REKLAMA

Warto było czekać! Nowe "Stranger Things" jest znakomite. Cieszę się jak nigdy, że tak się pomyliłem

Przyznam szczerze, że nie wiązałem z 4. sezonem "Stranger Things" dużych nadziei. O ile pierwsza seria serialu Netfliksa wydawała mi się czymś w swoich trawestacjach świeżym i kupiła mnie po pierwszej godzinie, o tyle już w seans trzeciej nie potrafiłem się zaangażować - stwierdziłem, że braciom Duffer skończyły się pomysły. To jeden z tych przypadków, w których naprawdę cieszę się, że byłem w błędzie.

stranger things 4 opinia millie bobby brown jedenastka
REKLAMA

Zdążyłem stwierdzić, że "Stranger Things" powinno się czym prędzej skończyć, bo dalej może być już tylko gorzej. Tymczasem Netflix i grupa zdolnych twórców pokazali mi środkowy palec - i bardzo dobrze, zasłużyłem sobie. 4. sezon hitu serwisu to olbrzymi skok jakościowy względem 2. i 3. odsłony. Za mną siedem odcinków (dwa ostatnie zadebiutują w dopiero lipcu), które sprawiły, że znów z niecierpliwością będę oczekiwał kontynuacji.

REKLAMA

Stranger Things, 4. sezon - Co słychać w Hawkins?

W "Stranger Things" i w Hawkins nie jest kolorowo. Początkowi wiosennych ferii towarzyszy seria brutalnych zabójstw, o które wszyscy podejrzewają niesfornego licealistę, Eddiego Munsona. Eddie to długowłosy miłośnik dobrego zioła, zimnego piwka, ostrego gitarowego grania i tradycyjnego fantasy - Mike, Dustin i Erica dołączają do jego Hellfire Club, by wspólnie rozgrywać sesje RPG "Dungeons & Dragons". Przyjaciele szybko orientują się, że to nie Eddie jest odpowiedzialny za przerażające morderstwa - niestety, polowanie na czarownice już się rozpoczęło, a mieszkańcy miasteczka widzą w członkach wspomnianego klubu okultystów i czcicieli szatana. W ich oczach RPG i światy fantasy niewątpliwie powiązane są z biciem pokłonów Rogatemu.

Tymczasem Lucas próbuje zerwać z łatką nerda i odnosi pierwsze sukcesy w licealnej drużynie koszykówki. Max musi zmierzyć się ze swoimi problemami i oddala się od Sanclaira. Robin i Steve stali się nierozłączni; chłopak stara się zapomnieć o Nancy, która wciąż ma do niego słabość. Jonathan i jego nowy przyjaciel w Kalifornii spędzają popołudnia na paleniu trawy, pozbawiona mocy Jedenastka jest gnębiona przez nowe koleżanki, a Will nie może uporać się z żalem do Mike'a, który całkowicie skupił się na Jane… Z kolei Hopper obmyśla plan ucieczki z obozu pracy na Kamczatce, a Joyce i Murray śpieszą mu na ratunek.

Namnożyło się tych wątków, prawda? Spokojnie - twórcy nie serwują nam żadnych zapychaczy, niepotrzebnych sekwencji i dłużyzn. A biorąc pod uwagę, że większość odcinków trwa około 75-80 minut, to naprawdę nie lada wyczyn. Wszystko tu zgrabnie się ze sobą łączy, budując spójne i interesujące podwaliny pod nadciągające wielkie wydarzenia. Nadciąga wojna.

Stranger Things, sezon 4, tom 1. - recenzja

Po pierwsze, ku mojej wielkiej radości, "Stranger Things" znów jest horrorem - i to takim, który potrafi zaniepokoić. Nowa odsłona jest zdecydowanie najbardziej krwawa i brutalna ze wszystkich dotychczasowych, a niektóre sekwencje zakrawają wręcz o body horror. Poza tym nowy sezon wciąż czerpie z Kina Nowej Przygody wszystko to, co najlepsze, pamiętając jednocześnie, że ważniejsi niż akcja są tu bohaterowie.

Twórcy poświęcają większości z nich odpowiednią ilość czasu (do tego jeszcze wrócimy), dbając o rozwój relacji, solidne motywacje i sensowne osadzenie każdego w poszczególnych wątkach. Elementy opowieści o nastolatkach (to już nie te same dzieciaki!) i dorastaniu nie gryzą się z sekwencjami akcji i motywami fantastycznymi - przeciwnie, wszystko tu doskonale się zazębia i nawet pisząc momenty grozy scenarzyści znaleźli sposób, by za ich pomocą powiedzieć nam coś o samych postaciach. Za fasadą niesamowitych wydarzeń i jakościowej rozrywki kryją się kolejne warstwy historii, którą twórcy chcą nam opowiedzieć.

Choć tym razem w "Stranger Things" nieco więcej jest "Koszmaru z ulicy Wiązów" niż "Goonies", moje obawy dotyczące forsowania tych samych tropów i braku nowych, ciekawych pomysłów zostały rozwiane (doceniam między innymi naprawdę interesującą rozbudowę mitologii świata). Nie oznacza to, rzecz jasna, że 4. sezon "Stranger Things" jest pozbawiony wad.

Część postaci nie otrzymuje odpowiedniej dawki uwagi, w efekcie nie mając szansy przejść kolejnego fragmentu ścieżki swojego rozwoju (mówię tu przede wszystkim o Mike'u, Willu i Jonathanie - inna sprawa, że chłopaki mają tu chyba najmniej czasu ekranowego, ale zakładam, że w przyszłości się to wyrówna). O ile większość wątków nie zawodzi, o tyle ten Jedenastki poważnie kuleje - mimo mocnego wstępu i jeszcze mocniejszego finału (w którym to serial zyskał wreszcie własną tożsamość), zdecydowanie bardziej ciekawiło mnie, co słychać u reszty bohaterów. Jedenastka pozostaje najmniej wyrazistą postacią, która zdążyła mnie już nieco znudzić swoją funkcją - deus ex machina, której głównym celem jest skopanie tyłków przeciwników w finale i zamknięcie portali prowadzących na Drugą Stronę. Produkcja zyskała też zdecydowanie większy rozmach - momentami wygląda naprawdę świetnie, ale potrafi też z nagła przestraszyć jakimś mizernym efektem. Jest dobrze, choć nie powiedziałbym, by ten kosmiczny budżet rzucał się w oczy.

REKLAMA

Nie czuję jednak najmniejszej potrzeby, by się nad wspomnianymi niedogodnościami rozpływać, ponieważ nowa odsłona to całościowo kawał fantastycznej opowieści o dojrzewaniu i świetnej, momentami niepokojącej rozrywki. Nie, nie doszło do żadnej rewolucji - to wciąż "Stranger Things", które dobrze znamy. Ale w swoim bezsprzecznie najlepszym wydaniu - takim, które znalazło własną ścieżkę i własny język, stając się czymś więcej, niż miksem cytatów, mrugnięć okiem i znanych tropów. Ten świat nareszcie stanął na własnych nogach.

"Stranger Things" obejrzycie na Netflix Polska.

Stranger Things, sezon 4 - opinie
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA