REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

"Suncoast" miało nie powstać. Teraz trafiło na Disney+, by rozerwać wasze serca

Jako miłośnik dramatów coming-of-age nie mogłem odpuścić seansu filmu „Suncoast” Laury Chinn, który niedawno trafił do oferty Disney+. Reżyserski (i scenopisarski, jeśli chodzi o pełny metraż) debiut aktorki znanej z raczej przeciętnie udanych występów nie był tytułem, po którym spodziewałem się fajerwerków - i to pomimo zaangażowania naprawdę fajnej obsady. Faktycznie, fajerwerków nie było - otrzymałem za to naprawdę nieźle napisany i zrealizowany obraz, który umiejętnie zagrał na moich emocjach.

16.02.2024
20:01
suncoast 2024 film recenzja opinie disney plus weekend co obejrzeć
REKLAMA

Skrypt Chinn do „Suncoast” trafił w 2020 r. na tzw. Black List - jej celem jest rzucenie światła na scenariusze, które bez wsparcia pozostałyby niezauważone i niedocenione. To dzięki tej inicjatywie od 2005 roku regularnie otrzymujemy zestawienia najlepszych niezrealizowanych dotąd scenariuszy. Lista wspomogła realizację co najmniej 440 tekstów, które na nią trafiły - dotychczas zdobyły one sumarycznie ok. 54 Oscary, 267 nominacji i 30 mld dol. dochodów na całym świecie.

Chinn oparła oparła pomysł na własnych doświadczeniach życiowych z początku XXI wieku. „Suncoast” skupia się na nastolatce Doris (Nico Parker), która wraz z matką (Laura Linney) opiekuje się ciężko chorym, pogrążonym w śpiączce bratem. U schyłku wakacji umierający chłopak zostaje przewieziony do hospicjum, a matka spędza tam z nim całe noce, skupiając na chłopaku całą swoją uwagę i zaniedbując drugie dziecko.

Dotychczas samotna, wycofana dziewczyna postanawia zatem wykorzystać nieobecność Kristine i zapraszać do siebie znajomych. Pewnego dnia poznaje specyficznego, pogrążonego w żałobie aktywistę, Paula (Woody Harrelson), który jako jedna z niewielu osób wokół zauważa dziewczynę i uważnie wsłuchuje się w jej słowa. Z czasem ich relacja przeradza się w przyjaźń - a to wszystko w otoczeniu protestujących przed szpitalem tłumów.

Czytaj więcej o nowościach w streamingu na łamach Spider's Web:

REKLAMA

Suncoast - opinia o filmie z Disney+

To świetne, że „Suncoast” ostatecznie ujrzało światło dzienne. Obraz jest niewątpliwie wielkim krokiem w karierze Chinn, która ujawniła się jako zdolna twórczyni. Ta filmowa opowieść to dla niej rzecz bardzo osobista, ale przelewanie swoich doświadczeń na papier nie wystarczy, by uczynić scenariusz czymś jakościowym i wyjątkowym. A jednak ta pochodząca z Florydy 37-latka odniosła na tym polu sukces, choć nie obyło się bez potknięć.

Jeśli chodzi o nastrój filmów o dojrzewaniu, zdecydowanie bardziej cenię sobie obyczaje z elementami komedii, ewentualnie komediodramaty - „Suncoast” to raczej dość typowy łzawy sandacz (zgadza się, obraz debiutował - jakżeby inaczej - w Sundance), który, na szczęście, potrafi swoimi melancholijnymi tonami celnie uderzyć we wrażliwość widza, a okazjonalnie rozładować napięcie dowcipem.

Suncoast

Można narzekać, że filmowi Chinn brakuje wiarygodnego rozwoju postaci i wystarczającej głębi, ale droga, którą pokonuje Doris, jest - przynajmniej w moim odczuciu - wystarczająco autentyczna emocjonalnie, by z czystym sumieniem wycofać powyższe zarzuty. Proces wychodzenia bohaterki ze swojej skorupy w czasie nieobecności matki został fantastycznie sportretowany, podobnie jak dość nieoczekiwany udział w nim znajomych ze szkoły - osób, które początkowo w ogóle Doris nie zauważają i raczej nie spodziewamy się po nich niczego ciepłego czy wspierającego. Chinn zdecydowała się jednak pokazać, że próba wyjścia do innych może czasem przynieść zaskakująco pozytywne skutki.

Za sprawą imprez krąg znajomych się powiększa i choć początkowo wydaje się jedynie wykorzystywać dziewczynę, ostatecznie wyciąga do niej pomocną dłoń - właśnie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebuje. To ciepłe i pełne wiary w młodego człowieka spojrzenie, którego nie widujemy w kinie zbyt często - ukłony dla Chinn za niespotykanie czułe podejście do jeszcze niespecjalnie świadomych nastolatków.

A zatem emocjonalny rdzeń filmu działa, jak trzeba, a bohaterka z czasem zaczyna stawiać na pierwszym miejscu swoją osobę - czego bardzo, bardzo potrzebowała. „Suncoast” sprawdza się tu i zarówno jako opowieść o żałobie, jak i historia pojednania oraz odkrywania siebie (znaczy się: nauki dbania o siebie i wsłuchiwania się w swoje „ja”).

REKLAMA

Jeśli miałbym wskazać najbardziej niepotrzebny, nic niewnoszący do opowieści element, byłaby to... postać Woody’ego Harrelsona i jego relacja z główną bohaterką.

Ten wątek nie ma zbyt wiele narracyjnego sensu, nie przebija się, nie wywiera faktycznego wpływu na Doris. Ba, cała ta relacja okazuje się, niestety, niewiarygodna, a bohaterowi (który służy przede wszystkim jako drogowskaz dla dziewczyny) brakuje konsekwencji w kolejnych mentorskich wypowiedziach. Sam Harrelson - przy całej mojej do niego sympatii - również nie daje z siebie zbyt wiele; jedzie na automacie, odtwarzając niektóre segmenty swoich najmniej wymagających kreacji z ostatnich dekad. 

Mimo tego film działa - jest dość dojrzały emocjonalnie, momentami nawet zabawny, a finalnie rozjeżdża serce walcem. Pozwala sobie na kilka manipulacji, pewnie, ale opowieściom ze śmiercią w tle rzadko udaje się ich uniknąć. Solidny materiał na domowy weekendowy seans.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA