Teraz albo nigdy. W "Stranger Things" musi w końcu zginąć któryś z dzieciaków
Nowy sezon "Stranger Things" wniósł wiele wyczekiwanych i bardzo potrzebnych zmian do formuły, która pierwotnie przyniosła wielką popularność temu serialowi. Matt i Ross Duffer nadal nie poszli jednak wystarczająco daleko. Grają zbyt bezpiecznie, gdy chodzi o główne postaci. Któryś z młodych bohaterów "Stranger Things 4" musi zginąć. Tylko czy Netflix odważy się na taki ruch?
"Stranger Things" od dłuższego czasu desperacko potrzebował zmian, które wniosły by nieco świeżości do bardzo skostniałej formuły ustalonej jeszcze na samym początku istnienia tej produkcji. Wiele osób miało jednak wątpliwości, czy podległy wymogom algorytmu Netflix poważy się na taki ruch. Na szczęście potrzebę podjęcia większego ryzyka dostrzegli też bracia Duffer, co poskutkowało najlepszym sezonem "Stranger Things" od 2016 roku. Absolutnie zasłużone pochwały kierowane w stronę showrunnerów serialu nie powinno nam natomiast przesłonić faktu, że do ideału wciąż brakuje całkiem spoko.
Dufferowie dosyć wyraźnie nie mają pomysłu na część starych bohaterów należących do ciągle rozrastającej się obsady. Jedenastka bez mocy stanowi najsłabsze ogniwo 4. sezonu, Will Byers od zakończenia 1. części wydaje się osobą pozbawioną dalszej roli w tej historii, a Steve Harrington został sprowadzony do pozycji jednowymiarowego dowcipu. Wątpliwości jest zresztą więcej. "Stranger Things" mogłoby być jeszcze lepsze, ale na przeszkodzie stoi wciąż zbytnia bojaźliwość twórców. W 4. sezonie niby jest groźniej, ale tylko dla postaci pobocznych.
Stranger Things: Sezon 4 - Dufferowie roztaczają parasol ochronny nad głównymi bohaterami.
W nowych odcinkach "Stranger Things" nie brakuje elementów rodem z krwawych horrorów, a historia robi się wyraźnie bardziej poważna i mroczna. Śmierci nie brakuje, nieraz zadanej w wyjątkowo brutalny sposób (o ile tylko na scenie pojawia się Vecna, czyli nowy antagonista). Podwyższone stawki nie do końca obejmują jednak grupę najważniejszych bohaterów, nad którymi Dufferowie nadal roztaczają parasol ochronny.
Mike, Dustin, Lucas, Will, Nastka i Max chodzą już do liceum, ich starsze rodzeństwo wraz ze swoimi rówieśnikami w większości szykuje się na pójście do college'u. Nazywanie protagonistów serialu "dzieciakami z Hawkins" z każdym sezonem wydaje się coraz bardziej nie na miejscu. Showrunnerom "Stranger Things" nie było łatwo pogodzić się z tym upływem czasu, ale w końcu uznali, że ich bohaterowie muszą spotkać się z bardziej wymagającym i morderczym przeciwnikiem. Niestety, Vecna na razie straszy tylko wtedy, gdy staje naprzeciw przeznaczonym na śmierć postaciom pobocznym.
Jak podaje Entertainment Weekly, w następnej części 4. sezonu ma to podobno ulec zmianie. W rozmowie z portalem Matt Duffer podkreślił, że życie każdej postaci jest obecnie zagrożone. Podobno nikt nie jest bezpieczny przed zakusami najnowszego wroga z Drugiej Strony. Zdaniem filmowca podobny poziom niebezpieczeństwa nie był możliwy do pokazania, gdy bohaterowie byli tylko dziećmi:
Netflix i bracia Duffer muszą zaryzykować. Teraz albo nigdy.
Nie do końca zgadzam się z sentymentem przedstawionym przez Matta Duffera. Stephen King w "Lśnieniu" doskonale pokazał, że można wykreować aurę realnego zagrożenia wokół bardzo młodej postaci, a Stanley Kubrick w filmowej wersji jeszcze to podkręcił. Braciom Duffer coś podobnego nie wyszło, ale to raczej świadczy o ich słabości. Nie mogę też powiedzieć, żebym po 1. połowie 4. sezonu czuł, iż każda z postaci faktycznie może stracić życie.
Nie o to zresztą chodzi, żeby zabijać kogoś na siłę. Udowodnił to wątek Max, która częściowo wyswobodziła się spod wpływu Vecny. Droga tej bohaterki w najnowszej odsłonie "Stranger Things" była naprawdę fascynująca i głęboko emocjonalna. Gdyby Maxine po prostu zginęła, to nie udałoby się osiągnąć podobnego efektu. Nie zmienia to natomiast faktu, że produkcja Netfliksa potrzebuje wejść na jeszcze wyższy poziom. Śmierć jednego z głównych bohaterów byłaby obarczona ryzykiem, ale mogłaby pomóc w podbiciu stawki przed finałem.
Kandydatów do roli "ofiary" jest wielu, ale w sieci najczęściej przewija się nazwisko Willa Byersa. Nie brak teorii, że Dufferowie szykują mu jakąś wielką scenę poświęcenia w imię przyjaźni, bo oprócz tego nie pełni on dla fabuły właściwie żadnej sensownej roli. Osobiście wolałbym inną kandydaturę, bo zabicie akurat tej postaci mogłoby zostać potraktowane jako tani chwyt. Plus w jakimś sensie podminowałoby siłę historii z 1. sezonu, gdy przyjaciele i rodzina Willa ostatecznie go uratowali. Widziałbym dla tego bohatera rolę bardziej nowego lidera i emocjonalnego łącznika dla reszty ekipy po śmierci kogoś innego. Jednak bez względu na to, kto miałby zginąć w walce z Vecną, nie mam wątpliwości, że "Stranger Things" bardzo tego potrzebuje. I gorąco trzymam kciuki za tym, by Dufferowie spełnili swoje zawoalowane groźby.
"Stranger Things 4" już na Netflix Polska.