Jedyną rzeczą, jaką Dark Resurrection różni się od swojej starszej i stacjonarnej wersji oznaczonej piątym numerkiem jest to, że pierwszy raz mamy możliwość wykręcać niesamowite combosy nie przed ekranem telewizora, a w pociągu, czując podziw kolegi zerkającego przez ramię.
Wszystko inne jest takie same, czyli niemal doskonałe. Poza różnicą wynikającą z racji mocy obliczeniowej przenośnego Portable, całość została niemal żywcem przeniesiona z poprzedniej części. Mniej szczegółowa grafika i brak trybu Devil Within to zdaje się jedyne minusy tej pozycji. Pod każdym innym względem po prostu nie znajdziesz lepszej, bardziej dynamicznej, ładniejszej i rozbudowanej bijatyki na PSP.
Tak jak w poprzednich częściach, do wyboru mamy kilka podstawowych trybów. Powracają Quick Battle, Story Battle, Attack (Survival, Gold Rush, Time Attack), Arcade Battle, Practice oraz Tekken Dojo. Teoretycznie w każdej z nich warunki są te same - oklepać jak najwięcej misek bez utraty własnej. Różnice polegają na warunkach, które trzeba spełnić, aby wygrać. Przykładowo, w takim Gold Rush po każdym trafnym uderzeniu przeciwnika dostajemy złoto, które możemy wydać na nowe ubrania dla zawodników czy odblokowanie filmików, które od momentu kupienia możemy oglądać w dowolnym momencie. Znakiem Survivala jest natomiast brak odradzającego się paska życia po każdej z walk. Podstawą jest oczywiście Story Battle, gdzie poznajemy historię każdego z zawodników, a po pokonaniu ostatniego, największego, najtłustszego i najbrzydszego przeciwnika pokazuje się nam świetnie wykonany filmik.
To właśnie na Story Battle opiera się Dark Resurrection, ukazując graczom już piąty pojedynek o tytuł "Iron Fist" - króla żelaznej pięści. Tak jak poprzednimi czasy, po puchar zgłosi się wielu śmiałków, z czego naprawdę duża ilość zabijak to już stara gwardia wyjadaczy, obeznana w sztuce prania po mordach nie gorzej niż w sztuce padania na deski. Pojawiają się też nowe twarze, których o dziwo nie uświadczysz w wersji na stacjonarną konsolę. Weźmy takiego Dragonuva - prawdziwy psychopata zafascynowany militariami. Wygląda jak idealny, pomnikowy przedstawiciel SS. Ubrany w oficerski mundur, z gadzią, bladą jak kreda twarzą i oczami tak przenikliwymi, jak gdyby był w stanie przebić Cię na wylot. Oczywiście z napisem KO! nad Twoją głową. Jego ciosy są silne, ale i szybkie. Niezbyt skomplikowane, ale skuteczne i zabójcze, o czym możemy się przekonać zaraz po opanowaniu pierwszych combosów.
Przeciwieństwem tego faszysty jest Lily - okropnie różowa księżniczka, tak obrzydliwie słodka, jak i bogata. Pochodząca z niesamowicie zamożnej rodziny, w kusej białej spódniczce, jaśniejących blond włosach i baaardzo wysokich obcasach. Brrr… Szczerze mówiąc, po zastanowieniu Dragonuv naprawdę wydaje się być mniej straszny.
Trzecią z postaci niedostępnych na PS2 jest stary przyjaciel z poprzednich części - Armor King. Najlepszy zapaśnik świata ponownie schodzi z ringu aby skopać kilka tyłków w prawdziwym turnieju. Z charakterystyczną tygrysią maską, groźnie wyglądającą zbroją i wiecznie napiętymi mięśniami raczej nie wygląda na naszego przyjaciela. Zwłaszcza kiedy wykręca nam kończyny.
Mimo słabych parametrów konsolki (zwłaszcza jeżeli postawi się ją obok młodszego braciszka - PS3) Dark Resurrection wygląda naprawdę porządnie, zwłaszcza modele postaci oraz szczegółowość niektórych lokacji (niestety tylko niektórych, bo tutaj poziom wykonania jest naprawdę różny). Ubrania (mundury, zbroje, stroje kąpielowe etc) wykonane są bardzo dokładnie, zachowują się zgodnie z prawami rządzącymi na naszej planecie (tak, mówię tutaj o powiewających spódniczkach :P). Podobnie ma się sprawa z włosami, mimika twarzy również zauważalnie się zmienia. Animacja postaci jest rewelacyjna, wszystkie ruchy są płynne i realistyczne, nakręcone oczywiście metodą Rag Doll. Odnośnie plansz jest już nieco gorzej, bo chociaż łąka i ruiny w tle (na myśl od razu przywodzą idylliczne zakątki Obliviona) wyglądają pięknie, tak samo jak mroczna katedra czy monumentalne wzgórza, o tyle arktyczna równina (?!) czy las wyglądają nad wyraz skromnie.
Co do muzyki… gdzieś tam jest i chyba gra, nie wiem tego na pewno, zawsze byłem zbyt zajęty błyskawicznym wciskaniem odpowiednim przycisków z logo trójkąta, kwadratu, koła i iksa. Jedyny utwór, jaki zapamiętałem na dłużej, to porządny kawałek z pojedynku z Devil Jinem we wcześniej już wspomnianej katedrze. Wszelkie "dś!" "dyś!dyś!" podczas brania oponenta na buty to jak zwykle klasa sama dla siebie, tak jak w niemal wszystkich poprzednich częściach (Tekken Advanced był pod tym względem naprawdę okropny).
Najważniejszym elementem jest jednak sama przyjemność wynikająca z gry, a jej jest cała masa. Dark Resurrection jest ogromnie grywalna, a wszystko za sprawą masy ciekawych postaci, ogromu możliwości związanych z technikami walki, świetnie zaanimowanych ruchów i bardzo dobrze dobranej dynamice walk. Gra jest bardzo szybka i jeszcze bardziej efektowna. Na wstępie wspomniałem o ciekawskich spoglądających na ekran przez ramię. Uwierzcie mi, Tekken robi naprawdę duże wrażenie. Masa efektownych kombinacji to jeszcze więcej czasu spędzonego w Practice, aby po godzinach treningu być kimś więcej niż człowiekiem, który naciska losowe przyciski, podczas gdy ty właśnie go pokonujesz w trybie sieciowym. Jedną ręką. Ciosów jest od groma, a dochodzą do tego jeszcze wariacje z pozycji klęczącej, z powietrza, z ziemi, stojąc tyłem, zmieniając styl walki…. Dark Resurrection to nie gra, którą opanujesz w jeden dzień. To gra, w której szkolisz się cały czas, grając kolejne pojedynki ze swoimi przyjaciółmi bądź na hostowanych serwerach. A frajda z wygranego pojedynku jest nieziemska. Większa niż w jakiejkolwiek innej bijatyce wydanej na tę konsolę.