Żałoba po Mike’u i Rachel w „Suits” wreszcie dobiegła końca, ale „W garniturach” jest już na ostatniej prostej
„Suits” wróciło po zimowej przerwie z 2. połową 8. serii. Sprawdzamy, jak radzą sobie nasi ulubieńcy „W garniturach” pod okiem nowego lidera.
OCENA
Serial o perypetiach nowojorskich prawników pod koniec swojego życia znacząco zmienił formułę. Po rewolucji związanej z odejściem z obsady aktorów wcielających się w Mike’a i Rachel - czyli Patricka J. Adamsa i Meghan Markle - sytuacja w kancelarii się unormowała. I to pomimo roszady na samym szczycie.
Tak naprawdę przez zimę niewiele się zmieniło w biurze Zane Specter Litt Wheeler Williams poza nazwą.
Widzowie czekali na powrót serialu „Suits” kilka miesięcy, ale w fikcyjnym świecie minęła tylko jedna noc. Wystarczyła ona jednak, by zmienił się szyld przy wejściu do biura. Nowa, nieco przydługa nazwa firmy, to efekt skomplikowanych machinacji z końcówki poprzedniego sezonu.
Walka o wpływy pomiędzy Samanthą i Aleksem zakończyła się remisem. Nazwiska obojga młodych wilków, czyli protegowanych odpowiednio Roberta i Harveya, trafiły na ścianę jednocześnie. W nowej rzeczywistości muszą zresztą odnaleźć się teraz nie tylko oni, a wszyscy inni główni bohaterowie.
Louis Litt stał się bowiem szefem szefów w „Suits”.
Ten pomysł podrzuciła zresztą w kulminacyjnym momencie 1. części 8. sezonu „W garniturach” niezastąpiona Donna. Specter i Zane zaczęli brać się za łby, a prowadzenie firmy przez jednego z nich działało na drugiego jak płachta na byka. Wyjściem okazało się oddanie władzy trzeciemu z dotychczasowych wspólników.
Początek nowego sezonu pokazuje nam efekty tej decyzji. Tak jak można się było spodziewać, Louis nie jest osobą skrojoną do zarządzania innymi. Co prawda w ostatnich latach jego temperament udało się utemperować do akceptowalnego poziomu, ale nadal potrafi niespodziewanie wybuchnąć.
„W garniturach” nie może się też zdecydować, czy Louis będzie dobrym, czy złym szefem.
Pojawiają się tarcia pomiędzy nim a pozostałymi partnerami, ale wyglądają one na rozpisane na siłę. Mam też nadzieję, że scenarzyści „W garniturach” nie pójdą w kierunku eskalacji. Po tylu latach zaogniania się i gaszenia konfliktów na linii Litt-Specter nie mam ochoty na kolejny.
W kwestii relacji obu panów powiedziano zresztą chyba już wszystko, co się dało. Litt zresztą uporał się ze swoimi największymi demonami i należy mu się chwila odpoczynku. Podobnie zresztą jak całej reszcie, ale nie zanosi się na to, by go zaznali. Nie w tej branży.
Telenoweli ciąg dalszy.
Powrót do serialu „W garniturach” sprawia, że widzowie czują się jak w domu. Po stronie bohaterów nie pojawiły się żadne nowe twarze, a „Suits” przygotowało jednak nowy wątek personalny dla niemal wszystkich głównych postaci. Żałoba po Mike’u i Rachel wreszcie dobiegła końca.
Harvey zaczyna walkę, by pomścić Jessikę. Robert, zwolniony z obowiązku zarządzania całą firmą, rusza mu w sukurs. Donnę będzie w najbliższych tygodniach kusić wizja pracy w innej firmie. Samantha i Alex kontynuują zaś swoją rywalizację, a pomiędzy nimi znajduje się Katrina.
W tym wszystkim brakuje jednak duszy.
Nie chodzi nawet o brak Mike’a i Rachel, bo serial z ich odejściem poradził sobie dobrze. Pomimo tego zatracił gdzieś swój sens. Niby dostajemy jeszcze więcej tego samego, niby nowe wątki na papierze są ciekawe, ale podczas seansu czuć już to zmęczenie materiału.
Bohaterowie są na różnych etapach tej samej pętli rozczarowywania się i wybaczania sobie nawzajem. Mam wrażenie, że „W garniturach” zaczyna zjadać własny ogon i rozpoczyna się mielenie w kółko dobrze znanych motywów, tylko w innej aranżacji. Ileż razy można stawiać starych znajomych po przeciwnych stronach ringu?
Tak jak w przypadku „The Big Bang Theory” po 12 sezonach nadal mam niedosyt, bo chciałbym Sheldona i spółkę oglądać dalej pomimo kasacji, tak rozpisanie „Suits” na ostatni, 9. sezon wydaje mi się podtrzymywaniem umierającego serialu na respiratorze. No bo skoro 2. połowa 8. serii nuży, to jaka jest szansa, że za rok to się poprawi?