdzie możemy obserwować podobną relację pomiędzy dwójką głównych bohaterów, Artystów i Kruka, jeśli chodzi o atmosferę niepokoju. Jest tam - słusznie zresztą - trochę klimatu z odcinków 07 zgłoś się, czuć lata 80. w powietrzu, twórcom udało się to uchwycić (nie tylko we fryzurze Dawida Ogrodnika).
Na miejscu innych polskich seriali, które mają się ukazać w tym roku, drżałabym.
Rojst - jak na razie - zawiesza poprzeczkę cholernie wysoko. A przecież nikt nie chce przechodzić pod nią. Przed nami nowy serial TVN-u z Agatą Kuleszą, Pułapka, który zadebiutuje 9 września, Nielegalni na podstawie prozy Vincenta V. Severskiego od Canal+, którzy pojawią się jesienią tego roku, Znaki od AXN, które również obejrzymy jeszcze w tym roku i 1983 w reżyserii Agnieszki Holland i Kasi Adamik, za który produkcyjnie odpowiada Netflix (jego premiera to także rok 2018). Tak, to czas polskich seriali. Miejmy nadzieję, że każdy następny będzie jeszcze lepszy od poprzedniego.